środa, 30 lipca 2014

"Znalazł [...]. Sprzedał wszystko, co miał i kupił"

Jezus powiedział do tłumów: "Królestwo niebieskie podobne jest do skarbu ukrytego w roli. Znalazł go pewien człowiek i ukrył ponownie. Uradowany poszedł, sprzedał wszystko, co miał, i kupił tę rolę. Dalej, podobne jest królestwo niebieskie do kupca poszukującego pięknych pereł. Gdy znalazł jedną, drogocenną perłę, poszedł, sprzedał wszystko, co miał, i kupił ją". Mt 13, 44-46
Czytając te przypowieści wydaje się, że one nas nie dotyczą. "Jak to? Mam wszystko sprzedać, żeby osiągnąć niebo? To dobre, ale dla zakonników. Ja muszę przecież jakoś żyć na tym świecie".

Oczywiście nie chodzi o to abyśmy pozbywali się majątków i żyli jak święci Franciszek i Klara. Idzie tu o zupełnie inną rzecz.

Po pierwsze, abyśmy chcieli szukać Prawdy. Trwa to nieraz wiele lat, ale ta droga jest potrzebna, powiedziałbym - wychowująca. To pielgrzymka, podczas której człowiek zbiera cenne doświadczenia, poznaje siebie, uczy się kochać. Ta droga kończy się pierwszym nawróceniem.

Po drugie, gdy się nawrócę (wrócę do Stwórcy), to czy będę chciał zrezygnować z tego wszystkiego, co przeszkadza w przyjaźni z Nim? Czy pozostanę sympatykiem (tzw. wierzącym niepraktykującym)?

"Sprzedał wszystko, co miał" - kilka podpowiedzi w kolejności przypadkowej:
  • pozbyć się TV
  • odmówić codziennie cały Różaniec
  • odstawić wszelkie "znieczulacze bólu życia" (narkotyki, alkohol, papierosy)
  • zostawić toksyczne relacje
  • opuścić rodziców, by zacząć żyć swoim życiem
  • świadomie przyjąć sakrament małżeństwa
  • itd.
To jest droga do prawdziwej wolności, którą jest posłuszeństwo. 

wtorek, 29 lipca 2014

Test

"Marta rzekła do Jezusa: "Panie, gdybyś tu był, mój brat by nie umarł". J 11, 21
W tych słowach Marty zawarty jest żal wielu, którzy czują się niewysłuchani przez Boga, którzy wyrzucają Mu, że nic nie zrobił wtedy gdy był tak bardo potrzebny. Czasem zawód jest tak wielki, że odchodzą rozczarowani.

Łazarz umarł. Oczywiście Jezus mógł nie dopuścić do tego - przecież był jego przyjacielem. A jednak Boże drogi są zupełnie inne od naszych. On wie lepiej.

"Lecz i teraz wiem, że Bóg da Ci wszystko, o cokolwiek byś prosił Boga". J 11, 22
Marta nie zatrzymuje się na bólu z powodu śmierci brata. Ufa Jezusowi, choć nie wie co się stanie. Wierzy przez łzy, mimo iż śmierć stała się faktem.

***

Śmierć jest nieodłączną towarzyszką życia. Doświadczamy tego nieustannie. Nie należy wtedy rozpaczać, ale wierzyć, że taka jest nasza droga. Ciemna dolina, przez którą nie raz przyjdzie nam kroczyć, jest drogą do większej miłości.

Jezus zbawił nas przez krzyż.

poniedziałek, 28 lipca 2014

Wzrastać (Mt 13, 31-35)

Królestwo niebieskie podobne jest do ziarnka gorczycy, z którego wyrasta drzewo.
Królestwo niebieskie podobne jest do zaczynu, który włożony w mąkę zakwasza całe ciasto.

Królestwo niebieskie, a więc nasze życie z Bogiem, rozpoczyna się niepozornym obrzędem chrztu św. Później rośnie dzięki łasce. Oczywiście nie obejdzie się bez naszej współpracy. Nie istnieje przyjaźń jednostronna. Dlatego dbamy o rozwój łaski podobnie jak pielęgnujemy wszelkie posiane ziarno, aby mogło wzrastać i rozwijać się.

Każdy święty był kiedyś małym dzieckiem. Często wychowywany w doświadczeniu różnych braków i przeciwności, wzrastał i rozwijał się by wydać godne owoce.

Od czegoś trzeba zacząć swoje nawrócenie. Przeczytać książkę, pojechać na rekolekcje, zacząć w końcu modlić się. Chcieć.

"To Bóg jest sprawcą i chcenia i działania, zgodnie z Jego wolą". Flp 2, 13

***

Chcieć

Nie chce mi się, Panie.
Myślę sobie: Nic się nie stanie,
jak zacznę od jutra, wiosny, lata...
Tak. To dobra data.

Termin nieokreślony.
Gdzieś w przyszłości utkwiony.
A Bóg jest dzisiejszy, świeży, aktualny.
Nienachalny, ani wścibski - kulturalny.
Szanuje i czeka - na mnie człowieka.

A ja władzę mam decydowania,
co do osoby, czasu i sposobu kochania.

