piątek, 28 września 2012

Wyznanie Piotra (wstaw swoje imię)

Kim dla mnie jest Jezus?

"Panie Jezu daj, pomóż, spraw..."

"N.N. musi wiele wycierpieć, będzie odrzucony, zostanie zabity, a trzeciego dnia zmartwychwstanie".
Program i zadanie.

niedziela, 23 września 2012

     „Prawdziwie uwierz, że Bóg może zmienić to wszystko, nad czym ty absolutnie nie panujesz i co jest dla ciebie niemożliwą do przeskoczenia konsekwencja twoich grzechów i grzechów twoich przodków. Wiara bierze się ze słuchania, więc czego powinieneś dzisiaj słuchać? Prawdy o tym, kim tak naprawdę jesteś: ślepym, głuchym, chromym, umarłym, kulawym – oto jak wygląda twoje odbicie w zwierciadle Biblii. Jeśli się jemu przyjrzałeś i uznałeś, że rzeczywiście taki jesteś, to zapragniesz przemiany i zrozumiesz, kto ją ci może ofiarować. Wystarczy, że wyznasz teraz wiarę w to, że całą tę twoją uświnioną i chorą naturę może odnowić Jezus. Jeśli nie wiesz kim jesteś, nie zapragniesz przemiany, jeśli nie zapragniesz przemiany, nie zdobędziesz się na wiarę. Ogrom wiary bierze się z ogromu przerażenia nad swoją chora kondycją”. [A. Pelanowski, Umieranie ożywiające…, s. 30]

     „Cierpienie jest takim doświadczeniem zła, które może uczynić mnie dobrym i lepszym od tego kim byłem dotychczas. Nie staniesz się dobrym po rekolekcjach lub po przeczytaniu wartościowej książki, albo po spotkaniu z człowiekiem niezwykle szacownym moralnie. Dobrym możesz stać się tylko dzięki przezwyciężeniu zła. Musi więc być zło cierpienia, które pokonane, czyniłoby nas lepszymi. Co więcej – przyjęcie cierpienia, paradoksalnie – jest już jego przezwyciężeniem, a odrzucenie cierpienia okazuje się spotęgowaniem bólu”. [A. Pelanowski, Umieranie ożywiające…, s. 26]

     „Czy potrafisz dostrzec związek pomiędzy odtrąceniem a późniejszymi wydarzeniami, które pozwoliły ci się wewnętrznie rozwinąć? Czy dziękujesz Bogu za ludzi-potwory, za osoby, które cię pożerały uczuciowo, wykorzystywały, spychały na samo dno, więziły w sobie? Czy to właśnie nie dzięki nim nauczyłeś sięprawdziwej modlitwy, odkryłeś prawdziwą więź z Bogiem? Czy dostrzegasz to, że tylko burze, sytuacje kryzysowe i wydarzenia o ogromnej sile emocjonalnej budzą cię z letargu, z postawy wegetatywno-trawiennej i tym samym uczłowieczają oraz stawiają twoje stopy na drogach samego Boga?” [A. Pelanowski, Umieranie ożywiające…, s. 24]

     „Bez nieszczęść, które spotykają nas ze strony najbliższych, nie odkrylibyśmy szczęścia płynącego z nieba!” [A. Pelanowski, Umieranie ożywiające…, s. 23]

     „Ucieczka przed krzyżem jest zawsze ucieczką w grzech, czyli w śmierć, która nikomu nic nie daje i jest zagładą – utratą zbawienia”. [A. Pelanowski, Umieranie ożywiające…, s. 21]

     „Wiara rodzi się z przerażenia – ze śmiertelnego przerażenia. Nie wierzę, aby mocno wierzył Bogu ten, kto nigdy się śmiertelnie nie przeraził!” [A. Pelanowski, Umieranie ożywiające…, s. 21]

     „W życiu najważniejsze jest nie to, co uczynimy, nawet nie to, kogo lub co kochamy, ale moment, kiedy już nic nie możemy uczynić, a jedynie ofiarować siebie Bogu. Istotnym momentem jest jedynie ten, kiedy już nic z siebie nie jesteśmy w stanie dać, a jedynie DAĆ SIEBIE BOGU! To jest ważniejsze od wszystkiego, co uczynimy lub uczyniliśmy w życiu”. [A. Pelanowski, Umieranie ożywiające…, s. 15]

