niedziela, 13 grudnia 2009

"Pamiętaj, w Ewangelii liczy się nie ilość, akle jakość. I tak powinno być w naszym duszpasterstwie, jeśli ono ma być ewangeliczne".

"Cóż więc mamy czynić?"

Nie ucieknę "przed nadchodzącym gniewem" ( Łk 3, 7), który wycina i pali martwe drzewa.
Wyschłe serce.
Zakrzepła krew.
Chwasty moje.

Jest szansa.
Z plew kompost, z kompostu nawóz - pod róże.
Trzeba najpierw zgnić, umrzeć, by żyć.

Co zrobić abym się ocalił?
- dzielić się,
- być uczciwym,
- nie nadużywac władzy.

Czekam w pokorze na ogień.
Z radością czekam na zanurzenie TOBIE.

czwartek, 10 grudnia 2009

Jesteś przyjacielem, ponieważ jesteś węzłem, który łączy, lecz nie zniewala.
Przyjacielem, ponieważ jesteś podmuchem , który uspokaja, lecz nie usypia.
Przyjacielem, ponieważ jesteś bratem który poprawia, lecz nie upokarza.
Przyjacielem, ponieważ jesteś wzrokiem, który, śledzi, lecz nie osądza.
Przyjacielem, ponieważ jesteś ręką, która prowadzi, lecz nie ciągnie na siłę.
Przyjacielem, ponieważ jesteś oazą, która pokrzepia, lecz nie zatrzymuje.
Przyjacielem, ponieważ jesteś sercem, które kocha, lecz nie zmusza.
Przyjacielem, ponieważ jesteś czułością, która chroni, lecz nie podporządkowuje.
Przyjacielem, ponieważ jesteś obrazem Boga - właśnie dlatego.

niedziela, 29 listopada 2009

W trwodze
W bezradności
W strachu
                     Przychodzi

Morze – sam je wzburzyłem
Zostawiłem na brzegu ster i kotwicę
Morze nieugaszone – płonące
Siarką kłamstwa…

Uwolnij moje serce
Od złogów
Tłuszczu nieposłuszeństwa
Brudu nieufności
Zmęczenia fałszywym trudem

Wstanę
Masztu uchwycony
Poczekam na ciszę
Twojego przyjścia w chwale.

sobota, 28 listopada 2009

Well she was walking thru the clouds
With a circus mind that's running wild
Butterflies and zebras and moonbeams and fairy tales
(that's all she ever thinks about)
Riding with the wind

When I'm sad she comes to me
With a thousand smiles she gives to me free
It's alright, she says, it's alright
Take anything you want from me, anything
Fly on, Little Wing

czwartek, 26 listopada 2009


Duchu Święty, natchnij mnie.
Miłości Boża, pochłoń mnie.
Po prawdziwej drodze prowadź mnie.
Maryjo, Matko moja, spojrzyj na mnie.
Z Jezusem błogosław mnie,
Od wszelkiego zła,
Od wszelkiego złudzenia,
Od wszelkiego niebezpieczeństwa, zachowaj mnie!

     Zastanawiałem się dzisiaj nad moimi rozmowami o Bogu. Mówię o Nim na kazaniach i na katechezie. To chyba tyle. Nie przypominam sobie, bym w ostatnich miesiącach, może latach, o Nim rozmawiał, dzielił się z drugą osobą swoją wiarą. Jak bardzo ubogie są moje rozmowy!
     Nikt nie pyta o Boga. Sam o Niego nie pytam. Plątam się w osobistym monologu.

środa, 25 listopada 2009


„Kto będzie cię kiedykolwiek kochał tak, jak Jezus? Cała miłość stworzeń nie byłaby w stanie równać się stałej i hojnej miłości, jaką Bóg Cie obdarza. Uczucie stworzenia szybko się wyziębia. Jeśli osobie bardzo cię kochającej nie spodobasz się w jakiejś rzeczy, ona zaraz przestaje cię kochać, podczas gdy Jezus kocha cię stale. Pomaga ci podnosić się, jeśli upadasz, a jeśli Go obrażasz, On ci przebacza”.

     Czy człowiek potrafi kochać?
     Kochać tak prawdziwie, tak najpełniej.
     Bez chłodu wyziębienia, bez przerw oczekiwania.
                                                                                            Chyba nie...

     Gdyby tak kochał, to musiałby być Bogiem.
     A nie jest.
     I dlatego szuka pełni, chce ukryć nagość braku.
     W sposób szatański, na początku zareklamowany pięknością.
     Ech... głupi!

     Szybko przestaję kochać, zapominam.
     Szukam przyjaźni... napotykam samotność, gdzie nie ma Ciebie.
     Tylko cisza wołająca płonącym uczuciem.

Bo, głupki leśne, miłość to nie uczucie.

    
    

czwartek, 12 listopada 2009

Catholics Come Home

Jak błyskawica

Kiedy przyjdziesz?
Gdzie się pojawisz?
Pytam ponieważ chciałbym być gotowy na czas.
Ot, po ludzku, załapać się.
Głupie pytania!

Ty Jesteś.

Nie jesteś "tu" czy "tam"
ale "pośród nas" - w nas.

Tam w środku moje serce bije.
Do Ciebie należy...
niestety czasem inny rytm ma niż Twój - rytm łaski.
Tęsknisz za mną.
Brat i Przyjaciel.

Zmiana myślenia uzdrawia serce,
drzwi jego otwiera.
Kluczem łaska i wolność.

Tymczasem Jesteś
- w moich brudnych dłoniach
- w nieudolnych katechezach
- rozmowach, które inaczej potoczyć się miały
Tak. Jestem mały.

Mogę uciekać do czasów kiedy byłeś,
do wybiegania w przyszłość kiedy będziesz,
ale Ty jesteś TERAZ

Tworzę fałszywych chrystusów, proroków,
- w nich zbawienia szukam.
Tak - oni mają "czas i miejsce" - lecz określony i skończony.

Przyjdziesz jak błyskawica - na końcu,
ale Jesteś już w błysku pięknych oczu chrześcijan - Twoich braci i sióstr.

środa, 11 listopada 2009

Jeden z dziesięciu

Przez niewierność (Samaria) i codzienność (Galilea)
do Jerozolimy zmierzam - do Ciebie
Siebie odnaleźć pragnę
źródła szukam - wody
którą kiedyś piłem
Ona smak miała - szczęścia

Jeden z dziesięciu - jak palców u dłoni
To ja
Przedstawię się: Trędowaty jestem
co śmierć mnie pożera
Skażony zakażam wykluczony na pustyni
Stoję w oddali od Ciebie
na granicy chęci i woli

Wołam Cię po imieniu - jak przyjaciela
Zobacz
gniję i odpadam
suchy się stałem, bez życia wody

W drogę kazałeś wyruszyć
oczyszczasz przez posłuszeństwo
słowu, które każe co niemożliwe
dla człowieka jest - to wiara

Cudzoziemiec i grzesznik wrócił
do Ojca, który przytulił


Życz mi wiary, która uzdrawia.

"Wstań i idź"

niedziela, 20 września 2009

Miłosć

Gdy Ty mówiłes o najważniejszym
Ja nie słuchałem - myslałem o swojej ważnosci
Milczałem i bałem się pytać jak oni - przyszli biskupi i swięci

Kres drogi w Jeruzalem
Miasto pogańskie i swiete
Jak moje serce

Dziecko obejmujesz i patrzysz przez nie
na mnie
To szansa?
Kolejna?
A jak ją zmarnuję?

