piątek, 24 grudnia 2010

Przed Wigilią...

Skrzynka pocztowa jęczy: maila dostałeś... kolejnego, świątecznego
Komórka brzęczy - przepełniona
... zdrowia, szczęścia, pieniędzy, w każdym kątku po dzieciątku, szczęśliwej gwiazdki...

! Sztuczne jak choinka z ChRL

Deszcz kapie jakby wiosnę wzywał
Dzieci po pieniądze przyszły mamrocząc kolędę... będzie na chipsy

Co jutro powiedzieć czcicielom boga TV i sieci LAN?
Że Jezus się narodził?
To żadna radosna nowina...


Inspiracja - racja:

- Nawet niewierzący obchodzą w Boże Narodzenie swoistą laicką liturgię – pisze emerytowany arcybiskup Mediolanu, kard. Carlo Maria Martini.
- Dziś Boże Narodzenie utraciło niemal swój pierwotny sens. «Obchodzą» je nawet ludzie innych religii. Nawet liczni niewierzący przeżywają w tym dniu swoistą laicką liturgię. Nie ma nikogo, kto na Boże Narodzenie odmówiłby jakiegoś prezentu czy przynajmniej dobrej kolacji. Dlatego nie mówię zbyt chętnie o Bożym Narodzeniu. Od kiedy znam nieco lepiej Pismo Święte, bardziej pociąga mnie Wielkanoc, która stawia przede mną konkretny program życia – pisze kard. Carlo Maria Martini.
Hierarcha dodaje, że fałszywie i nielojalnie nawet brzmią w jego uszach wszystkie życzenia „długiego życia, szczęścia, powodzenia”, które są „dowodem braku lojalności wobec siebie samych i innych”.
Wszystkie wyrażane tego dnia nadzieje są „płonne, ponieważ opierają się wyłącznie na naszych własnych siłach i zapominają o Duchu Świętym, który jako jedyny może pomóc nam w sposób skuteczny” – uważa arcybiskup Mediolanu.

czwartek, 23 grudnia 2010

Chleb

Jak ten chleb*, co złączył złote ziarna...





... tak niech miłość łączy nas ofiarna.




*) Zanim wymyśliliśmy, że będzie "lepszy", gdy dodamy do niego mąki ziemniaczanej, zakwaszaczy (E 322, E 330), polepszaczy (E 471, E 300) - spulchniaczy oraz substancji ulepszających zapach i smak, zapobiegających czerstwieniu i nadających kolor.

wtorek, 14 grudnia 2010

A gdyby tak wrócić do tegp pomysłu?

    Czytając życiorys św. Doroty, natrafiłem na następującą informację:
"Na drzwiach kościoła p.w. św. Doroty na Trastevere w Rzymie przybijano nazwiska osób, które nie przystąpiły do spowiedzi wielkanocnej".

Brutalne? E, nie...

poniedziałek, 13 grudnia 2010

Tęsknota

Czuję cię…

Czasem blisko… ciepło
Czasem daleko… zimno
Jesteś ukrywając się
Przez mgły wpatrzenie
Przechodzisz…


Nie widzę cię...

     *****
Nieobecność ucząca. Jest taka!  Kształci nas poprzez doświadczenie braku. 
Objawem tęsknota, czasem płacz. 
Dziwnie uczy kochać. Wymagająca jest. 
Jest w tym piękno śpiącego anioła...

Tylko czasem przeciwnik porusza moje ramię prawe i chybiam celu.

Od razu mówię przepraszam.


A i jeszcze nagroda jest za odpowiedź: Dlaczego aniołowie nie mają pępków?

niedziela, 12 grudnia 2010

Chrześcijańskie święta

I tak właśnie jest. Dlaczego przejmujemy się, że Boże Narodzenie nie jest obchodzone tak jakbyśmy chcieli? Przecież prawdziwi wyznawcy Chrystusa zawsze byli w mniejszości, zawsze w jakiś sposób prześladowani. Prawdziwi przyjaciele Jezusa.
Biadolą niektórzy, że w hipermarketach święta rozpoczęły się już na początku grudnia, że trudno znaleźć kartki świąteczne z najważniejszą Osobą, że wszystko sprowadza się do stołu i prezentów.

Święta, święta i po świętach. Znamy to powiedzenie.
Święta Bożego Narodzenia będą świętować chrześcijanie, którzy podziękują za dar Wcielenia Zbawiciela. Wrócą do pracy, szkoły odnowieni adwentem i umocnieni Narodzeniem. I niepotrzebne im do tego szybkie kredyty, chińskie ozdoby i narzekanie na niechrześcijan.

Jezus – przypominam – narodził się w stajni, pośród zwierząt, poza miastem. Myślę, że właśnie tam trzeba wrócić by odkryć sens i sposób świętowania.

poniedziałek, 22 listopada 2010

Jeszcze raz

Ile to już razy zaczynałeś od nowa?
Dziesięć, pięćdziesiąt? Może już nawet przestałeś liczyć?
Czy warto ponownie zaczynać?
Czy warto wracać?
Powiesz: "Nie mam już sił. Nawet już nie chce mi się".