     „Nie zazna spokoju uciekający przed Bogiem i przed ludźmi. Kto unika umierania dla Boga i dla innych, tego znajduje najbardziej niepokojąca postać śmierci – otchłań i bezsens! [A. Pelanowski, Umieranie ożywiające…, s. 7]

     „Można […] umierać na różne sposoby i są różne rodzaje śmierci: śmierć z miłości, umieranie z zazdrości, zawiści, tęsknoty, z lęku, ze strachu, troski, bólu, albo ze szczęścia. Można umierać ratując kogoś i umierać z tego powodu, że się nikogo nie kocha i chce się żyć kosztem innych. Umieramy fizycznie, uczuciowo, duchowo, psychicznie, intelektualnie, społecznie, w rodzinie, dla dzieci, męża, dla żony, z samotności. Jest jednak śmierć sensowna i bezsensowna. Wszyscy jakoś umieramy z godziny na godzinę. Wszyscy kiedyś umrzemy fizycznie, ale zanim przyjdzie godzina agonii, każdy dzień jest jakimś umieraniem, w którym zawsze może się zdarzyć, że grzech będzie zabijać w nas życie wieczne, albo my będziemy zabijać w sobie grzech. Chcąc zabijać w sobie grzech, musimy sięgnąć po jedyną broń – po Krzyż! Krzyżem jest to, co uniemożliwia grzech. Podobnie jak nie ma innego Mesjasza, oprócz Chrystusa, tak nie ma innej drogi, tylko ta jedna, z własnym krzyżem, na który trzeba wstąpić i umierać na nim często wbrew sobie, na przekór pragnieniom. Gdyby była inna droga, Jezus by ją wskazał, ale została tylko ta jedyna: droga przez umieranie!” [A. Pelanowski, Umieranie ożywiające…, s. 6/7]

niedziela, 26 sierpnia 2012

Walcząc o czystość

     Wesele to jedno z najważniejszych i najpiękniejszych wydarzeń wielu ludzi. Narzeczeni oraz ich bliscy z wielkim staraniem, często z wielomiesięcznym wyprzedzeniem, przygotowują każdy szczegół uroczystości, tak by o niczym nie zapomnieć.

     Z pewnością podobnie było z przygotowaniem wesela w Kanie. Jednak stała się rzecz nieoczekiwana, można powiedzieć skandal, który - gdyby został ujawniony - na długo przykryłby cieniem całą uroczystość.

     Wiele starań i wysiłku z naszej ludzkiej strony nie zawsze przynoszą oczekiwanych rezultatów. Wesele może odbyć się z wielką pompą, jednak wspólne życie po nim może okazać się wielką klapą. Dlaczego tak się dzieje? Brakuje wina.

     Wino jest symbolem radości, którą Bóg obdarza każdego, kto żyje z Nim w przyjaźni. Brak wina w naszej scenie może symbolizować całą ludzkość, która jest pozbawiona radości i prawdziwego szczęścia z powodu grzechu i niewierności wobec Przymierza z Bogiem. 
     Skąd tyle nieszczęśliwych, a więc smutnych, ludzi? Ponieważ brakuje w ich życiu Boga.

     Jednak Bóg nie zostawia nas samych, byśmy dalej pogrążali się w smutku. Daje nam swoją Matkę, która kocha nas i troszczy się nieustannie. Dlatego Ona pierwsza zauważa nasze braki, jak zauważyła brak wina na weselu w Kanie. Nasze potrzeby przedstawia Jezusowi: „Nie mają już wina”. I zaraz dodaje „Zróbcie wszystko cokolwiek wam powie”.

    Jeżeli chcę być szczęśliwy, jeżeli chcę wygrać życie to zaufam Jezusowi z robię wszystko o co Jezus mnie poprosi.