Służyć: dawać - brać
Czy to swiętosć czy miłosć?
A może jedno i drugie...
ech...

wtorek, 15 września 2009

niedziela, 13 września 2009

Zapytaj mnie

Zapytaj mnie!
Może odpowiem
Nie wiem czy potrafię
Zapytaj...

Tam pod Cezareą Filipową, gdzie czczono boskiego cezara, pytasz mnie Jezu, kim dla mnie jestes?
Patrzysz mi w oczy i mówisz: "Czy Ja dla ciebie cos znaczę? Czy Jestem dla ciebie ważny?"

Nie stawiasz tego pytania w kosciele.
Kierujesz je w miejscu, gdzie zapomniano o Twoim Ojcu.
Te pogańskie miejsca są w moim sercu, gdzie czczę bóstwa poklasku, przyjemnsci...

"Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje".

Chcę. Ty wiesz.
Tylko to zapieranie się siebie jakos nie wychodzi.
I krzyż jakis niedopasowany, pełen drzazg...

Proszę, naucz mnie mysleć jak Ty.

piątek, 11 września 2009

Bez skalpela, krwi


A jednak na sercu

I boli – bez znieczulenia

Na żywo i do żywego

Boli?

Pali!

Ogień teraz nieugaszony, pożerający

Płoń!

Czekam aż wygaśniesz…

Ech…

sobota, 18 lipca 2009

Odpoczynek apostoła

W ubiegłą niedzielę rozważaliśmy fragment Ewangelii św. Marka, w którym Jezus „przywołał do siebie Dwunastu” i rozesłał ich z misją nauczania, uzdrawiania i egzorcyzmowania (por. Mk 6, 7-13).
Dzisiaj jesteśmy świadkami ich powrotu z pierwszej tak poważnej misji. Pełni wrażeń i przeżyć wracają do tego, który ich posłał – do Jezusa. Niosą w swych sercach radość z bycia przyjętym, słuchanym. Radują się z uzdrowień ciała i ducha.
Święty Marek zanotował, że „Apostołowie zebrali się u Jezusa”. Z powrotem są razem. W naturalny sposób dzielą się doświadczeniami minionych dni. Zobaczmy oczami serca ten gwar radości z wypełnionej misji.
Wspomnijmy sobie nasze pierwsze misje, poważne zadania: pierwszy samodzielny wyjazd, pierwsze dni małżeństwa, pierwsze chwile nowonarodzonego dziecka itd. Ja przypominam sobie pierwsze kazanie, pierwszą Mszę św. Ile wtedy było radości. Wszelkie trudności, które również wtedy się pojawiały, nie mogły zmącić poczucia szczęścia.
Warto pamiętać, że autorem i zleceniodawcą misji Dwunastu, tym który obdarzył ich mocą jest Jezus. To Bóg jest tym, który wyznacza zadania. Uczynił to wobec Apostołów i czyni tak również dzisiaj wobec nas.
Jak napisał w swojej najnowszej encyklice Benedykt XVI: „Każdy znajduje swoje dobro, podejmując plan, który Bóg ma wobec niego, by w pełni go urzeczywistnić: w tym bowiem planie znajduje swoją prawdę, a przyjmując ją staje się wolny (por. J 8, 22). [p. 1]
Przyjęcie Bożej woli w moim życiu jest krokiem ku wolności, ku prawdzie. Każdemu z nas Bóg w swojej miłości zaproponował konkretną drogę życia, konkretne powołanie, zadania. Drogę, która jest dla każdego z nas najlepsza, najlepiej „dopasowana”. Czy mam tego świadomość? Czy jestem w stanie powiedzieć co jest moją misją życiową? Czy misję, którą wypełniam pochodzi od Boga, czy tez sam ją sobie wyznaczyłem?
Jest wiele misji egoistycznych, z owocami których człowiek nie ma do kogo wrócić i wraca do siebie. Tworzy się wtedy taki zamknięty krąg samozadowolenia. Istnieją prace (dobre i pożyteczne), które wykonujemy zgodnie z naszą, a nie Boża wolą – a to wielka różnica. Dlatego, tak ważne jest codzienne pytanie się Boga: Co mam czynić?
Warto poczuć się jak dziecko, które z radością pokazuje rodzicom swoje pierwsze prace.
cdn.

niedziela, 21 czerwca 2009

Pożegnać się chciałem.
Ojciec Prowincjał postanowił "przesadzić" mnie na inny grunt.
Tak to już jest.
Zmieniam pastwisko na górskie łąki i hale.
Dziękuje Wam.
Bardzo dziekuję.

niedziela, 24 maja 2009

Idź i głoś (wersja "na brudno")

„W końcu ukazał się samym Jedenastu, gdy siedzieli za stołem i wyrzucał im brak wiary oraz upór, że nie wierzyli tym, którzy widzieli Go zmartwychwstałego” (Mk 16, 14).
Jest to zdanie poprzedzające fragment dzisiejszej Ewangelii.
Ono wprowadza nas w klimat jaki panował wśród Apostołów po zmartwychwstaniu Jezusa.
Wydawałoby się, że ci, którzy towarzyszyli Mu podczas publicznej działalności, widząc Go zmartwychwstałym, będą chcieli dzielić się tą radością z innymi.
Jednak jest inaczej.
Przygnębienie, smutek i brak nadziei sprawiają, że „siedzą za stołem” (por. Mk 16, 14) nie wiedząc co dalej.
W takim to właśnie momencie przychodzi do nich Jezus, aby ich umocnić, skierować słowa pociechy i wyznaczyć zadania.

„I rzekł do nich: Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16, 15).
„Idźcie” – nie zatrzymujcie się, nie chowajcie, to przecież dopiero początek” – zdaje się Jezus mówić. „Powstań od stołu zastawionego smutkiem i rozpaczą”.
„Idźcie” - jedno słowo, którym Jezus jak gdyby wskrzesza mnie i nadaje kierunek mojemu działaniu.
Stagnacja, rezygnacja, brak inicjatywy, depresja – to są owoce naszego (mojego) „chrześcijańskiego bezruchu”.
Być może zatrzymałeś się na przystanku grzechu, który z czasem stał się twoim domem.
Upadek jest wpisany w rzeczywistość naszej wędrówki do Boga, ale trwanie w nim już nie!
Trzeba powstać, żeby iść.
Jezus posyła mnie z misją głoszenia Ewangelii.
Mam głosić Ewangelię! Ja!
Czyli co konkretnie?
Czym jest Ewangelia?
Jest Dobrą Nowiną o Jezusie.
Mam mówić o Jezusie! Nie nawracać (nawracać to mam „się”), nie przekonywać, mam o Nim mówić słowem i czynem.

Powiedz mi coś o Jezusie.
Co mi powiesz?
Czy moje życie mówi innym, że żyję Ewangelią?
Czy moje życie jest świadectwem mojej przyjaźni z Jezusem?

Mam mówić o tym, co Jezus dla mnie uczynił?
A co uczynił?
Czy jesteś w stanie powiedzieć co Jezus dla ciebie zrobił?

Ewangelia ma być głoszona „wszelkiemu stworzeniu na całym świecie”.
Misjonarze na całym świecie wypełniają ten nakaz pracując na misjach.
Jednak jest mnóstwo miejsc, do których „oficjalny misjonarz” nie trafia.
W twojej firmie, zakładzie pracy, szkole, sklepie nie pracuje misjonarz, ale ty tam jesteś!
Nie mieszkasz z księdzem, ale z żoną, mężem, dziećmi!
To jest to owe „wszelkie stworzenie”, do którego jesteś posłany z Dobrą Nowiną!!!