I w tej wolności trudnej
gubię się w rozpaczy,
bo wciąż kochać nie potrafię
Niech mi Bóg wybaczy...
I zmusi. Tak, o to poproszę.
By to ziarenko maleńkie,
ten zaczynek mały
Królestwo Niebieskie
oglądać w nagrodę dały.




niedziela, 27 lipca 2014

Skarb

"Jezus opowiedział tłumom taką przypowieść: "Królestwo niebieskie podobne jest do skarbu ukrytego w roli. Znalazł go pewien człowiek i ukrył ponownie. Uradowany poszedł, sprzedał wszystko, co miał, i kupił tę rolę. Dalej, podobne jest królestwo niebieskie do kupca, poszukującego pięknych pereł. Gdy znalazł jedną drogocenną perłę, poszedł, sprzedał wszystko, co miał, i kupił ją". Mt 13, 44-46

Skarb, perła - obiekty marzeń, poszukiwań. Znalezienie ich to dopiero połowa sukcesu. Trzeba je jeszcze nabyć na własność. Jednak są one bardzo kosztowne. To wymaga, aby wszystko co się posiada, poświęcić  celu zdobycia tego jednego wymarzonego skarbu czy perły. 

Bóg.

Czy Go szukam, mimo iż czasem się "ukrywa"?
Czy jestem w stanie Jemu podporządkować wszystko?
Gdzie postawiłem granicę, której On i ja nie przekraczamy?

***

Na kolorowym bazarze świata
Półkach supermarketu egzystencji
W metalowej skrzynce zamknięty -
Skarb, Perła Drogocenna
Czasem nikły płomień czerwonej lampki świeci
I myślą niektórzy, że zepsuta, wadliwa
Przechodzą dalej konsumenci
Szukają dla siebie tego co się świeci
Co potrzebne, niezbędne - do życia
Czy znajdą Tego, którego nie można kupić?
On jest za darmo
Nie zmieści się w koszyku czy siatce
Serce wystarczy



sobota, 26 lipca 2014

Tak blisko

Jezus powiedział do swoich uczniów: "Szczęśliwe oczy wasze, że widzą, i uszy wasze, że słyszą. Bo zaprawdę, powiadam wam: Wielu proroków i sprawiedliwych pragnęło ujrzeć to, na co wy patrzycie, a nie ujrzeli; i usłyszeć to, co wy słyszycie, a nie usłyszeli".
Mt 13, 16-17

Dzisiaj dziękuję Bogu za to, że mam swobodny i nieograniczony dostęp do Niego. Rzeczywiście jestem szczęśliwy, że "widzę i słyszę" działającego Jezusa w sakramentach, zwłaszcza Eucharystii i pokuty.




piątek, 25 lipca 2014

Mama, która wszystko wie najlepiej

"Matka synów Zebedeusza podeszła do Jezusa ze swoimi synami i oddając Mu pokłon, o coś Go prosiła. [...] Rzekła Mu: "Powiedz, żeby ci dwaj moi synowie zasiedli w Twoim królestwie, jeden po prawej, a drugi po lewej Twej stronie". Mt 20, 20-21

Kochająca mama. Niestety czasem jej wypaczona miłość może stać się dla dziecka zniewoleniem, nieraz na wiele lat.

Zdarza się, że rodzice, a zwłaszcza mamy, zapominają o tym, że dziecko nie należy do nich, ale do Stwórcy. To On każdego wyposażył w wolną wolę i rozum, z których każdy musi nauczyć się korzystać na własną odpowiedzialność. Dziecko się wychowuje, a nie projektuje (hoduje w celu osiągnięcia zysku-sukcesu).

Problemem jest gdy mama próbuje układać życie swojego dziecka. Wtedy to ona staje się jakby Bogiem, od którego wszystko bierze początek i wokół, którego wszystko się kręci. Bez jej zgody nic nie można zrobić. Ona decyduje w co się ubrać, z kim się spotykać, jakie studia podjąć, kto ma zostać żoną lub mężem. Ona pokazuje jak powinno wyglądać małżeństwo, więc usprawiedliwione jest tzw. wtrącanie się, bo przecież wypływa to z troski.

Nadopiekuńcza, kontrolująca, zaborcza, wszechwładna matka może stać się powodem bardzo trudnego i nieszczęśliwego życia swojego dziecka. Skutkami takich nieuporządkowanych relacji może być np.: nieumiejętność podjęcia decyzji, lęk przed odpowiedzialnością, problemy w relacjach z płcią przeciwną itp. Dlatego trzeba przyglądnąć się czy odciąłem pępowinę, czy potrafię żyć własnym życiem i podejmować własne decyzje. Jest to proces, który nieraz trwa latami i nieraz bardzo bolesny.

Mamy prawo powiedzieć rodzicom: "nie".  Musimy ustalić pewne granice, które pozwolą na autonomiczność, na życie własnym życiem.