     Jak zapisał św. Jan „Stało zaś tam sześć stągwi kamiennych przeznaczonych do żydowskich oczyszczeni, z których każda mogła pomieścić dwie lub trzy miary”. Jeżeli nasze życie, które symbolizują stągwie, otoczymy kamieniem prawa i na tym poprzestaniemy, zgotujemy sobie piekło. Niestety wielu chrześcijan sensem swojej wiary uczyniło przestrzeganie prawa. Toć to czysty faryzeizm! Stąd „paciorek”, „kościółek”, „mięsko w piątek” itd. 
     Prawo potrzebne jest by wyznaczało pewne granice, ale gdy stągwi naszego życia nie napełnimy wodą oczyszczającą, staniemy się „cymbałami brzmiącymi” (św. Paweł).
     Potrzebna jest woda, którą jest życie. Wszyscy zostaliśmy obmyci w wodzie chrztu świętego. Ale na tym chrześcijanin nie poprzestaje. Nie wystarczy raz w życiu się umyć.
    Ostatnio na jednym z portali internetowych zamieszczono film dokumentalny, ukazujący życie dwojga ludzi, którzy w celach badawczych, postanowili się nie myć przez kilka tygodni. Finał tego był takli, że po prostu śmierdzieli na odległość. Jeżeli poprzestaniemy na obmyciu chrzcielnym lub dorocznym oczyszczeniu w sakramencie pokuty zaczynamy…. (sami sobie dopowiedzcie).
     Woda w kamiennych stągwiach służyła do rytualnego obmywania rąk przed posiłkiem. My, by zbliżyć się do Chrystusa, który nam daje siebie na Uczcie Eucharystycznej, potrzebujemy oczyszczenia naszych serc. Stąd oczyszczenie staje się rzeczą naturalną, jak mycie rąk przed posiłkiem.

     Tutaj zatrzymam się, gdyż pragnę dotknąć pewnego tematu. Ostatnio na kazaniach mówiłem o Eucharystii. Dzieliłem się z Wami troską o to, by każdy karmił się „Chlebem Życia”, bez którego umieramy.

     Jest wiele przeszkód, które uniemożliwiają przystępowanie do Komunii św. Jedną z nich jest nieczystość serca, z którą wielu w żaden sposób nie może sobie poradzić. Zauważa to wielu kapłanów, a także osób świeckich.
     W zeszłym tygodniu dostałem list, którego fragment – za zgodą autora – pozwolę sobie przytoczyć. Tak pisze: „Dlaczego tyle osób przychodzi do Kościoła na Mszę św. ale nie przystępuje do Komunii Świętej? - to często podejmowany temat, wczoraj również Ojciec z wielką troską postawił to pytanie. Zawsze wtedy chcę odpowiedzieć, że barierą do częstego przystępowania do sakramentów, do Komunii Świętej, jest – czystość. To dotyczy szczególnie młodych ludzi, młodych małżeństw, nieuporządkowane współżycie małżeńskie, „obrona” przed dzieckiem […] I jeszcze powiem, że trochę ich rozumiem. W tym świecie naszpikowanym „seksizmem” szukać miłości i znaleźć ją to tak jak szukać igły w stogu siana. Im wydaje się, że znaleźli miłość, tyle tylko, że ta miłość uzależniona jest od tabletki antykoncepcyjnej. Rezygnacja z niej oznacza najczęściej koniec „miłości”, oznacza samotność we dwoje, przy założeniu, że pozostaną we dwoje”.

     To prawda. Grzechy przeciwko szóstemu przykazaniu, zwłaszcza te nałogowe, nieraz na długi czas skutecznie zamykają drogę do Chrystusa w Eucharystii.

     Żyjemy w świecie przesiąkniętym do cna erotyką, która skutkuje śmiercią i to okrutną. Śmiercią samotności. Nie ważne czy jest to reklama mydła, koncertu czy samochodu. Wszędzie musi być skąpo ubrana czyjaś córka, siostra czy matka. Nawet zwierzęta tak się nie zachowują.

     Rafał A. Ziemkiewicz w swoim ostatnim artykule zamieszczonym w Rzeczpospolitej dzieli się swoją refleksją po przeczytaniu książki amerykańskiej feministki Gail Dines pt. Pornoland – jak skradziono naszą seksualność”. Autorka bezlitośnie obnaża zjawisko pornografii, o której pisze, że jest to „forma masowego zniewalania konsumentów, ich dehumanizowania i odmóżdżania przez rekinów tego biznesu, równie cynicznych i bezwzględnych, jak dilerzy narkotyków czy mafiosi żyjący z hazardu”.