I co powiesz koledze, koleżance z pracy, żonie, mężowi, dzieciom?
Czy jesteś w stanie wytłumaczyć drugiej osobie, dlaczego w kościele klękasz przed metalową skrzynką z czerwoną żarówką?
Dlaczego biały opłatek po konsekracji nie jest już tym samym co był przed?
Czy potrafisz wyjaśnić czym różni się praca w niedzielę od pracy w pozostałe dni tygodnia?
Dlaczego nie kradniesz jak wszyscy kradną, gdy nikt nie widzi?
Dlaczego jesteś dziewicą (mówię do kobiet i mężczyzn), gdy przecież wszyscy przed ślubem „to" robią?
Czy jesteś w stanie udowodnić, że Jezus nie rozłożył się w grobie, nie jest martwy, lecz żyje i działa (również w twoim życiu)?

Nic nie powiesz gdy nie będziesz naprawdę znał Ewangelii - będziesz milczał.
To milczenie, które pachnie zdradą jest wielkim brakiem w naszym Kościele.
To milczenie, sprawia, że nie reagujemy gdy na nas plują, co więcej, gdy plują na naszego Zbawiciela.
Takie milczenie zabija!!!
Dlatego idź i głoś!
Chrześcijanin nie może milczeć! On ma głosić Chrystusa zmartwychwstałego!
Idź i opowiadaj o tym, co rano usłyszałeś od Jezusa gdy rozważałeś Ewangelię.
Idź i opowiadaj o tym, jak Bóg działa w twojej rodzinie.
Idź i opowiadaj o tym, jak piękne jest życie w czystym związku.
Idź i opowiadaj o tym, że jest wyjście nawet z największej opresji.
Idź i pokaż, że tylko kobieta i mężczyzna mogą stworzyć prawdziwą rodzinę.
Idź i pokaż, że możliwe jest życie z dala od „stołu smutku i przygnębienia”, stołu zastawionego nienawiścią, brakiem przebaczenia i miłości.
Idź i pokaż, że możliwe jest uwolnienie od nalogu.
Idź i głoś Ewangelię!!!
„Oni zaś poszli i głosili Ewangelię wszędzie, a Pan współdziałał z nimi i potwierdzał naukę znakami, które jej towarzyszyły” (Mk 16, 20).
Okazuje się, że te trzy lata wspólnie spędzone z Jezusem nie poszły na marne, że można wstać od „stołu smutku”.
I wierzę, że ty też głosisz Ewangelię, że nie idą na marne chwile spędzone z Panem, że razem z Nim udaje ci się trzymać z dla od „stołu bierności”.
Pozostają znaki zgody, miłości, radości, które potwierdzają, że głosisz autentyczną, nie sfałszowaną, Dobrą Nowinę.

niedziela, 19 kwietnia 2009

"Chodź, opowiedz mi jak beze Mnie jest".

Przenieśmy się wyobraźnią do zamkniętej sali, w której przebywają uczniowie po śmierci Jezusa. Jest wieczór „pierwszego dnia tygodnia” - dnia w którym Chrystus pokonawszy grzech i śmierć zmartwychwstał.
Do nich jednak ta radosna wiadomość nie dociera. Ich serca są zamknięte jak miejsce, w którym się znajdują. Strach sprawia, że ryglują drzwi by nikt nie pożądany nie dostał się do środka. Wydaje się, że ich życie zatrzymało się w Wielki Piątek. Żyją jakby zamknięci w grobie, gdzie panuje chłód, mrok, lęk, samotność, rozczarowanie i brak nadziei. Nawet świadectwo Marii Magdaleny, która oznajmiła wszystkim uczniom: „Widziałam Pana” (J 20,18) jest jakby niezauważone.

Cała ta sytuacja uczniów po śmierci Mistrza, obrazuje rzeczywistość życia pozbawioną obecności żywego Boga. Tak wygląda każda wspólnota ludzka, w której „Bóg umarł”.

Są rodziny, w których zapomniano, że ich kamieniem węgielnym, fundamentem, jest żywy Chrystus.
Są środowiska i miejsca, z których Bóg został wyproszony.
Są serca, których stanowcze „NIE” uniemożliwia wstęp Zmartwychwstałemu, gdyż On zawsze szanuje nasza wolność.

A wspólnota żyje tylko wtedy, gdy spotka Żyjącego!

Warto zadać sobie pytanie: czy moje życie nie wygląda przypadkiem jakby Jezus nie zmartwychwstał?
Czy moja wiara zatrzymała się w momencie złożenia ciała Jezusa do grobu?
Może wciąż stoimy pochyleni nad grobem, z oczami spuchniętymi od płaczu, z rozdartym sercem, które doświadcza ogromnej pustki z powodu nieobecności ukochanej osoby.
Czy moje bycie uczniem Chrystusa nie jest właśnie takim „staniem nad pustym grobem?”
Czyżbyśmy zapomnieli, podobnie jak uczniowie, że Jezus zmartwychwstał?

Przecież oni uczestniczyli w niesamowitej, trwającej trzy lata, katechezie!
Widzieli Mistrza nauczającego, czyniącego cuda, uzdrawiającego, Mistrza, który także trzykrotnie zapowiedział swoją mękę, śmierć i zmartwychwstanie.

A może bali się spotkania?
Przecież zdradzili.
Spali w Getsemani.
Uciekli, gdy powróz zaczął krępować ręce aresztowanego Jezusa.
Nie było słychać ich głosów lub były za słabe, gdy tłum krzyczał „Precz! Precz! Ukrzyżuj Go!” (J 19, 15).

Historia lubi się powtarzać.
Większość z nas przynajmniej dwanaście lat brała udział w katechezie, setki mszy św., spowiedzi, coroczne rekolekcje, liczne pielgrzymki do świętych miejsc, lektura naszej katolickiej prasy itd.
I wciąż na nowo zdarzają się ucieczki, zdrady, coraz częściej da się słyszeć głos „Poza cezarem nie mamy króla” (J 19, 15).

Ale przecież my wiemy, że Jezus zmartwychwstał. Czyż nie?
Może nasze grzechy sprawiają się, że boimy się spotkania?

Uczniowie pozostali w domu w celu odbycia żałoby.
Czas żałoby pozwala uświadomić sobie jak bardzo brakuje nam osoby, która odeszła, jak bardzo pragnęlibyśmy by wciąż była z nami.
Pojawia się tęsknota i pragnienie rozmowy.

W tym doświadczeniu uczniów nieobecności Jezusa możemy uczestniczyć również my.
Są to te wszystkie chwile, w których nie ma Boga w naszym życiu, to jest ten czas, w którym nasza wiara zatrzymała się nad grobem.
Tutaj, jak na granicy, zatrzymali się ci, którzy nie otrzymali rozgrzeszenia, którzy nie potrafią wyjść z grobu swojego dotychczasowego grzesznego życia.

Dzisiaj, w święto Miłosierdzia Bożego, Jezus wydaje się mówić do mnie:
„Chodź, opowiedz mi jak beze Mnie jest.
Opowiedz mi o strachu, który przeżywasz.
Opowiedz mi o lęku, który cię paraliżuje.
Także o tej ciemności, w której żyjesz.
O samotności, która szronem pokrywa twoje serce.
Rozczarowaniu i utracie nadziei.
Chodź, opowiedz Mi…”

Zamknięte i zaryglowane drzwi nie stanowią problemu dla Zmartwychwstałego.
Dla Jezusa nie ma żadnych przeszkód by spotkać się z nami.
Przychodzi, staje pośrodku i mówi: „Pokój wam!”
„Pokój wam” (szalom) – to żydowskie pozdrowienie wyrażające życzenie pokoju.
Pokoju, którego świat dać nam nie może.
Jeśli zapytałbym czego pragniecie, wielu z was odpowiedziałoby że pragnie pokoju.
Jednak prawdziwego pokoju możemy doświadczyć wyłącznie blisko Jezusa.
Jak dziecko, które nie uspokoi się idopóki matka nie przytuli go do serca.

