niedziela, 3 stycznia 2016

Sens (por. J 1, 1-18)

     Jak uporządkować swoje życie? Co zrobić żeby było ono sensowne?
 
     Najlepiej zacząć od początku, czyli trzeba pomyśleć o fundamencie i głównej zasadzie naszego życia. Znaleźć sens, by nie żyć bez sensu.Człowiek, który nie ma jasno określonego celu swojego życia, zdąża ku samozniszczeniu, ku śmierci. 
 
     Tę prawdę zrozumiał austriacki psychiatra Viktor Frankl – twórca logoterapii, czyli leczenia, które ma pomóc w odkryciu sensu istnienia.
 
     Frankl, który pod czas II Wojny Światowej przebywał w obozach koncentracyjnych, zaobserwował, że więźniowie, którzy nie stracili nadziei na to, że w przyszłości czeka na nich konkretne zadanie do wykonania, mieli największe szanse na przeżycie. I to utwierdziło go w przekonaniu, że nic na całym świecie nie może równać się ze świadomością, że nasze życie ma sens.
 
     Pierwsze słowa dzisiejszej Ewangelii, używając innego – także uprawnionego znaczenia wyrazu: „Słowo” - brzmią w sposób następujący: Na początku był Sens, a Sens był u Boga, i Bogiem był Sens. Wydaje się więc, że trzeba usiąść z kartką papieru i napisać odpowiedzi na następujące pytania: Jaki jest sens mojego życia? Po co się urodziłem? Do czego zmierzam? Czego pragnę?

     Świat, a w nim i my, zostaliśmy stworzeni. Co to znaczy, że jesteśmy stworzeni? To znaczy, że mamy początek i koniec. Co więcej, że to nie my decydujemy gdzie się rodzimy, w jakich warunkach, z jakimi talentami, itd. Nie jesteśmy stworzycielami i zbawcami.
 
     Zostaliśmy obdarowani wolnością i rozumem. Posiadamy wnętrze, które w pełni znane jest tylko Stwórcy. Stąd tylko On, jako mój osobisty Konstruktor, zna każdy mój trybik, i tylko On wie jak naprawić to, co się zepsuło.
 
     Żyjemy, ponieważ chce tego Bóg. On chce dzielić się z nami swoją miłością. Jesteśmy Jego własnością, nie na zasadzie niewolnictwa, ale właśnie miłości. Tam, gdzie jest miłość, tam jest i głębokie pragnienie poddania i zjednoczenia. Autentyczna miłość nigdy nie zniewala, ale czyni wolnym.
 
     To, co się dzieje z nami i wokół nas, nie jest ślepym losem, ale uporządkowaną i logiczną całością. Bóg jest porządkiem – nie chaosem. Dlatego ważne jest abyśmy z Bogiem poukładali nasz świat, wewnętrzny i zewnętrzny. Z Nim możemy wszystko odłożyć na swoje, właściwe, miejsce.

     Celem naszej egzystencji jest życie wieczne. Prawdziwe życie (nie śmierć) jest w Jezusie. W Nim było życie – pisze Ewangelista w swoim hymnie. Stąd proste pytanie: Żyjesz, czy już umarłeś? Żyje w Tobie Chrystus, czy zostałeś zupełnie sam? Może Twoje tzw. czynności życiowe są sztucznie podtrzymywane przez zatrute kroplówki tego świata? Co się stanie gdy zostaniesz odłączony od alkoholu, seksu, Internetu, telewizji, komórki? W Nim jest życie, które jest światłością…

     Życie to walka. Tak. Trzeba być tego świadomym. Światłość w ciemności świeci i ciemność jej nie ogarnęła, ale próbuje zniszczyć i szkodzić, ponieważ nienawidzi miłości. Stąd im bardziej płonę zapalony Bożą miłością, tym większa jest światłość łaski we mnie. A złe wilki boją się płonących serc. Czasem pozwalają sobie na atak, ale poparzone szybko odstępują.
     Chrystus, który jest Światłością, Wschodzącym Słońcem oświeca każdego człowieka, by ten mógł dokonać wyboru – w pełnej wolności.
 