Jeżeli osoba, którą kochasz (mąż, żona, dziecko) jest dla ciebie kimś ważniejszym niż Bóg, krzywdzisz ją! Nasze życie mamy budować na Stwórcy, a nie człowieku. Stąd nie dziwią sytuacje, w których ktoś z płaczem żali się: "Ja tak bardzo go kochałam. Wszystko dla niego robiłam. Niczego mu nie brakowało. A on tak mi się odpłacił. Odszedł, zdradził..."

Tylko Bóg może być solidnym fundamentem wszystkich naszych konstrukcji.

czwartek, 24 lipca 2014

Otwarte oczy i uszy - zamknięte serce

"[...] otwartymi oczami nie widzą i otwartymi uszami nie słyszą ani nie rozumieją". Mt 13, 13
Nie potrafię do końca pojąć, dlaczego człowiek ignoruje Boga. Przecież przed prawdą i oczywistością nie można uciec. Oczywiście rozumiem, że można mieć wątpliwości, że można szukać, pytać. Tak wygląda droga do głębszego poznania, do miłości, a w konsekwencji do nawrócenia. Ale żeby odrzucać?

Wystarczy pomyśleć, poczytać, porozmawiać - a przede wszystkim chcieć. Ale nie! Łatwiej jest walczyć z Kościołem, z Bogiem. Łatwiej jest nienawidzić niż kochać.

Może gdzieś coś przeoczyłem, może zacofany jestem, ale wiem jedno: bez Boga życie nie ma sensu, bez Niego nie poradzę sobie. Z pewnością to wielka łaska, za którą dziękuję

środa, 23 lipca 2014

Trwać, by nie uschnąć

"Trwajcie we Mnie, a Ja w was trwać będę". J 15,4

Trwać w Bogu. Być w Nim - w Jego Sercu.

To walka:
  • o codzienną modlitwę,
  • o głębokie przeżycie Eucharystii,
  • z natarczywymi pokusami,
  • z własnym egoizmem i pychą,
  • itd.
Wytrwać, czyli nie odłączyć się, nie uciec. Jak żołnierz na warcie, który czuwa aby nie dać się zaskoczyć przez wroga.

Jak się odłączę to po prostu uschnę, jak winna gałązka, która nie przynosi owocu.


Duszo Chrystusowa, uświęć mnie. 
Ciało Chrystusowe, zbaw mnie,
Krwi Chrystusowa, napój mnie. 
Wodo z boku Chrystusowego, obmyj mnie.
Męko Chrystusowa, pokrzep mnie.
O dobry Jezu, wysłuchaj mnie.
W ranach swoich ukryj mnie.
Nie dopuść mi oddalić się od Ciebie.
Od złego ducha broń mnie.
W godzinę śmierci wezwij mnie.
I każ mi przyjść do siebie,
Abym z świętymi Twymi chwalił Cię,
Na wieki wieków. Amen.

wtorek, 22 lipca 2014

Dlaczego płaczesz? Kogo szukasz?

Maria Magdalena to fascynująca kobieta. Jej wielka miłość do Zbawiciela sprawiła, że stała się pierwszym świadkiem Jego zmartwychwstania. 

Ona, z której Pan wyrzucił siedem złych duchów, była prostytutka, nauczyła się prawdziwie kochać. Nigdy nie doświadczyła tak wielkiej miłości jak w dniu, w którym Jezus odpuścił jej grzechy. Od tej pory stała się jedną z najwierniejszych Jego uczennic.

O brzasku trzeciego dnia po śmierci Zbawiciela, stoi przed pustym grobem i płacze. Podobnie jak Apostołowie, zapomniała o obietnicy zmartwychwstania. Tylko Maryja pamiętała, dlatego nie przyszła szukać ciała zmarłego Syna. 

Dlatego najpierw aniołowie, a następnie sam Pan pyta: "Dlaczego płaczesz? Kogo szukasz?"

A gdzie my szukamy Żyjącego? Gdzie szukamy miłości?

Jak trudno zakończyć proceder sprzedawania siebie światu? 

Upadlające cudzołożenie, z którym tak ciężko zerwać, które tak bardzo zniewala. To jest grób.

Ale Chrystus jest silniejszy. Zwraca się do mnie po imieniu. Kocha.


poniedziałek, 21 lipca 2014

Showman?

"Nauczycielu, chcieliśmy jakiś znak widzieć od Ciebie". Mt 12, 38

Czy Jezus jest showmanem? Niektórzy chcieliby widzieć wielkie cuda z wszelkimi efektami specjalnymi. Masowe uzdrowienia, wskrzeszenia, rozmnażanie jedzenia. Przecież Jezus nie po to przyszedł na świat, żeby rozwiązywać problemy społeczne wszelkiego rodzaju.

Pamiętając o tym, że Bóg obdarzył nas wolnością, ktoś mógłby postawić zarzut, że ewidentne przejawy mocy Zbawiciela, niejako zmuszałyby do wiary. I miałby rację. Oczywiste cuda musiałyby skutkować oczywistą wiarą. Ale czy to byłaby jeszcze wiara?

Z drugiej strony, czy nawet największe cuda sprawiłyby powszechne nawrócenie niewierzących? Wątpię. Zawsze znalazłby się jakiś sceptyk i niedowiarek, który twierdziłby, że to mocą złych duchów, że iluzja, powszechna hipnoza, itd.