Popatrz na obraz Jezusa Miłosiernego.
Spójrz na prawą rękę, która ciebie błogosławi.
Spójrz na ten krok, który Jezus czyni w twoim kierunku.
On do ciebie idzie… A ty możesz uciec, możesz nie zauważyć – specjalnie, ominąć lub skręcić na inną ścieżkę.
Spójrz na Serce, z którego wypływają promienie blade i czerwone, które Kościół interpretuje jako sakramenty.

„Uradowali się zatem uczniowie, ujrzawszy Pana”.
Rodzi się pytanie, czy gdy wychodzę ze spotkania z Panem doświadczam autentycznej radości?

Tam, gdzie jest Zmartwychwstały panuje radość i pokój.
Pokój i radość są owocem bliskiej zażyłości z żywym Jezusem.
Niech słowa modlitwy pomogą nam wejść w szczery dialog z Mistrzem, by uradować się z Jego prawdziwej obecności.

Nazywasz mnie mistrzem, a nie radzisz się mnie.
Nazywasz mnie światłem, a nie widzisz mnie.
Nazywasz mnie drogą, a nie idziesz w moje ślady.
Nazywasz mnie prawdą, a nie szanujesz mnie.
Nazywasz mnie bogactwem, a nie prosisz mnie.
Nazywasz mnie wiecznym, a nie szukasz mnie.
Nazywasz mnie miłosiernym, a nie ufasz mi.
Nazywasz mnie wszechmocnym, a nie cenisz mnie.
Nazywasz mnie sprawiedliwym, a nie boisz się mnie.

Jestem twoim Bogiem - wiem więcej.
Mając wiarę miej odwagę, a nie będzie ci ciężko,
bo kto posiada Me Boskie Serce ma wszystko.
Świat przeminie, wszystko zabierze ci śmierć
- tylko jedno zostanie
Ja - Twój Bóg.

sobota, 7 marca 2009

Do mężczyzn słów kilka

Podobno dzisiaj jest dzień kobiet, dlatego kazanie będzie o … mężczyznach, choć kobiety też zapraszam do słuchania.
Tak, gdyż jak mówią niektórzy znawcy tematu, kobieta czuje się prawdziwą kobietą u boku prawdziwego mężczyzny. A tych jak na lekarstwo – tak twierdzą same kobiety, a także znawcy tematu (psycholodzy, socjolodzy).
Czy mają rację? Czy kryzys ojcostwa, o którym mówi się coraz głośniej, istnieje naprawdę?
Spróbujmy zmierzyć się z tym tematem rozważając teksty dzisiejszej Liturgii Słowa.

cdn. :)

środa, 25 lutego 2009

O pobożnych uczynkach

Rozpoczynamy, kolejny już w naszym życiu, Wielki Post. Bóg daje nam kolejną szansę powrotu do siebie. Bowiem "nawrócić się" to inaczej "powrócić". Gdzie? Do kogo? W ramiona Ojca - jak syn marnotrawny.
W dzisiejszej Ewangelii Jezus wskazuje nam środki, które pomogą zbliżyć się do Ojca, które umożliwią ponownie zamieszkanie w Jego domu. Są nimi: jałmużna, modlitwa i post. Te trzy "uczynki pobożne" porządkują trzy sfery naszego życia: nasze relacje do drugiego człowieka, do Boga i do siebie samego.
Warto zastanowić się co Jezus ma na myśli mówiąc o „wykonywaniu pobożnych uczynków”(Mt 6,1)? Co to są te „pobożne uczynki”?

Są to wszystkie moje czyny wykonywane ze względu na Boga. Są to te moje działania, które wynikają z posłuszeństwa woli Bożej.
Tak więc pobożny czyn to ten, którego chce ode mnie Bóg. Ale to nie wszystko. Każdy, nawet najpobożniejszy uczynek, mogę „zepsuć” chęcią pokazania się przed innymi.

Warto postawić sobie pytanie o moje intencje, motywacje, które skłaniają mnie do czynu.
Czy to co robię, robię z Bogiem dla Boga?
Czy to co robię, robię sam dla innych by się pokazać?

„Niech mnie zobaczą!” – dość często słychać takie hasło.
Pokaż, ile możesz dać pieniędzy!
Pokaż, ile możesz znieść bólu i wyrzeczeń!
Pokaż, jak wielkie jest twoje poświęcenie!
Pokaż, ale Ojcu, który wszystko widzi i czeka z nagrodą.
Jezus zachęca nas do tego, aby nasza "jałmużna pozostała w ukryciu", by nasza modlitwa odbywała się w zamkniętej izdebce, a post był nie tylko sposobem odchudzania.
Nasz Mistrz zaprasza nas do "ukrycia się", do intymności, gdzie możemy spotkać się z Ojcem. Przestrzega nas, że każdy czyn, nawet najbardziej zasługujący na uznanie, uczyniony na pokaz - jest niczym w Jego oczach. Odbieramy chwałę wtedy tylko od ludzi.
Powróćmy do naszej izdebki. Zamknijmy drzwi i okna naszego serca, by "głody" tego świata (jedzenie, powonienie, smak, dotyk, słuch, widzenie, fantazja) nie zdominowały naszego życia.

niedziela, 8 lutego 2009

Punkty do modlitwy dzisiejszym Słowem

- czytając Ewangelię Marka zawsze trzeba mieć przed oczami program tej Ewangelii wyrażony słowami Jezusa: Czas się wypełnił i bliskie jest królestwo Boże. Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię! (1,15);
- rozważana dzisiaj przez nas Dobra Nowina opisuje zakończenie dania szabatu, pierwszego dnia publicznej działalności Zbawiciela i początek dnia następnego;
- składa się ona z trzech części, wyraźnie przez Marka wydzielonych poprzez używanie zwrotów określających czas;

- pierwsza część opisuje wspomnienia Piotra, który zaprosił Jezusa do swojego domu w Kafarnaum;
- jak wiemy trwa szabat – dzień odpoczynku, dzień świętowania, dzień modlitwy;
- dwaj bracia (Andrzej i Szymon) zapraszają Jezusa do siebie, do swojej rodziny;
- dołączają do nich również dwaj bracia: Jakub i Jan;
- wszyscy czterej poprzedniego dnia zostali powołani przez Jezusa oraz byli świadkami Jego nauczania i cudu uzdrowienia opętanego w synagodze;
- synagoga to miejsce, gdzie czytano Pisma, oczywiście ST, które następnie były wyjaśniane przez uczonych w piśmie, po czym następowała wspólna modlitwa;
- zobaczmy, że Jezus świętuje i zachowuje szabat;
- uczestniczył w spotkaniu w synagodze a teraz udaje się do domu Szymona, do miejsca rodzinnego;
- teraz dom Piotra staje się miejscem katechezy i kultu chrześcijańskiego;
zaprosić Jezusa do siebie!
- wyjść z Eucharystii z Chrystusem – zaprosić Go do domu, do rodziny;
- zaproszenie Jezusa do domu przedłużeniem uczestnictwa w Eucharystii;
- dom Piotra nie był wolny od trosk i zmartwień, gdyż jak widzimy miał chorą teściową;
- Marek pisze, że leżała w gorączce;
- gorączka ta, która przykuwa do łóżka zmuszając do przyjmowania posług od innych i uniemożliwiając służbę, jest obrazem zła, które unieruchamia każdego człowieka i zamraża jego zdolność miłowania oraz rozwija w nim zdolność do panowania nad innymi;
„Zaraz powiedzieli Mu o niej” (1,30);
- w drodze do Boga istnieje zawsze pośrednik, czyli ktoś kto przyprowadza nas do Niego i Jego do nas;
- istnieje konieczność mediacji polegającej na mówieniu do Pana o ludziach i do ludzi o Panu;
- każdy chrześcijanin jest odpowiedzialny wobec Ojca za swojego brata;
- Jezus nie odsuwa się od zła ale idzie;
- „podniósł” ją – ten sam czasownik oznacza „zmartwychwstanie”
- „ujął za rękę” – to nie magia - ręka Jezusa bierze naszą rękę i przekazuje nam nowe życie;
- „I usługiwała im” - czyli Jezusowi i innym;
- nasza dłoń „uchwycona” przez Jezusa, jest wreszcie zdolna działać tak jak Jego dłoń;
- słowo „służyć” w NT oznacza tyle co kochać;
- służba jest uzdrowieniem człowieka ze śmiertelnej gorączki: egoizmu, który zabija człowieka;
- kochać oznacza wziąć na siebie odpowiedzialność za drugiego człowieka z jego potrzebami i ograniczeniami;