     Wychodząc z ciemności mrużymy oczy, które nie są przyzwyczajone do światła, ale to chwilowa niedogodność. Od każdego sakramentu, poprzez który dotyka nas sam Bóg, także bije ogromna światłość, która nieustannie przywraca blask naszej poplamionej duszy.

     Człowiek musi dokonać wyboru. Jezus światłość prawdziwa przychodzi do nas, lecz świat Go nie poznał. Przyszło do swojej własności, a swoi Go nie przyjęli. A ja, czy rozpoznaję głos swojego Pasterza? Czy chcę być w Jego ramionach?

     Każdy kto obiera Jezusa za swojego Pana i Zbawiciela staje się dzieckiem Boga. Czy mamy tego świadomość? Konsekwencje wypływające z tego faktu są ogromne. Moim Ojcem jest Bóg. Jaki On jest? Opowiedz! To ci pomoże zobaczyć, w jakiego Boga wierzysz.

    Może Twoje narodziny z ziemskiej matki i ojca naznaczone są odrzuceniem, krzywdą, zimnem, ale narodziny z Boga dają nowe, zupełnie inne, życie. By przyjść na ten świat narodziliśmy się z matki. By przyjść na drugi świat, zwany Rajem, musimy narodzić się z Boga. Pierwsze nie zależały od nas, drugie są osobistym wyborem.

***
      
     W brzuchu ciężarnej kobiety były bliźniaki. Pierwszy zapytał się drugiego:
- Wierzysz w życie po porodzie?
- Jasne. Coś musi tam być. Mnie się wydaje, że my właśnie po to tu jesteśmy, żeby się przygotować na to co będzie potem.
- Głupoty. Żadnego życia po porodzie nie ma. Jak by miało wyglądać?
- No nie wiem, ale będzie więcej światła. Może będziemy biegać, a jeść buzią....
- No to przecież nie ma sensu! Biegać się nie da! A kto widział żeby jeść ustami!
- Przecież żywi nas pępowina.
- No ja nie wiem, ale zobaczymy mamę a ona się będzie o nas troszczyć.
- Mama? Ty wierzysz w mamę? Kto to według Ciebie w ogóle jest?
- No przecież jest wszędzie wokół nas... Dzięki niej żyjemy. Bez niej by nas nie było.
- Nie wierzę! Żadnej mamy jeszcze nie widziałem czyli jej nie ma...
- No jak to? Przecież jak jesteśmy cicho, możesz posłuchać jak śpiewa, albo poczuć jak głaszcze nasz świat. Wiesz, ja myślę, że prawdziwe życie zaczyna się później. A ty jak myślisz...???

***

A Słowo stało się ciałem i zamieszkało wśród nas. Jezus stał się człowiekiem. Przyszedł na ziemię i wciąż puka do drzwi prosząc o przyjęcie, by darować nam wszystko: łaskę po łasce.

sobota, 2 stycznia 2016

Przeprawić się przez Jordan (por. J 1, 19-28)

     Świat, w trosce o własne interesy, zawsze będzie stawiał chrześcijaninowi weryfikujące pytanie: „Kto ty jesteś?” Zarówno przywódcy polityczni jak i religijni z wielką czujnością i ostrożnością badają czy oto nie pojawia się jakiś mesjasz czy prorok, który stałby się zagrożeniem dla ich ukrytych planów.

     Kim jestem? – Odpowiedź na to pytanie pozwala wyznaczyć kierunek w życiu. Sprawia, że odkrywamy jego sens i cel. Jan Chrzciciel może nam pomóc. On jest głosem Boga, który wzywa do powrotu. Czyż nie za tym właśnie tęsknimy? Za powrotem do harmonii i szczęścia?