     Dalej pan Ziemkiewicz pisze tak: „Tym, co sprawia, że książki nie można ot tak odłożyć, jest odnotowywana przez autorkę skala zjawiska, masowość, z jaką za pomocą tej gargantuicznej maszyny do masturbacji, jaką jest internet, głęboko patologiczny przekaz dociera bez żadnych przeszkód do milionów nastolatków, kształtując w nich zupełnie chore postawy, zaburzając psychikę i przyszłe relacje. Powtórzę − na skalę masową”.

     Moi drodzy, to są fakty. Mówię to jako wychowawca i spowiednik. Nie możemy tego niebezpieczeństwa zignorować, ale z całą siłą zmierzyć się z nim, walcząc o to, byśmy potrafili prawdziwie kochać. Od tego zależy nasza przyszłość.
     Wróćmy do wody. Poprzez nieustanne napełnianie stągwi naszego życia wodą codziennej walki, codziennej pracy nad sobą, dążymy do sukcesu. Nie wolno nam zapominać, że Chrystus przemienia „wodę naszych starań i dążeń” by wytrwać w łasce w wino radości, pokoju i szczęścia.
     Możemy się buntować, zniechęcać. Możemy nieustannie pytać „Po co się tak męczyć? Po co walczyć z nałogiem? Po co się starać jak i tak będzie „jak zwykle? 
     Bierzmy przykład ze sług, którzy bez szemrania napełnili stągwie aż po brzegi. Nie pytaj po co, ale oczyszczaj się w sakramencie pokuty, choćby tysiąc razy. Jezus ten trud wynagrodzi winem zwycięstwa. 
     Zachęcam do szczerej modlitwy, tej nieodklepanej, od serca, z Jezusem Bratem i Przyjacielem. Modlitwy, która musi zaowocować wzrostem miłości – tej prawdziwej.

     Prośmy Maryję, by pomogła nam wytrwać w tej walce, w której szatan już został pokonany. Jednak chce on jeszcze, nim zostanie strącony na zawsze do piekła, zabrać ze sobą jak najwięcej dusz. Nie dajmy się zwieść. Uciekajmy się do Matki, pod Jej obronę.

piątek, 3 sierpnia 2012

Niewiara

Nazaretanie przez 30 lat zdążyli przyzwyczaić się do Jezusa. Znali dobrze Jego samego oraz całą Jego rodzinę. Byli tak blisko prawdziwego szczęścia!
Od wielu lat znam Jezusa. Znam Kościół, w którym przebywa i sakramenty poprzez które działa.

Więc skąd moja niewiara?

 

środa, 6 czerwca 2012

Nie rozumiem i błądzę

"Czyż nie dlatego jesteście w błędzie, że nie rozumiecie Pisma ani mocy Bożej? 

Błądzę, gdy nie szukam wskazówek w Pismach.
Mylę się zapominając, że mój Bóg może wszystko.

 Z płonącego krzaku tabernakulum zimnego spotkać się mogę z Bogiem, który zmartwychwstał i żyje.   

* Dlaczego tabernakulum jest takie zimne?

wtorek, 5 czerwca 2012

Stówa czy Bóg?

„Czy wolno płacić podatek Cezarowi, czy nie? Mamy płacić czy nie płacić?" 
Wziąłem do rąk Władysława Jagiełłę (100 zł.). Zacząłem rozmyślać.
Pojawiły się myśli:

1) Co daje mi więcej bezpieczeństwa? Stówa czy Bóg?
2) O co się bardziej troszczę? O pieniadze czy wiarę?

Cezar nieżyje. Jagiełło także. Jezus żyje!

poniedziałek, 4 czerwca 2012

Dojrzewanie do miłości

Bóg pragnie mojego szczęścia. Dlatego zainwestował we mnie całą swoją miłość.
Daje mi czas na wzrost, na dojrzewanie i owocowanie.

Gdy nadchodzi „odpowiednia pora” Bóg wysyła swoje sługi bym oddał „część należną z plonów”.