Przejdźmy do drugiego fragmentu Ewangelii:
„Z nastaniem wieczora, gdy słońce zaszło” (1,32)
- kończy się pierwszy dzień działalności Jezusa;
- dzień jest czasem będącym do dyspozycji człowieka, aby oceniać, podejmować decyzje i działać;
- noc jest czasem straconym, martwym;
- „wieczór” – zbliża się do niego każdy człowiek, załamuje się każde jego roszczenie i ustaje wszelkie oczekiwanie;
- jest to czas, w którym każdy mówi: „dziś już dość”;
- i tutaj właśnie Bóg oczekuje na nas, gdyż jest to godzina, w której doświadczamy, że jesteśmy ludźmi śmiertelnymi, a On jest Bogiem;
- w tym momencie rezygnujemy z wszelkiej naszej działalności i pozostawiamy wreszcie miejsce dla Niego, aby mógł interweniować;
- dlatego wieczór Jezusa jest kulminacyjnym momentem Jego działalności;
- nasza noc jest ponadto miejscem, gdzie doświadczamy światła Jego nocy;
„Przynosili do Niego” (1,32)
- nikt nie przychodzi do Jezusa na własną rękę – Bóg potrzebuje ludzi;
„Wszystkich chorych” (1,32)
- za dnia uzdrowił tylko jednego, wieczorem „wszyscy” są przy Nim;
„Całe miasto zebrało się u drzwi” (1,33)
- rankiem, w bramie miasta, wydawano wyroki skazujące na złoczyńców;
- wieczorem, przy drzwiach domu Szymona, Od sam wydaje swój zbawczy wyrok na wszystkich zagubionych;
„Uzdrowił wielu dotkniętych rozmaitymi chorobami” (1,34)
- słowo „uzdrawiać” w języku greckim (therapeuo) oznacza szanować, czcić, odnosić się z szacunkiem;
- taka jest właściwa „terapia” (leczenie) głębokiego zła człowieka;
„I wiele złych duchów wyrzucił” (1,34)
- Jezus nie troszczy się o chorego, a nie o zło;
- my często uzdrawiamy zło ze szkodą chorego – gdy nienawidzimy grzesznika i kochamy grzech;
„Lecz nie pozwalał złym duchom mówić” (1,34)
- Jezus nie znosił rozgłosu, uważał go za pokusę;

Ostatni, trzeci fragment:
„Nad ranem, gdy było jeszcze ciemno, wstał” (1,35)
- w nocy człowiek śpi;
- jeśli czuwa, gdy milczy cała przyroda, znajduje się sam na sam ze swym stwórcą, przed którym jest, kim jest;
- modlitwa jest siłą, która przezwycięża ciemności;
„Wszedł na miejsce pustynne” (1,35)
- słowa „wyjść” i „miejsce pustynne” przywołują na myśl exodus;
- modlitwa nie pozwala człowiekowi na spoczynek;
- stanowiłoby to śmiertelną pułapkę;
- każe mu wyjść z niewoli i rozgłosu tego co czyni i co jemu czynią, aby znaleźć się na pustyni, gdzie może wsłuchiwać się w to co istotne;
„I tam się modlił” (1,35)
- ufny, przyjacielski, bezpośredni i nieustanny dialog;
- Jezus interesuje się i wstawia się za innymi;
- modlitwa jest siłą do zwyciężenia nieprzyjaciela, jest przedstawianiem Bogu swych niepokojów, trosk i zagrożeń;
„Pośpieszył za Nim Szymon” (1,36)
- Piotr jeszcze nie idzie tylko za Jezusem, ale i za swoimi pragnieniami, których realizację widzi w Jezusie;
"Wszyscy Cię szukają" (1,37)
- to cel naszego życia;
- dla Jezusa jest to jednak pokusa szukania własnego ja;
- Piotr nie szukał Jezusa dla Niego samego ale z powodu cudów, które zdziałał;
- delikatne stracie między myślą człowieka i myślą Boga;
- uczniowie działają z pewnością w dobrej wierze; szukają Jezusa i doradzają Mu to, bo Go kochają;
„Pójdźmy gdzie indziej” (1,38)
- Jezus poznaje i odrzuca pokusę szatana, której stawił czoła na pustyni;
- siłę do przezwyciężenia jej czerpie z modlitwy;
- modlitwa „sprężyną” naszej miłości do braci;
Zapraszam do modlitwy...

niedziela, 1 lutego 2009

Opętani katolicy

Gdy medytowałem nad dzisiejszą Ewangelią mocno uderzył mnie – wynikający z opisu - fakt, że w synagodze znajdował się człowiek opętany przez ducha nieczystego.
Jak to możliwe? W miejscu świętym? Miejscu modlitwy?
Człowiek ten ukrywał się w pobożnym środowisku, modlił się i uczestniczył w nabożeństwach.
Szatan miesza świętość z tym co najohydniejsze, miesza prawdę z kłamstwem, czystość z brudem. Doprowadza dożycia podwójnego.
Ten człowiek był religijny, ale zbuntowany, modlił się, ale był nieposłuszny woli Boga.
Ukrywała się w nim potworna sprzeczność, która sprawiała w nim wielki ból rozdarcia.

Wtedy przyszła mi taka myśl: jak to jest z naszym katolicyzmem? Dlaczego w chrześcijańskich sercach - które uważają, że należą do wspólnoty Kościoła - jest tyle niezgody, braku przebaczenia, rozdarcia i bólu?
Jak to jest z naszą wiarą? Dlaczego wierzący nie modlą się, nie uczestniczą w Eucharystii, przestają posyłać dzieci na katechezę?

Może to ja jestem tym zniewolonym przez demona człowiekiem, który ukrywa się w Kościele pod płaszczykiem pobożności?
Może jest tak, że moja religijność jest tylko poprawna zewnętrznie (faryzeizm), polegająca na tym, że chodzę do kościoła jak nic nie stanie mi na przeszkodzie, od czasu do czasu wyspowiadam się i oczywiście nie jem mięsa w piątek.
To jest tylko zewnętrzna maska, która może ukryć mnie przed drugim człowiekiem, może pokazywać jakim to ja nie jestem wierzącym, ale nie ukryje przed Bogiem.
Dla oczu Ojca najważniejsze jest to, co znajduje się wewnątrz, w sercu.
To właśnie tam człowiek spotyka się z Bogiem, to tam podejmuje decyzje, to tam zmaga się z pokusami.