Wiara to zaufanie, które wzrasta gdy słuchamy Boga. Królowa z Południa szukała mądrości i potrafiła słuchać. Ludzie z Niniwy słysząc nawoływanie Jonasza, nawrócili się. A my? Czy słuchamy Boga? Czy nawracamy się?

Może czekamy na kolejne Boże widowisko. Jakiś cud słońca, powrót z tzw. śmierci klinicznej itd. Ale to nie tak. Kto kocha, to cuda widzi codziennie. Zapytaj, a przekonasz się.

niedziela, 20 lipca 2014

Ludzie-chwasty (Mt 13, 24-30)

"Pozwólcie obojgu róść aż do żniwa". Mt 13, 30
Wielu zastanawia się: skąd bierze się zło, skoro Bóg "posiał dobre nasienie na swojej roli"? Dlaczego tam, gdzie dzieje się dużo dobrych rzeczy, zawsze musi pojawić się jakiś cień?

Odpowiedzi na powyższe pytania udziela nam Jezus w swojej przypowieści o chwaście. Jednoznacznie wskazuje winnego: «Nieprzyjazny człowiek to sprawił». Warto zauważyć także, że dokonał tego "gdy ludzie spali", a więc w nocy.

Zły zrobi wszystko, żeby zakłócić nam wzrost ku Bogu. A to zatruje glebę, a to nasieje chwastów. Jego celem jest niszczenie Bożego zasiewu.

Warto zauważyć, że Bóg pozwala na istnienie zła. Oczywiście do czasu. Skażeni grzechem pierworodnym nie potrafimy zachować nieskazitelnej czystości. Zawsze, w swojej słabości, dopuszczamy działanie zła. 

Na świecie żyją ludzie-chwasty*, którzy w mniejszym czy większym stopniu pozwalają się prowadzić złemu. W swoim działaniu oplatają, zawieszają się i chcą skrępować zdrowe łodygi Bożych roślin.  Te osoby, mogą nam nieraz bardzo utrudniać życie. Ale to wszystko zawarte jest w Bożych planach. Nie możemy nigdy zapominać, że kiedyś nadejdzie czas żniw. Wtedy chwast zostanie spalony, a pszenica umieszczona będzie w Bożym spichlerzu, czyli niebie.

Bóg, w swojej miłości do każdego człowieka, pozwolił na życie Judasza, Hitlera, Stalina i wielu innych. Gdyby zostali od razu "wyrwani" z tej doczesnej ziemi, nie objawiły by się wielkie Boże plany. To nie znaczy, że musieli być złymi ludźmi. Mieli całe życie na dokonanie wyboru.

* Oczywiście nie potępiam człowieka, ale jego złe czyny. Pamiętać także należy, że każdy grzesznik może się zawsze nawrócić.

sobota, 19 lipca 2014

Gdy Bóg odchodzi... (Mt 12, 14)

"Faryzeusze wyszli i odbyli naradę przeciw Jezusowi, w jaki sposób Go zgładzić. Gdy Jezus dowiedział się o tym, oddalił się stamtąd". Mt 12, 14
Działalność i postawa Jezusa doprowadza faryzeuszy do szału. Tak bardzo są zaślepieni nienawiścią, że chcą Go zabić.

Zniszczyć dobro, skalać to, co czyste, wprowadzić zamęt i niezgodę - to praca współczesnych faryzeuszy, którzy nie spoczną póki nie zabiją Boga w nas. Zły uruchomił ogromną machinę śmierci i zniszczenia.

Jezus nie zawsze walczy ze złem bezpośrednio. Nie wykłóca się, nie udowadnia na siłę swoich racji. Niechciany odchodzi.

Bóg do niczego nie zmusza. Zawsze pozostawia nam wolność. Mamy rozum - możemy wybierać. Największy problem w tym, że coraz rzadziej jest używany. Ktoś, kto jest uczciwy i szuka prawdy, zawsze ją znajdzie. 

piątek, 18 lipca 2014

Głód (Mt 12, 1-8)

Uczniowie Jezusa musieli być bardzo głodni skoro próbowali nasycić się ziarnami zbóż. Może byli już w podróży od dłuższego czasu. Może nie spotkali nikogo życzliwego, kto by ich ugościł. Może nie mieli za co kupić sobie chleba. Taki los ucznia.

Podobnie było z Dawidem i jego towarzyszami, którzy uciekali przed Saulem. Wyczerpani i  głodni poprosili kapłana Achimelka o coś do jedzenia, a ten, nie mając innego, dał im chleby poświęcone, które składano przed Bogiem w świątyni w każdy szabat.

Głód sprawia, że jesteśmy w stanie zadowolić się byle czym. Dobrze jest gdy zdobędziemy dobry i zdrowy pokarm, w przeciwnym razie możemy się nawet zatruć jedząc byle co.

Podobnie jest w wymiarze duchowym. Ważne jest czym się karmimy.

Ziarno, którym uczniowie Jezusa zaspokoili głód,  przywołuje na myśl ziarno Słowa Bożego, które wyłuskujemy z kłosów Pisma Świętego. Chleb, którym pożywili się Dawid i jego towarzysze to zapowiedź Eucharystii.