Mam dzielić się owocami swojego życia. Mam dzielić się miłością. Nie mogę jej zatrzymać tylko dla siebie. Miłość, której nie przekażę, którą się nie podzielę, staje się egoizmem, trucizną zakwaszającą całą moją duszę.

 Jaki jest mój stosunek do bliźniego, z którym żyję, mieszkam i spotykam się?

 Biję, ranię, znieważam, a może zabijam?

wtorek, 15 maja 2012

Szczęście

     Jeżeli człowiek, jako cel swego życia postawi własne szczęście, to nigdy go nie osiągnie. To jest paradoks egzystencjalny człowieka. To znaczy, że jeżeli ja chcę być szczęśliwy to dojdę do absurdu. Jeżeli natomiast szczęście nie będzie mnie interesować, ale będę chciał żyć jak najgłębiej to będę szczęśliwy. (M. Kożuch)

poniedziałek, 14 maja 2012

Miłość

     Miłość. Mówienie o niej to jak stąpanie po cienkim ludzie. Życie nią jest jeszcze trudniejsze. Jakże łatwo pośliznąć się i wpaść do lodowatej wody obojętności lub wręcz nienawiści.
     A jednak bez niej żyć nie można. Jest ona jak powietrze, które z lekkością unosi, jak życiodajna woda, jak słońce, które wzrost i ciepło daje.

     By mówić o niej trzeba być gdzieś w duszy poetą, wrażliwym i delikatnym, ale zarazem rycerzem twardym i odważnym.

     Miłość jest pragnieniem nieugaszonym, ogniem, który płonie domagając się ofiary. Za miłością prawdziwą tęskni nasza dusza. Serce jej szuka nawet w ciemności.

     Skąd ta potężna siła, wokół której koncentruje się nasze życie? Od Boga. Może być inna odpowiedź?

     „Jak Mnie umiłował Ojciec, tak i Ja was umiłowałem” mówi Jezus.

     Bóg jest Miłością. Miłość jest Jego istotą. Trójca Święta, to Osoby, które się kochają. A prawdziwa miłość ma to do siebie, że chce się dawać, chce się dzielić. Osoby kochające się obdarowują się miłością. Stąd Bóg dzieli się ją z nami – ludźmi.

     Jaką miłość Stwórca nam daje? Tą samą którą kocha Syna Jezusa. Jaką więc? Całkowitą, totalną, nieprzemijającą, trwałą, niezniszczalną. Miłością wieczną, która jest od zawsze i na zawsze.

     Czy można tak pięknej miłości doświadczyć? Czy można odczuć Miłość Boga? Co to znaczy, że Bóg mnie kocha?
     Może najpierw trzeba zapytać siebie: jak ja rozumiem miłość? Czym ona jest dla mnie? Jak ja ją sobie wyobrażam?

     Są różne rodzaje miłości. W języku greckim, w którym została napisana Ewangelia według św. Jana, używa trzech słów na określenie miłości. Pierwsze słowo to filos, które oznacza miłość czułą, opartą na przyjaźni. Drugie słowo, to eros, które oznacza miłość namiętną, pożądliwą, dążącą do zjednoczenia seksualnego. I wreszcie trzecie słowo używane przez Greków by określić miłość: agape oznacza dar z siebie, dar bezwarunkowy. Ewangelista nigdy nie używa słowa eros, a filos bardzo rzadko. Natomiast słowo agape oznacza u niego zawsze miłość Bożą.
      Po tych wyjaśnieniach lingwistycznych widzimy jaka jest miłość Boga, którą nas obdarza. Jest ona darmowym, bezwarunkowym darem.

     Może to zabrzmi cynicznie, a nawet brutalnie: Co z tego, ze Bóg mnie kocha? Jakoś nie widać tej miłości ponieważ… (wstaw tutaj swoje dopowiedzenie). Nie widać? Może trzeba przyjrzeć się bliżej.
   
      „Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich”.

     Jezus oddał za mnie życie. Banalne? A gdyby nie umarł za mnie? Wtedy śmierć zamiast być bramą do szczęścia wiecznego, stałaby się bramą do nieistnienia (niestety, niektórzy w to wierzą).