Człowiek w synagodze był opętany przez ducha nieczystego, a więc ducha z którym współpraca prowadzi do śmierci ducha.
Ewangelista nazywa złego ducha nieczystym być może dlatego, że serce tego nieszczęśnika zostało zaśmiecone nieczystością seksualną.
Bardzo często kłopoty z seksualnością mają swoje źródło w środowisku rodzinnym, w którym kult pieniądza lub kariery albo rozbicie związku małżeńskiego uniemożliwiają obdarowanie dzieci miłością i czułością.
Ten niezaspokojony głód miłości jest otwartą bramą do zniewoleń, a nawet opętań.

Tzw. odświętna religijność, która ogranicza się do dorocznej spowiedzi i okazyjnych wizyt w kościele, prowadzi do pustki duchowej, którą łatwo nawiedzają ciemne siły.
Notoryczne przyjmowanie Komunii Świętej w stanie grzechu ciężkiego albo notoryczne zatajanie grzechu ciężkiego przy spowiedzi to najczęściej uczęszczana ścieżka złych duchów.
Zaczyna się niewinnie: Harry Potter, pokemony, gry pełne przemocy, później pojawia się zamiłowanie do ciężkiej i agresywnej muzyki, pornografii czy noszenia symboli okultystycznych, zainteresowanie magią, amuletami.
Horoskopy, karty tarota, wywoływanie duchów, jasnowidztwo, bioenergoterapia, posługiwanie się wahadełkiem...
Wreszcie to wszystko już nie wystarcza i dusza ludzka zostaje wessana przez szatana, doprowadzając do jawnego satanizmu.

Na zewnątrz taki człowiek może się niczym szczególnym nie wyróżniać, może nawet chodzić do kościoła i twierdzić, że jest katolikiem.
Zawsze zastanawiało mnie to, że na każdej mszy św. wiele ludzi nie przystępuje do Komunii św.
Dlaczego nie korzystają z tak wielkiego daru?
Przecież po to przyszli by nie zagłodzić swojej duszy, by była ona silna i mogła się oprzeć pokusom.

Jednak wszystko się zmienia (ujawnia, wychodzi na jaw) w człowieku, gdy prawdziwie spotyka Jezusa nauczającego z mocą, który obecny jest w kapłanie, w katechetce, człowieku autentycznie wierzącym.
Zły duch nie wytrzymuje i krzyczy zagrożony, pytając: „Czego chcesz od nas?”
Prawda i kłamstwo nie mogą razem współistnieć.
„Nas”? – to słowo „nas” ukazuje, że człowiek zniewolony doznaje wewnętrznego rozdarcia z powodu swojego biernego współudziału z nieprzyjacielem.

Jak poznać, że ulega się złemu duchowi?
Po pierwsze: wystarczy zbadać jaka jest moja rekcja na Ewangelię głoszoną w Kościele i przez Kościół lub czytaną prywatnie.
Jeśli jej przesłanie niepokoi mnie, irytuje, wywołuje niechęć a nawet złość, to znak, że zły duch ma na nas wpływ.
Niemożliwą rzeczą jest równoczesna służba Bogu i Szatanowi.
Trzeba dokonać wyboru: ani Bóg i ani Szatan nie tolerują podwójnych agentów.
Drugim sposobem pozwalającym rozpoznać czy nie ulega się wpływom złego ducha jest nasz stosunek do głoszących z urzędu Ewangelię: papieża, biskupów, kapłanów, a także świeckich, którzy podjęli się tego zadania.

Co zrobić być nie ulec wpływom złego ducha?
Być autentycznym przyjacielem Jezusa.
Spotykać się z Nim w sakramentach.
Słuchać Słowa czytając Pismo Święte.
Walczyć z pokusami wzywając Matkę Bożą i Michała Archanioła.
Korzystać z sakramentaliów: np. nosić ze sobą rzeczy poświęcone.
Ament

sobota, 31 stycznia 2009

"Modlitwa jest czymś głęboko ludzkim, jej brak - czymś nieludzkim. Jeśli brak nam odniesienia do Boga, tracimy sens naszego istnienia. [...] Modlitwa to postawa życiowa, przenikająca wszystko wspólnota z Bogiem". W. Stinissen

niedziela, 18 stycznia 2009

Jak zostać uczniem Chrystusa?

Wydawałoby się, że jest to łatwe pytanie. Jednak, gdy przychodzi nam udzielić konkretnej odpowiedzi, mamy trudności.
Zostać księdzem lub zakonnicą?
Dużo się modlić?
Poszukajmy odpowiedzi na to pytanie.

Człowiek jest z natury istotą poszukującą: szczęścia, wiedzy, sensu, miłości.
Jeśli nie zatraci w sobie tego pragnienia, jeśli się nie zniechęci, nie podda, to jego trud z pewnością będzie nagrodzony.
Trzeba autentycznie pragnąć szczęścia.
Prawdziwego szczęścia, nie tego łatwego i płytkiego.
Nie można poddać się przeciętności.
Nie można zadowalać się łatwymi i szybkimi odpowiedziami.

Spójrzmy na Andrzeja i Jana – oni szczerze szukali.
Byli prostymi rybakami. Oprócz swoich codziennych zajęć znajdowali czas aby szukać, słuchać.
Jak wszyscy Izraelici, wypatrywali obiecanego Zbawiciela, ale tylko nieliczni rozpoznali Go w osobie Jezusa.
Wśród nich byli Andrzej i Jan.

Misja Jana Chrzciciela dobiega końca.
Ochrzcił Jezusa, a dzisiaj, razem ze swoimi uczniami, wśród których był Andrzej i Jan, stoi nad brzegiem Jordanu – rzeką oczyszczenia, rzeką prawdy o człowieku.
I oto Jezus po raz drugi przychodzi nad Jordan, prawdopodobnie po czterdziestodniowym poście.
Widzi go Jan Chrzciciel i mówi: „Oto Baranek Boży”.
Wskazuje na tego, który ma być złożony w ofierze za nas, za nasz grzech.
Wskazuje na tego, o którym mówił Izajasz i Jeremiasz, że Mesjasz będzie cierpiał „jak baranek na rzeź prowadzony” (Iz 53,7).

Dopóki istniała świątynia w Jerozolimie, codziennie rano i wieczorem w ofierze składany był właśnie baranek. W ten sposób, zgodnie z życzeniem Boga, naród wybrany oddawał Stwórcy należną chwałę i cześć.

Uważni na słowo, Andrzej i Jan, usłyszeli Jana Chrzciciela, który niejako przedstawił im oczekiwanego Mesjasza.
Jan Chrzciciel jest świadkiem.
Aby pójść za Jezusem trzeba usłyszeć głos świadka.
Świadek, to nie ten, kto coś wie o Jezusie, coś o Nim przeczytał ale to ten, kto się z Nim spotkał – naprawdę spotkał!

Andrzej i Jan „poszli za Jezusem”.
Co to znaczy iść za Jezusem?
To znaczy stać się Jego uczniem.
Porzucić to, co uniemożliwia mi pójść za Nim.
Porzucić nieraz niewłaściwe więzy rodzinne.
Przedkładać Jezusa ponad inne sprawy i obowiązki.
Wziąć swój krzyż.
Doświadczać Jego mocy i uzdrowienia.
Wyrzec się ziemskich skarbów na rzecz skarbów w niebie.