A wszystko po to aby mieć siłę i życie w sobie.

Czy cierpliwie łuskam ziarno Słowa Bożego?
Czy na prawdę pragnę Chleba Eucharystycznego?
Czy tęsknię za Bogiem?

czwartek, 17 lipca 2014

Lekki ciężar

"Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię". Mt 11, 28
Niestety bywa tak, że człowiek dobrowolnie, choć nie zawsze całkiem świadomie, wybiera życie w nieustannym zmęczeniu, stresie, rozpaczy czy przygnębieniu. Wmawia mu się, że życie to dżungla, w której trzeba walczyć bo inaczej się zginie. W tej wojnie często stosowane są środki bojowe, które nie mają nic wspólnego z Ewangelią. Wtedy usprawiedliwia się wszelką nieuczciwość, kłamstwa, kradzieże, bo przecież jakoś trzeba żyć, jakoś trzeba sobie radzić.

Ile razy słychać tu i ówdzie o straszliwie ciężkim życiu, o trudzie zdobywania pieniędzy na utrzymanie, o trudnej sytuacji rodzinnej. Jeżeli tak ma wyglądać nasz los, to nie dziwię się, że znajdują się osoby, które odbierają sobie życie nie widząc jego sensu. 

Życie bez Boga jest wyczerpującą agonią, szamotaniem się z samym sobą, powolnym umieraniem i dążeniem do bezsensu. Końcem jest rozpacz i samotność.

To przecież Bóg dał nam życie i związane z nim powołanie. To nie jest żart z Jego strony. Traktuje nas poważnie, dlatego udziela wszelkiej pomocy byśmy mogli osiągnąć świętość. On jest Ojcem, więc "chodźmy do Niego wszyscy"!

sobota, 12 lipca 2014

Władca much

"Jeśli pana domu przezwali Belzebubem, o ileż bardziej jego domowników tak nazwą". Mt 10, 25
Kim był Belzebub? To demon, a nawet wódz wszystkich demonów. Jego imię oznacza dosłownie: pan much i komarów i pochodzi od jednego z imion boga Baala: Baal-Zebul (pan podziemia). Żydzi starali się zdyskredytować Baal-Zebula, przekręcając jego imię na Baal-Zevuv (pan much) lub Beel-Zebul (pan odchodów).

Niestety żyjemy w świecie, w którym uczniowie Jezusa oskarżani są o wszelkie zło. Wystarczy otworzyć jeden z większych internetowych portali informacyjnych i poczytać sobie komentarze pod większością artykułów, niekoniecznie związanymi z wiarą. Ile tam pomyj się wylewa na chrześcijan. Jesteśmy winni wojen, zacofania na wielu płaszczyznach życia itd. Każdy ksiądz jest czarnym agentem watykańskim, pedofilem i złodziejem.

Żydzi nazywali Jezusa "władcą much", "przywódcą demonów", "panem odchodów". A z nami ma być inaczej? To też jest sprawdzian naszej autentyczności. Tam gdzie zło przeprowadza najsilniejszy atak niewątpliwie idzie o największe dobro.

piątek, 11 lipca 2014

W drodze do konfesjonału. Obrazki dwa.

Pielgrzymowałem niedawno do dużego sanktuarium. Postanowiłem przystąpić do sakramentu pokuty. W tym celu udałem się do specjalnej kaplicy, w której było z dziesięć konfesjonałów ze spowiednikami w środku.

Natężenie pokutników było wielkie. Wszędzie kolejki. "No nic" - myślę sobie. "Swoje trzeba odstać". Zrobiłem rozeznanie "kto ostatni" w kolejce do konfesjonału, który wybrałem i usiałem obok w ławce czekając na swoją kolej. Zacząłem się spokojnie modlić.

Obrazek I
Do innej kolejki niż moja ustawiła się (zaparkowała) matka z wózkiem, w którym oczywiście było malutkie dziecko. Niestety maluszek był niespokojny i popłakiwał sobie, więc mama jeździła wózkiem po kaplicy próbując uspokoić swoją pociechę. Myślę sobie: "Niechże się ktoś zlituje i ją przepuści. Niech się od razu wyspowiada". Postanowiłem, że gdy się wyspowiadam zaproponuję jej spowiedź poza kolejką. Niestety, gdy wyszedłem z konfesjonału, mamy już nie było. Może ktoś ją przepuścił?

Obrazek II
Klęczę sobie w ławce. Cierpliwie czekam na swoją kolej i w skupieniu modlę się. W pewnym momencie za mną zaczyna generować się jakiś większy ruch. Otóż dwie starsze, ale nie najstarsze, panie, zaczęły głośno rozmawiać i narzekać na wzmożony ruch penitentów.

Ich krytykancki i głośny dialog brzmiał mniej więcej tak:

P1: Wszędzie strasznie długie kolejki. Trzeba długo czekać.
P2: Jak tak długo można się spowiadać? Trzeba krótko gadać, a nie zawracać księdzu głowy.
P1: Albo ksiądz dużo gada. Są tacy. Ci to se siedzą i nie stoją w kolejce.
P2: Ano, Szybciej by było, gdyby krótko mówili i kolejek by nie było. A tak to ech...
P1: A ten to się spowiada ju ze 20 minut.
P2: Pewnie dużo nagrzeszył.