     Bóg (!) tak mnie kocha, że poświęcił swoje życie. Tak bardzo zależy Mu na mnie. Musi upłynąć wiele czasu niczym zrozumiemy te słowa w ich głębi.

     Przypomnij sobie sytuację, którą być może sam przeżyłeś, gdy kogoś szalenie pokochałeś i ta osoba nie odwzajemniła twojej miłości, zatrzasnęła drzwi przed tobą. Jaki wyjący ból!

     Bóg tak bardzo kocha, że całe nasze życie stoi przed drzwiami naszego serca cierpliwie czekając i płacząc. Jakie upokorzenie Boga, który klęczy przed człowiekiem ucząc go miłości!

     Bóg żebrze o moją miłość. To skandal! Ale skandal, którego ja się dopuszczam ponieważ… nie rozumiem czym jest miłość.

     Miłości trzeba się nauczyć. Wymaga ona wielkiej delikatności i taktu, by nie stała się nienawiścią i gwałtem.

     To jest proces długi jak nasze życie. Bóg kończy nasze życie gdy nauczymy się kochać, gdy nasza miłość dojrzeje. Od poczęcia jestem w szkole miłości, której uczę się jako dziecko, jako nastolatek, jako młody, jako narzeczony, jako rodzic, jako starszy.

     Jezus mówi: „Wytrwajcie w miłości mojej!”

     Człowiek trwa (przebywa) tam, gdzie ma serce: mieszka tam, gdzie kocha, jest razem z tym, kogo miłuje.
     Gdzie zamieszkało moje serce?

     Zamieszkać w miłości Boga – tylko tam mogę czuć się bezpiecznie.
      „Wytrwajcie” – zachęta i nakaz. Wytrwajcie – będzie ciężko ponieważ miłość rodzi się w ogniu cierpienia. Na szczęście to jest ogień oczyszczający, hartujący. Stąd wszystkie trudy i przeciwności w naszym życiu. One rodzą się gdy chcemy kochać i z miłości podobać się ukochanej osobie.

     Wiemy do czego zdolny jest człowiek (kobieta i mężczyzna) by podobać się osobie ukochanej. Wtedy jest zdolny do największych poświęceń. Z miłości i dla miłości.

     Jak wytrwać w Bożej miłości? Jak jej nie utracić? Jezus daje następującą odpowiedź: „Jeśli będziecie zachowywać moje przykazania, będziecie trwać w miłości mojej”

     Jak rozumieć te słowa? Czyżbym musiał sobie zasłużyć na Bożą miłość poprzez wypełnianie przykazań?

     Nie. Te słowa pokazują mi miejsce, gdzie odnajdę miłość i sposób w jaki mogę jej doświadczyć.

     Zachowywać przykazania to postępować tak, jak On postępował. Stąd, gdy naprawdę pragnę doświadczyć prawdziwej miłości to wejdę na drogę miłości, której oznakowaniem są przykazania wypływające z Dobrej Nowiny.

     Czasem ta droga wiedzie stromo pod górę, wije się bez końca. Czasem jest prosta jak autostrada. Czasem skalista, a czasem wiedzie przez ukwiecone łąki.
     Różne są jej etapy: łatwe i trudne. Cel jest ważny: „pełna radość”, której można doświadczyć tylko w Miłości.

     Słowo, które oddaje sens dzisiejszej Ewangelii to „tęsknota”. Tęsknota Boga za człowiekiem, i tęsknota człowieka z a Bogiem, za Miłością.

     Co zrobić by te dwie tęsknoty się spotkały?

     Trzeba odważyć się zostać przyjacielem Boga.

     To wiąże się z otwarciem drzwi naszego serca i zaproszeniem Jezusa do środka.

     Miłość rodzi się z obecności, zasłuchania i patrzenia w oczy.

     Miłość jest ryzykiem. Jednak mniejszym w przypadku miłości do Boga niż do drugiego człowieka. Bóg nigdy swojej miłości nie odwoła.