Andrzej i Jan idą za Chrystusem.
Może na początku z nieśmiałością, jak dzieci, które boją się obcego.
Jednak są wytrwali.
Jezus odwraca się i widzi, że idą za Nim.
Stąd płynie dla nas nauka, że Jezus dostrzega każdego, kto chce pójść za Nim.
Pragnienie szukania Jezusa, kroczenia za Nim i bycia Jego uczniem znajduje natychmiastową reakcję z Jego strony.
To Jezus rozpoczyna dialog z tymi, którzy chcą za Nim iść.

„Czego szukacie?” – pada pytanie.
Nie należy ono do banalnych.
Czyżby owo pytanie było twarde, zniechęcające?
Nie – ono osadza nas w rzeczywistości.
Trzeba sobie odpowiedzieć na fundamentalne pytania:
Dlaczego chcę iść za Jezusem?
Po co to robię?
Czego szukam w tej relacji z Nim?
Czego oczekuję?
Jest to pytanie o motywację;
Dlaczego chcesz swoje życie przeżyć z Jezusem?
Dlaczego zawierasz sakrament małżeństwa a nie związek cywilny?
Dlaczego codziennie klękasz do modlitwy?
Dlaczego w każdą niedzielę przychodzisz na Eucharystię?

Czego szukasz?
W ewangeliach mamy opisy wielu, którzy chodzili za Jezusem lecz ostatecznie nie uwierzyli w Niego:
„Kogo szukacie?” – pytał swoich wrogów w Ogrójcu.
„Kogo szukasz?”- pytał w ogrodzie Marię Magdalenę.
Szukam Jezusa ukrzyżowanego i zmartwychwstałego.

Każde prawdziwe poszukiwanie szczęścia, miłości, pokoju, radości, przyjaźni – jest w ostatecznym rozrachunku poszukiwaniem tej Jedynej Osoby, którą jest Jezus, osoby, która może dać nam to, czego szukamy.

„Gdzie mieszkasz?” – jest to pytanie o dom, pochodzenie.
Inaczej mówiąc „Kim jesteś?, Jakim jesteś?”.
Jak wygląda Twój dom?
Chcemy poznać twoich najbliższych: Ojca, Matkę.
Chcemy wiedzieć, gdzie możemy Cię szukać.
Chcemy wiedzieć, gdzie będziemy mogli Cię spotkać?

Nie wystarczy iść za Jezusem, ale w tym postępowaniu za Nim potrzeba pragnienia spotkania z Nim, potrzeba szukania z Nim autentycznej relacji.

„Chodźcie, a zobaczycie”.
Jezus daje się rozpoznać, tym którzy nie zatrzymują się w drodze za Nim.
Zaprasza szukającego: „Chodź i zobacz”.
"Pokażę ci mój dom, moich najbliższych.
będziesz moim gościem".

Jezus na ziemi nie ma swojego domu (Mt 8,20), Jego domem jest Dom Ojca, a więc tam Jezus zaprasza swoich uczniów.
On chce byśmy osobiście przekonali się o tym, kim On jest.
Jest to konieczne, aby zostać Jego uczniem.

Ci, którzy doświadczyli, kim jest Jezus, przejmują Jego sposób działania.
Filip, zachęcając Natanaela do spotkania z Jezusem i wiary w Niego, posługuje się tym samym zwrotem „Chodź i zobacz”.
”Poszli i zobaczyli”­ …– nie da się zobaczyć, kim jest Jezus nie idąc za Nim, nie stając się Jego uczniem.

Jezus nie ma swojego domu.
Pozostawanie u Niego jest trwaniem w Jego nauce, posiadaniem tego samego domu – czyli domu Ojca.
Każdy uczeń potrzebuje osobistego doświadczenia tej rzeczywistości.
Zapraszam i ja dzisiaj Ciebie: „Chodź i zobacz”.

wtorek, 6 stycznia 2009

7 km

Podróż perskich uczonych i kapłanów zarazem (bo nimi są mędrcy z dzisiejszej Ewangelii) może być obrazem naszej podróży w poszukiwaniu autentycznej wiary.
Od momentu chrztu świetego nieustannie wędrujemy by odnaleźć pełnię i głębię naszego chrześcijaństwa.
Żmudne poszukiwania mędrców doprowadziły ich do świętego miasta – Jeruzalem. My także chcielibyśmy odnaleźć Boga w świętym mieście Jeruzalem - Kościele.
Razem z mędrcami pytamy: „Gdzie jest?” „Gdzie mogę znaleźć Króla?”
Magów prowadziła gwiazda, która symbolizuje rozumowe poszukiwania.
A co mnie prowadzi do Boga?
Co mnie motywuje by Go szukać?
Świadectwo tych, którzy Go spotkali? Cierpienie? Przeczucie szczęścia?

Mędrcy nie obawiali się wyruszyć ze swoich domów, nie bali się porzucić swoich pracowni, nie bali się wyruszyć w nieznane. Czy mieli pewność, że osiągną cel? Na pewno nie. Ryzykowali!

Warto postawić sobie pytanie: Czy ja mam odwagę wyruszyć w podróż na poszukiwanie Boga? Czy może życie w tzw. katolickich przyzwyczajeniach i stereotypach wystarcza mi?

W Jerozolimie, która wciąż oczekiwała na Mesjasza, dzieje się rzecz niezwykła: arcykapłani i uczeni ludu nic nie wiedzą o narodzinach Jezusa! Znają Pisma, znają proroctwa ale nie wiedzą, że zaledwie siedem kilometrów stamtąd narodził się oczekiwany Mesjasz!
Może podobnie jest z nami?
Znamy Ewangelie, chodzimy (nie uczestniczymy) na msze, przyjmujemy księdza po kolędzie, święcimy kiełbaskę w Wielką Sobotę, a nie zdajemy sobie sprawy, że nasz poszukiwany Bóg jest tak blisko nas, tuż obok!

On nie znajduje się we władzy, czego symbolem jest Herod, nie znajduje się w teorii, której symbolem są uczeni ludu.
Jezusa znajdziemy poza władzą, poza bogactwem, poza wszelkimi wielkościami tego świata.
Jezusa odnajdziemy w ubóstwie, posłuszeństwie, czystości.

Gdy mędrcy „weszli do domu i zobaczyli Dziecię Matką Jego, Maryją; padli na twarz i oddali Mu pokłon”.
Z chwilą, gdy osiągają cel swojej wędrówki, rozpoczyna się dla nich duchowa droga, o której mówił papież Benedykt XVI do młodych w Kolonii: "Zewnętrzna droga tych ludzi dobiegła końca. Byli u celu. W tym jednak miejscu zaczyna się dla nich nowa droga, pielgrzymka wewnętrzna, która odmienia całe ich życie. (...) Nowy Król, któremu oddali pokłon, odbiegał bardzo od ich oczekiwań. Dlatego musieli się nauczyć, że Bóg jest inny od tego, jak Go sobie zwykle wyobrażamy. Tu zaczęła się ich droga wewnętrzna. Zaczęła się w tej samej chwili, gdy oddali pokłon temu Dziecięciu i rozpoznali w Nim obiecanego Króla. Ale do tych radosnych gestów mieli oni jeszcze dojść wewnętrznie. Musieli zmienić swoje zdanie o władzy, Bogu i człowieku, a uczyniwszy to, musieli także sami się zmienić. Widzieli teraz, że władza Boga jest inna od władzy możnych tego świata. Sposób działania Boga jest inny, niż sobie to wyobrażamy i chcielibyśmy także Jemu narzucić. Na tym świecie Bóg nie konkuruje z ziemskimi formami władzy. Nie przeciwstawia swoich zastępów innym zastępom. Jezusowi w Ogrodzie Oliwnym Bóg nie posyła dwunastu legionów aniołów, aby Mu pomogły (por. Mt 26,53). Hałaśliwej i despotycznej władzy tego świata przeciwstawia On bezbronną władzę miłości, która na Krzyżu - a potem wciąż od nowa w dziejach - przegrywa, a mimo to stanowi coś nowego, boskiego, co opiera się niesprawiedliwości i ustanawia Królestwo Boże. Bóg jest inny - teraz to widzą. A to znaczy, że teraz oni także muszą się stać inni, muszą nauczyć się stylu Boga Przyszli, by służyć temu Królowi, by wzorować swój majestat na Jego majestacie. Taki był sens ich pokłonu, ich adoracji. (Czuwanie modlitewne 20 sierpnia 2005).