     Rozpoczynamy od Betanii za Jordanem. Od „bez-bożnej” pustyni naszej egzystencji To miejsce w sposób symboliczny określa punkt wyjścia, miejsce decyzji. Widzę Ziemie Obiecaną, ale czy chcę ją zdobyć? Czy chcę przeprawić się przez Jordan? Czy pragnę zdobyć Królestwo Niebieskie? Czy w tym celu poddam się oczyszczającym wodom chrztu świętego?

    I jeszcze jedna ważna rzecz: pokora. Bez niej nie ucałuję stóp Zbawiciela. 
     
     A może na dobre zadomowiłem się na pustyni uważając ją wbrew sobie za raj?


piątek, 1 stycznia 2016

Stajnia (Łk 2, 16-21)

          Radosną nowinę o narodzeniu Zbawiciela, anioł oznajmił ubogim pasterzom. To oni pierwsi dowiedzieli się o „wielkiej radości”. Nie najbliższa rodzina, nie kapłani, nie król Herod, ale właśnie pasterze z okolic Betlejem.

     Dlaczego właśnie oni? Czy ktoś inny, niż pasterze, uwierzyłby w anielskie orędzie? Czy znalazłby się ktoś, kto by poszedł szukać Boga w stajni?

     W tym miejscu warto zastanowić się nad naszym osobistym poszukiwaniem Boga. Boga Prawdziwego, „Tego, Który Żyje”. Tu nie chodzi o zwykłą wiedzę. Ówcześni wiedzieli, że Bóg mieszka w pięknej Świątyni, ale nie doświadczali Jego bliskości - przynajmniej nie wszyscy.

     Może i my zatrzymujemy się na prostej konstatacji dotyczącej istnienia Boga, ale nie pragniemy spotkania z Nim. Wiemy, że Bóg jest obecny w tabernakulum, ale przechodząc nie zauważamy Jego milczącej obecności. Wiemy, że chleb, woda i wino, podczas konsekracji przemieniają się w Ciało i Krew Zbawiciela, ale nie karmimy naszej duszy.

     Wiemy, ale czy doświadczamy? Czy potrafimy dotknąć Boga? Przytulić się do Niego? Czy to w ogóle jest możliwe? Jest! W Kościele przez duże „K”.

     Jezus jest we wspólnocie tych, którzy Go kochają. Niestety owa wspólnota często przypomina stajnię ze zwierzętami. W Kościele jest grzech. Czy to coś dziwnego? Nie. Kościół to ludzie, którzy czasem upadają. W Kościele jest miejsce na błędy i porażki.

     Wielu gorszy się na wieść o grzechach ludzi kościoła. Ostentacyjnie ogłaszają, że nie chcą należeć do takiej instytucji. Zapominają przy tym, że owa instytucja została powołana przez samego Jezusa. W niej jest miejsce dla każdego – nawet największego grzesznika. Bóg bowiem kocha wszystkich miłością bezwarunkową.

     Można powiedzieć, że Kościół to święta stajnia, w której tłoczą się grzesznicy pragnący „znaleźć Maryję, Józefa oraz leżące w żłobie Niemowlę”. Właśnie w takich stajennych warunkach rodzi się nasz Bóg. W ten sposób niejako dostosowuje się do naszego ludzkiego poziomu, z którego chce nas wyprowadzić na wyżyny świętości.

     Każdy święty niejako musi przejść przez etap stajni. Tam znajduje prawdziwego Boga, którego daje Niepokalana Matka, a Święty Józef troszczy się by niczego nie zabrakło.

***

     Dziecię leży w żłobie, które służyło zwierzętom do spożywania paszy. To stajenne koryto jest symbolem miłości Jezusa, który pragnie by człowiek karmił się Nim samym. Codziennie woła z Wieczernika: „Bierzcie i jedźcie”.