     Czy zaryzykujesz swoją obecność przed Bogiem? 
     Czy zaryzykujesz otwierając uszy swojego serca na Jego słowa?
     Czy masz odwagę popatrzeć Bogu w oczy?

niedziela, 29 stycznia 2012

Wewnętrzne zło

     Wydarzenie z dzisiejszej Ewangelii rozgrywa się w Kafarnaum, skąd pochodzili pierwsi uczniowie Jezusa. Kafarnaum to także miejsce mojego życia i pracy. Mój dom z tym wszystkim, co w nim się dzieje. To obszar realizacji mojego powołania. Czy mieszkam (jestem) w nim z Jezusem?

     Opisywana przez Marka sytuacja dzieje się w szabat – dzień, w którym Bóg odpoczął. Tak więc jest to dzień Boga i dla Boga. Jest to także czas działania Jezusa. Wiemy, jak z tego powodu był znienawidzony przez faryzeuszów.

„Wszedł do synagogi i nauczał”.
Synagoga była miejscem, gdzie lokalna społeczność żydowska gromadziła się na wspólnej modlitwie, czytaniu Pisma Świętego i nauczaniu. Jezus także chce uczestniczyć w modlitwie. Tę okazję wykorzystuje również do nauczania i uzdrawiania.
Nasz Pan w sposób szczególny działa w Kościele poprzez sakramenty: znaki swojej obecności. Chce modlić się z nami do Ojca. Co więcej pragnie nam pomagać byśmy nie ustali w drodze. Chce być obecny w moim życiu, w moim sercu. Czy wpuściłem go do swego wnętrza? Czy chcę Go słuchać?

     „Zdumiewali się Jego nauką; uczył ich bowiem jak ten, który ma władzę, a nie jak uczeni w Piśmie”.
     Jezus swoją nauką wywołuje wśród słuchających poruszenie. Z pewnością nie jest to senne kazanie, ale pełne ekspresji i mocy głoszenie Dobrej Nowiny, wobec której nie można przejść obojętnie. Słowa Zbawiciela wprawiają w zdumienie, wywołują wstrząs u słuchających.
     Greckie słowo tłumaczone jako „zdumiewali się” pochodzi od słowa oznaczającego „uderzać, razić”. Tak więc słuchacze Jezusa byli niejako uderzani Jego nauczaniem. Była to nauka zwalająca z nóg. W ten sposób poruszała najdelikatniejsze struny serca.
     Uczeni w Piśmie tylko wyjaśniali Słowo, tak jak tego wcześniej sami nauczyli się w szkole. W przeciwieństwie do nich, słowa nauki Jezusa niosą ze sobą życie, skłaniają do działania, stawiają na nogi.
Czy słowa naszego Zbawiciela, które słyszę na Eucharystii czy czytam w Piśmie Świętym, docierają do mnie? Może kapłan czytający Ewangelię powinien je wykrzyczeć, jak Jan Chrzciciel?