Warto dzisiaj spojrzeć na swoją własną drogę wiary.
Jakimi etapami prowadził mnie Bóg do spotkania z Jezusem?
Czy pamiętam moment wejścia do Domu i osobistego aktu oddania całego swojego życia w darze Jezusowi?
Jakie owoce tamtego wydarzenia widzę u siebie dzisiaj?
Wielu chrześcijan zdaje się podążać drogą wprost odwrotną do drogi Mędrców: poznawszy już Jezusa odchodzą od Niego szukając duchowych doświadczeń i mądrości w pogańskich religiach, magii, horoskopach, wschodnim okultyzmie.
W jakimś sensie powracają na Wschód odwracając się od prawdziwej Światłości świata...

Jak wygląda moja osobista droga wiary: idę naprzód, czy się cofam?

niedziela, 4 stycznia 2009

Początek

Aby samolot mógł wzbić się w kierunku nieba, a później bezpiecznie wylądować u celu podróży, musi być odpowiednio przygotowany. Nie chodzi tu tylko o pełny zbiornik paliwa, ale o każdy, choćby najmniejszy, szczegół, by zlekceważony nie był przyczyną katastrofy.

Podobnie jest w życiu. Aby nasze przedsięwzięcia osiągnęły pożądany skutek, muszą być odpowiednio wcześniej dobrze przemyślane. Wtedy skupiamy się nie tylko na celu, ale zastanawiamy się także nad tym jak go osiągnąć. Dlatego oceniamy nasze możliwości i siły, planujemy, by - jak mówi Ewangelia - nie wybudować domu na piasku.

Najważniejszy jest początek.
Im więcej czasu i sił poświęcisz na dobre i solidne przygotowanie, tym szybciej osiągniesz cel.
Ile razy przytrafiło ci się czytać instrukcję obsługi, gdy dana rzecz nie nadawała się już do użycia?
Ile razy żałowałeś nieprzemyślanych słów?
Ile łez popłynęło z twoich oczu bo źle wybrałeś?

Wiemy jak ważną i kluczową sprawą jest dobrze wystartować. Niestety często zdarza się, że nasze życie jest „niepoukładane”, jest w nim chaos i bałagan. Media krzyczą: „Żyj chwilą”, „Bądź spontaniczny”, "Bież i używaj, to dobre i przyjemne" i tak niektórzy żyją. Żyją jak im szatan zagra i zaśpiewa, czyli zareklamuje.
Bezmyślnie, czyli bez myślenia, bez myśli, bez planu, bez porządku.
Bez porządku na początku – za to z bałaganem na końcu!!!

Tak więc zwróćmy uwagę na początek jako na fundament. Zobaczmy jak ważne są początki.
Jeśli nie zostanę z miłością przyjęty i powitany na tym świecie, to moje dalsze losy upływają pod znakiem lęku.
Jeśli nie nauczę się kochać, to zamknę się w skorupie samowystarczalności.

Wiemy jak ważne są pierwsze dni w przedszkolu, w szkole, pierwsze chwile spotkań chłopaka z dziewczyną, rozmowa kwalifikacyjna by dostać pracę. Mówi się, że połowa sukcesu to dobrze zacząć.

Na początku każdego porozumienia jest odezwanie się do kogoś. Musi zatem zaistnieć wzajemna komunikacja. Bez tego działam sam, działa moje ego.

Jeśli dziecko po urodzeniu nie miałoby kontaktu z matką – umarłoby.
Gdybyś pewnego dnia nie puścił oczka do swojej żony, nie bylibyście dzisiaj małżeństwem.
Gdyby rodzice nie przynieśliby cię do chrztu i nie wychowali w wierze to nie byłbyś katolikiem.
Świat zaistniał dzięki słowu Boga. Ja istnieję ponieważ Bóg mnie zaplanował, chciał mnie. Stwórca działa przez Słowo, czyli swojego Syna Jezusa. Nazywamy Go Pośrednikiem, gdyż przez Niego „wszystko się stało, co się stało, a bez Niego nic się nie stało, co się stało”.

Przez Pośrednika wszystko wydarza się w moim życiu. Muszę podjąć z Nim dialog. Jeśli tego nie zrobię, to nie dziwmy się, że osamotnienie doprowadzi mnie do rozpaczy.

Dlatego na początku mojego dnia powinno być Słowo Boga. Muszę z Nim porozmawiać.
Nikt nie może powiedzieć, że spotkał Jezusa, kto nie pozwolił Mu przemówić do serca przez Biblię.

Jeśli chcę być przyjacielem Jezusa, muszę się z Nim spotkać.
Kiedy otwieram twarde okładki Pisma Świętego, w tym samym momencie Bóg otwiera twarde bramy mojej duszy i wkracza w moje życie.

Zanim Bóg uporządkował swoim słowem świat, panował chaos.
Może twoje życie też jest chaosem.
Próbowałeś je naprawiać i nic z tego nie wyszło, bo zapomniałeś o tym, by na początku było przemawianie Boga.

Otwórz Biblię – i daj szansę Bogu, by stworzył cię na nowo!
Mówisz, że to trudna Księga. Owszem, ale w miarę obcowania z nią, ze Słowem staje się jaśniejsza, bliższa. Staje się przyjacielem.

Jak każda miłość potrzebuje czasu i ciepła by mogła wzrastać.
Bez spotkania, bez rozmowy nie ma porozumienia, nie ma wzrostu.
Bez spotkania ze Słowem Boga, które jest życiem, nie urosnę, nie przyniosę plonu.
Gdy w naszych relacjach zaczynają się ciche dni, złośliwe uwagi, to znaczy, że nie umiemy się dogadać.
Czy umiesz dogadać się z Panem Bogiem?

Może nadszedł czas byś wrócił do źródła?
Człowiek, który się pogubi wraca do punktu wyjścia. Szuka początku.
W każdym z nas jest tęsknota za Bogiem. Jej centrum jest dusza, która do Niego należy, i w której On mieszka. Ponieważ to On jest Alfą. On jest początkiem. On jest punktem wyjścia. On jest fundamentem.

Warto zacząć od najprostszych rzeczy:
- od znaku krzyża gdy rozpoczynasz dzień;
- od wezwania Ducha Świętego przed nauką;
- od dziękczynienia gdy zasiadasz do posiłku;
- od modlitwy do św. Krzysztofa przed podróżą;
- od:
Ojcze, Tobie zawierzam, rób ze mną co chcesz. Cokolwiek ze mną zrobisz, dziękuję Ci. Jestem gotów na wszystko, wszystko przyjmuję. Tylko niech Twoja wola we mnie się stanie i we wszystkim coś stworzył; niczego innego nie pragnę, Boże mój. Moje życie składam w Twoje ręce, daję je Tobie, Boże mój, całą miłością mojego serca, ponieważ kocham Cię, i pragnę Tego, by móc oddać się Tobie, by zawierzyć siebie Twym rękom bez zastrzeżeń w nieskończonym zaufaniu, bo Ty jesteś mym Ojcem.

brat Karol de Foucauld