Rzeczywiście czas spowiedzi poszczególnych osób był dość długi. No ale czemu się dziwić?

Gdyby te panie, jeszcze sobie gdzieś tam po cichu, na ucho szeptały. Ale gdzie tam. Na pewno były słyszane w promieniu kilku metrów. A że były bezpośrednio za mną, pozwoliłem sobie, także na głos,  jednym zdaniem dokonać braterskiego upomnienia. Skutecznie.

Co z tego będę miał?

"Piotr powiedział do Jezusa: "Oto my opuściliśmy wszystko i poszliśmy za Tobą, cóż więc otrzymamy?" Jezus zaś rzekł do nich: "Zaprawdę, powiadam wam: Przy odrodzeniu, gdy Syn Człowieczy zasiądzie na swym tronie chwały, wy, którzy poszliście za Mną, zasiądziecie również na dwunastu tronach i będziecie sądzić dwanaście pokoleń Izraela. I każdy, kto dla mego imienia opuści dom, braci lub siostry, ojca lub matkę, dzieci lub pole, stokroć tyle otrzyma i życie wieczne odziedziczy". Mt 19,27-29
Piotr, szczery aż do bólu w swoich  kalkulacjach, pyta wprost Jezusa:
- "Ja i pozostali uczniowie zostawiliśmy nasz dotychczasowy sposób życia: nasze domy, rodziny, zajęcia i staliśmy się Twoimi uczniami. Co z tego będziemy mieć?"

W odpowiedzi, Nauczyciel nie wymawia Piotrowi jego interesowności, ale od razu odpowiada:
- "Po zmartwychwstaniu moi uczniowie będą sędziami ludzkości. Każdy, kto wypełniając moją wolę musi zostawić swoją rodzinę, majątek czy pracę, osiągnie stokroć więcej. A najważniejsze: będzie żył wiecznie - ze Mną!".

Życie w bliskości Trójedynego Boga, "wygodny, sędziowski tron" [:)], oraz ogromne bogactwo ludzi i spory majątek - piękna perspektywa!

Muszę zaświadczyć, że te obietnice Jezusa spełniają się  już tutaj na ziemi. Mam wiele domów - a więc i rodzin, w których jestem mile widziany i w których czuję się bardzo dobrze. Z biegiem lat wciąż poznaję nowych ludzi, a łączy nas przyjaźń ze Zbawicielem. Rzeczywiście mogę powiedzieć, że mam matki i ojców, którzy są dla mnie szczególnymi autorytetami w drodze do Boga. Nie wspominając już o mnóstwie sióstr i braci. Niczego mi nie brakuje. Dzięki Ci, Panie!

czwartek, 10 lipca 2014

O cudach

"Jezus powiedział do swoich apostołów. "Idźcie i głoście: «Bliskie już jest królestwo niebieskie». Uzdrawiajcie chorych, wskrzeszajcie umarłych, oczyszczajcie trędowatych, wypędzajcie złe duchy". Mt 10, 7-8

Po wyborze Dwunastu, Pan wysyła ich do pracy misyjnej. Pora na ćwiczenia praktyczne :) Z tej okazji udziela im mocy czynienia cudów. Musiało to być dla nich ogromne doświadczenie. Przecież nikt bez zgody Boga, nie posiada daru uzdrawiania z nieuleczalnego (ówcześnie) trądu, a co dopiero wskrzeszania umarłych.

Pamiętać trzeba, że cuda nie są najważniejsze. One wskazują nam na moc Boga, który może wszystko.  Jednak nie ma On w zwyczaju zawieszać praw natury, które sam stworzył. Nie ingeruje też w wolną wolę człowieka. Dlatego celem cudów, które się zdarzają, jest między innymi umocnienie naszej wiary, która jest najważniejsza. Można powiedzieć, że gdy wiara wygasa, to Bóg tym większych cudów dokonuje, poprzez które niejako przypomina o swojej obecności.

Dzisiaj Pan poprzez swoich kapłanów uzdrawia i leczy w sakramentach: Eucharystii, pokuty i pojednania oraz namaszczenia chorych. Chorzy, umarli, trędowaci, opętani, którzy mają wiarę, są uzdrawiani!

Nasza ludzka niecierpliwość sprawia, że chcielibyśmy aby Bóg był w pewnym sensie czarodziejem, który spełnia nasze zachcianki, i to natychmiast. W takim wypadku uczynilibyśmy z Niego naszego sługę, a tak być oczywiście nie może.

Dlaczego nie wszyscy są np. uzdrawiani ze swoich chorób? Choćby dlatego, że choroba jest dla nich drogą oczyszczenia, potrzebnym etapem do zdobycia świętości. Jeśli Pan zabrałby cierpienie, to czy nie zabrałby  tym samym okazji do wzrostu duchowego?