„Był właśnie w synagodze człowiek opętany przez ducha nieczystego”.
     Swoją obecność duch nieczysty ujawnia w obliczu Jezusowego „nauczania z mocą”. Kim on jest? To duch, który trwa w śmierci i prowadzi do śmierci. Duch, który chce zagłuszyć słowa Jezusa. Duch sprzeciwu i buntu.
     Nieczystość wykluczała (i nadal wyklucza) ze wspólnoty i z udziału w kulcie.
Zauważmy, że duch nieczysty znajduje się w miejscu, gdzie być nie powinien. Udaje mu się pozostać niezauważonym. Tak działa zło, które chowa się pod płaszczykiem pozornej normalności. Ubiera się w dobry garnitur i wykazuje się nieskazitelną kulturą osobistą. Zewnętrznie nie zawsze musi jawić się nam jako coś odrażającego.
     Jesteśmy chrześcijanami. Nazywamy się uczniami Chrystusa. Zgromadziliśmy się blisko ołtarza, na którym dokonuje się Przenajświętsza Ofiara Odkupiciela. Słuchamy Jego słów? Czy jesteśmy czyści?
Czy moje serce jest czyste? Czy nie mam ochoty wykrzyczeć swojego buntu wobec mocnych słów Jezusa? Może są takie obszary Jego nauki, na które mam zamknięte uszy, pomarszczone czoło ze złości i zaciśnięte pięści.
     Może tak jak dzisiejszy opętany ukrywam się w Kościele (nie budynku ale wspólnocie) wśród wierzących. Może moje życie jest tylko pozorem życia ucznia Jezusowego.
     Duch nieczysty ma swoje ścieżki dotarcia do serca człowieka, którego piękno chce zniszczyć, zapaprać brudem, zbrukać.
     Różne ma sposoby działania. To najczęściej człowiek sam go zaprasza – nawet nieświadomie. Lektura niektórych książek, nieodpowiednia muzyka, wróżby, horoskopy, pornografia, bioenergoterapia, nienawiść, itd.
     Zły duch – by odciąć nas od miłości Boga – rzadko atakuje wprost. On działa jak cichy zabójca, skrada się, nie chce być rozpoznanym. Dlatego na rękę mu powierzchowna religijność polegająca na dorocznej spowiedzi, rzadkiej obecności w świątyni, braku modlitwy. Skutkiem tego jest pusta duchowa, w której zły czuje się najlepiej. Notoryczne przyjmowanie Komunii świętej w stanie grzechu ciężkiego, zatajanie grzechu ciężkiego podczas spowiedzi to najczęściej uczęszczana ścieżka złych duchów.
     Działanie ducha nieczystego bardzo często związane jest z nieczystością seksualną. Kłopoty z seksualnością biorą się nierzadko ze środowiska rodzinnego, w którym wymagania intelektualne, tyrania ambicji, kult pieniądza lub kariery albo rozbicie związku małżeńskiego uniemożliwiają obdarowywanie dzieci miłością i czułością.
     Człowiek, który doświadczył tzw. „zimnego chowu” wpada w zamknięty obieg przymusu i bezradności w swoim życiu. Słyszy w swoim wnętrzu nieustanne wołanie: „Więcej! Więcej! Musisz być najlepszy i mieć najwięcej! Na miłość Boga musisz sobie zasłużyć!”. To jest kłamstwo! Człowiek nie wytrzyma bez miłości, bez wsparcia swojego Stwórcy i Zbawiciela.

     "Zaczął on wołać: "Czego chcesz od nas, Jezusie Nazarejczyku? Przyszedłeś nas zgubić. Wiem, kto jesteś: Święty Boży".
     Zło nie wytrzymuje wobec mocy Zbawiciela. Czuje się zagrożone i z bezsilności zaczyna krzyczeć. Wie, że zbliża się jego klęska.
     Współcześnie zło także próbuje zakrzyczeć dobro. Jest agresywne. Wie, że i tak przegra, ale stara się jak najwięcej zniszczyć. Tutaj toczy się nieustanna walka o śmierć i życie każdej duszy. Także mojej i twojej.

     „Czego chcesz od nas?”.
     To słowa bolesnego rozdarcia w człowieku, w którym nie ma jedności. Działanie złego polega na tym, że zawsze odbiera pokój serca. Dzieli nas najpierw wewnętrznie, a później we wspólnocie, np. w rodzinie.
Jezus nie przyszedł nas zgubić ale pokonać zło, które nas niszczy. On chce nas ocalić i uwolnić. Nigdy nie potępia człowieka, ale złe czyny, których się dopuścił.

     "Milcz i wyjdź z niego".
     Tylko Jezus ma władzę uciszenia wszelkiego zła. Tylko On może zaprowadzić pokój w moim wnętrzu. Tylko On, może sprawić, że poczuję się ukochanym dzieckiem Boga Ojca.
     Jezus może uciszyć naszą wewnętrzną burzę. Może wyrzucić zło, które zatruło nas, zanieczyściło.

     „Wtedy duch nieczysty zaczął go targać i z głośnym krzykiem wyszedł z niego”.
     Zło wychodzi w bolesny sposób. Robi dużo hałasu i zamieszania. Niechętnie opuszcza swojego klienta. Targa nim. Chce zmusić do posłuszeństwa ponieważ zło zawsze zniewala, natomiast dobro daje wolność.

     Nie jest łatwo być człowiekiem wolnym. To zmusza m.in. do odpowiedzialności za siebie, za swoje myśli i czyny.
     Czy chcę być człowiekiem wolnym? Może łatwiej i wygodniej jest pozostać w niewoli?