Wracając do sakramentów - znaków miłującej obecności Chrystusa, a więc i tej uzdrawiającej, oczyszczającej - warto się zastanowić jak je przeżywam. Moje uczestnictwo we Mszy św, solidne przygotowanie do sakramentu pokuty, są wyrazem głębi mojej wiary w działającego nieustannie Chrystusa.

Wielu próbuje drogi na skróty. Stąd być może tak wielka popularność tzw. Mszy o uzdrowienie, na które ludzie potrafią pokonać setki kilometrów i godzinami w ścisku prosić o wysłuchanie swoich modlitw.
Przecież podczas każdej Eucharystii działa ten sam Zbawiciel! Nie ma gorszej czy lepszej Mszy św.! Może brakuje wiary w cichą obecność Pana w każdym tabernakulum na całym świecie.

Jezus Chrystus wczoraj i dziś, ten sam także na wieki (Hbr 13, 8)

środa, 9 lipca 2014

Co to jest królestwo niebieskie?

"Idźcie i głoście: «Bliskie już jest królestwo niebieskie»".
Te słowa Jezus nakazał głosić swoim uczniom. Hm. A gdyby ktoś wyrzekł te słowa specjalnie do mnie. Czy bym je zrozumiał? O jakie królestwo chodzi? Dlaczego mam się cieszyć z tego, że ono się zbliża?






Spróbujmy zrozumieć te dwa słowa:

Królestwo niebieskie:
  • W każdym królestwie powinien być król. W królestwie niebieskim władcą jest Jezus Chrystus.
  • Żeby uniknąć chaosu, król ustanawia mądre i sprawiedliwe prawo. Jezus dał nam Ewangelię.
  • Każde królestwo ma swój obszar, granice. Kościół to terytorium panowania Boga. I  nasze serca też powinny nim być.
  • Król nie jest sam - ma swoich poddanych. To my - ochrzczeni - jesteśmy królewskimi sługami, ale nasz Pan woli nas nazywać swoimi przyjaciółmi.
  • Żeby królestwo sprawnie funkcjonowało, król ma swoich ministrów. W Kościele, Bożymi ministrami są biskupi z papieżem na czele oraz ich pomocnicy: kapłani i diakoni. Ot, taka Boża administracja.
  • Często, obok króla na tronie zasiada jego żona - królowa. Chrześcijanie też mają Królową, więcej Matkę!
Z tego powodu cieszę się :)

Refleksja do Mt 10,1-7

wtorek, 8 lipca 2014

Zły duch nieodzywania się (Mt 9, 32-37)

"Przyprowadzono do Jezusa niemowę opętanego. Po wyrzuceniu złego ducha niemy odzyskał mowę, a tłumy pełne podziwu wołały: "Jeszcze się nigdy nic podobnego nie pojawiło w Izraelu".
Złe duchy w różny sposób mogą wpływać na nasze ciało. Na przykład sprawiają, że człowiek nie może mówić. Daje nam tego przykład dzisiejsza Ewangelia.

Niemówienie to brak komunikacji. Przecież nasze ludzkie relacje w znacznej mierze budowane są właśnie w oparciu o porozumiewanie się poprzez słowa. Milczenie nie zawsze jest cnotą. Może być wprost przeciwnie.

Nie raz bowiem zdarza się, że ktoś nie odzywa się do drugiej osoby i traktuje ją jak powietrze. W ten sposób, odmawiając komuś uwagi, w pewnym sensie odmawia mu życia, istnienia. Wyraźnie to widać na przykładzie matki, która chcąc ukarać swoje dziecko, nie odzywa się do niego. I często nie jest to godzina, czy dzień, ale wiele tygodni, miesięcy, a nawet lat. To straszna tortura! Wiele osób wolałoby doznać przemocy fizycznej niż takiej tortury psychicznej. Takie rany należą do tych, które goją się najdłużej.

Warto dzisiaj zastanowić się nad tym, kogo unikamy, z kim nie chcemy rozmawiać - zwłaszcza, jeśli chodzi o osoby nam najbliższe.

Prośmy Pana, by wyrzucił z nas złego ducha nieodzywania się.

poniedziałek, 7 lipca 2014

Sen i frędzle

W naszym życiu doświadczmy różnych tragedii. Najtrudniejsze są te, w wyniku których jakaś część nas lub cali umieramy (w sensie duchowym i dosłownym).  A nad tym co nie żyje nie mamy władzy. Jair to wiedział, dlatego z wiarą poszedł do Jezusa, by Ten położył swoją dłoń na jego umarłej córeczce.

Może już świat gra Tobie marsze pogrzebowe i składa kondolencje, może sam sobie śpiewasz "Anielski orszak", myśląc: "To już koniec. Ściany nie przeskoczę. To ponad moje siły".

My śmierci nie pokonamy. Ale tylko Zbawiciel może powiedzieć: "Usuńcie się, bo dziewczynka nie umarła, tylko śpi". 

"Śpimy" - to pewne - na wielu płaszczyznach naszego życia. Może nawet myślimy, że to śmierć przyszła. A Jezus - gdy mamy wiarę - dotyka i podnosi.

***

Kobieta cierpiąca od dwunastu lat na krwotok, nie chcąc zanieczyścić Jezusa, dotyka się frędzli Jego płaszcza i zostaje uzdrowiona. 

Frędzle płaszcza Jezusa:
  • święci i błogosławieni
  • relikwie 
  • święte miejsca i sanktuaria
  • i inne, które serce podpowiada.

Refleksja do Mt 9, 18-26

niedziela, 6 lipca 2014

Prostaczek

"W owym czasie Jezus przemówił tymi słowami: "Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom. Tak, Ojcze, gdyż takie było Twoje upodobanie".
Do której grupy ludzi ja się zaliczam? Czy jestem  prostaczkiem (w sensie biblijnym), czy mądrym i roztropnym tego świata?

Nie podejmę szybkiej decyzji o swojej oczywistej przynależności do pierwszej grupy.

Prostaczek:
  • przede wszystkim słucha swojego Mistrza - nieustannie;
  • od razu usłyszane słowo wprowadza w czyn - nie czeka na dogodne warunki, odkładając tym samym decyzję radykalnego życia godnego z Bożymi zasadami;
  • kroczy przez życie prostą drogą wiedziony Bożą mądrością;

sobota, 5 lipca 2014

Post lekarstwem na Bożą nieobecność

Post wyraża pragnienie i oczekiwanie. Stąd ta praktyka u faryzeuszów i uczniów Jana, którzy "dużo pościli", jest jak najbardziej uzasadniona. W ogóle cały Stary Testament to przecież czas przygotowania do przyjścia Pana Młodego. Ale teraz, gdy Chrystus jest obecny, post byłyby czymś niestosownym. Uczta trwa!

[Tak na marginesie: Wielu katolików pości podczas Eucharystii. Zamiast karmić się Ciałem Pana i cieszyć się Jego obecnością - poszczą. To wielki nietakt.]

Niestety, przychodzi w naszym życiu także i czas nieobecności Pana, na przykład z powodu naszego grzechu. Wtedy właśnie jest czas na post, który wzmaga w nas pragnienie powrotu, tęsknotę za Panem. W pewnym sensie odcinamy się od pokarmu ziemskiego, który karmi zmysły ciała, by zrobić miejsce dla Boga, który karmi zmysły serca.

Post ma cudowne właściwości. Oczyszcza ciało i cerce. Przygotowuje miejsce dla Zbawiciela, który "nie zmieści się" w sercu obciążonym obecnością złego.


piątek, 4 lipca 2014

Odchodząc z Kafarnum... Czyli z ostatniej chwili.

Można powiedzieć, że Mateusz osiągnął wszystko. Niczego mu nie brakowało.  Rodzina i znajomi mogli mu tylko pozazdrościć majątku i znajomości. Powiedzielibyśmy: zrobił karierę.

A jednak nie do końca był szczęśliwy. Pragnął czegoś więcej. Czuł, że jego obecny stan serca i kieszeni nie uczynił go zrealizowanym. Codziennie z wewnętrznym smutkiem zasiada w komorze - jednak blask złota nie ogrzewa jego serca.

Ile to ludzi osiągnęło sukces, zrobiło życiową karierę, a mimo to są niespełnieni, czują, że czegoś im brakuje. I żyją w niepokoju i oczekiwaniu na zmianę. Nie widzą rozwiązania. Czekają.

W takie sytuacje wchodzi Zbawiciel, który wie, czego brakuje. Mówi: "Pójdź za Mną". To jedno zaproszenie, to jedno wezwanie ma moc by zmartwychwstać, by mieć siłę do opuszczenia ciemnej komory życia.

Nigdy nie jest za późno, by zacząć "żyć".

czwartek, 3 lipca 2014

To mój Pan! To mój Bóg!

Każda bliska relacja implikuje dotyk: przytulenie, pocałunek. Miłość pragnie zjednoczenia. To oczywiste.

Bóg także pragnie bliskości ze swoim stworzeniem. Nasz Pasterz chce nas nosić na swoich ramionach, pragnie cieszyć się naszą obecnością. Dlatego przychodzi do nas w sakramentach. To poprzez nie  dotyka nas.

Każdego pierwszego dnia tygodnia, a nawet codziennie, Jezus przychodzi do nas w Eucharystii "mimo drzwi zamkniętych". Dla Niego nie stanowią przeszkody grube mury, pozamykane okna, zaryglowane drzwi. Jedyną barierą mogą być nasze kamienne serca, które nie wierzą, nie ufają.

A my tak bardzo niespokojni, targani codziennością, boimy się. Dlatego Jezus przychodząc mówi za każdym razem: "Pokój wam!". Tylko Bóg może wyciszyć wzburzone fale piętrzące się w naszych sercach. Tylko On, jak matka, może "pocałować, by nie bolało".

Przyjmując Komunię św. dotykam mojego Pana, by "nie być niedowiarkiem, lecz wierzącym".

Mogę dotknąć Boga! Mogę wejść w Niego! Mogę się przytulić!

Na każdej Mszy św. powinniśmy wołać za Tomaszem Apostołem: "To mój Pan! To mój Bóg!"