Odpowiedź: "Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię" (Mk, 1, 14b)
To wezwanie dotyczy całego naszego życia.
Nie tylko kilku chwil wielkopostnych, rekolekcyjnych...
Wspaniałe jest to, że mamy do Kogo wracać!
Jezus wiedział, że jesteśmy słabi, dlatego nie powiedział "nawróć się", ale "nawracajcie się" - ciągle, na nowo...

Nawracanie to praca nie nad innymi, ale nad sobą.
To nieustanne powracanie do Niego - czasem ze spuszczoną głową i palącym wstydem.
"Jezu, znowu mi nie wyszło..."

...

Trzeba siły do nawrócenia. Wiem.
Dlatego Jezus daje nam Ewangelię - instrukcję nawrócenia.
Gdybyśmy ją czytali, z pewnością nie bylibyśmy mądrzy .... po szkodzie - jak Polak.

...

Jeszcze pytanie: Skąd sił i motywacji zaczerpnąć?
Dobre pytanie.

wtorek, 9 listopada 2010

Różaniec

Przeczytane w necie:

"Jedzie w Warszawie tramwajem siostra zakonna i odmawia różaniec. Na przeciwko siedzi kobieta. Do tramwaju wchodzi kulturalny mężczyzna, spostrzega w tej kobiecie swoją znajomą, podchodzi, całuje w rękę i rozmawiają sobie. W pewnym momencie siostra przeżegnała się. Na to mężczyzna ironicznie do tej siostry na cały głos:
"Dlaczego "pani" zrobiła taki dziwny znak przed tym rodzajem budynku a przed innym nie? Przecież to budynek i to budynek."
Na to siostra zakonna jeszcze głośniej na cały tramwaj:
"A dlaczego pan pocałował tę kobietę w rękę, a nie z tyłu poniżej pleców? Przecież to ciało i to ciało".
Na to inni pasażerowie zaczęli bić brawo".

środa, 20 października 2010

     „Biorąc pod uwagę publiczną działalność Jezusa, jest to moment wielkiej duszpasterskiej klęski, pozostający w ścisłym związku z Jego pierwszym kazaniem na temat Mszy świętej. O tym jako księża nie możemy ani na moment zapomnieć. Scena ta winna kształtować całe nasze duszpasterskie podejście do katechezy o Mszy świętej. 
     Przede wszystkim trzeba pamiętać, że sam Jezus z przyjęcia prawdy o Eucharystii uczynił wykładnik chrześcijańskiej wiary. Obserwując odchodzące tłumy i pustkę, jaka się robiła wokół Niego, niczego nie tłumaczył, nie gonił za odchodzącymi, nie zatrzymywał ich. Pozwolił im odejść. Jezus nie zabiegał o ludzi słabej wiary. Skoro nie zawierzyli jego słowu, nie miał im już nic do powiedzenia. Nawet Apostołom tej prawdy nie tłumaczył na osobności, bo to nie była przypowieść. On tylko sprawdził ich zawierzenie: "Czy i wy chcecie odejść?". Jezus raz na zawsze uczynił stosunek do Eucharystii wykładnikiem chrześcijańskiej wiary. Jeżeli chcesz znać ludzi wiary w swojej parafii, to sprawdź ich eucharystyczną pobożność. jednego możesz być pewien. Nie będą to tłumy. Pamiętaj, że wszelkie pielgrzymki, procesje, rekolekcje, oazy i jakiekolwiek działania w Kościele mają sens tylko o tyle, o ile podprowadzają do spotkania z Chrystusem w Eucharystii. Biada, jeśli od tego odwodzą lub to zastępują.
     Szósty rozdział Ewangelii św. Jana jest ważny dla nas i z tej racji, że ile razy ustawiamy duszpasterstwo tak, by w centrum było uczestnictwo we Mszy świętej, tyle razy musimy być przygotowani na klęskę popularności. Tłumy tą drogą nie pójdą. Zostanie niewielka grupa. Jezusowi z pięciu tysięcy zostało dwunastu. Oni zawierzyli i ich Jezus stopniowo prowadził do Wieczernika. A i to się jeszcze nie udało w odniesieniu do wszystkich. Judasz nie otworzył serca na prawdę o Eucharystii i ujawnił brak zawierzenia Jezusowi właśnie przy ołtarzu w Wieczerniku. Jezus zresztą wiedział o tym, że Judasz nie przyjmie tajemnicy Eucharystii, i dlatego bezpośrednio po tym pierwszym kazaniu o Eucharystii, na wyznanie Piotra: "Panie, do kogóż pójdziemy? Ty masz słowa życia wiecznego. A myśmy uwierzyli i poznali, że Ty jesteś Świętym Boga", Jezus odpowiedział: "Czyż nie wybrałem was dwunastu? A jeden z was jest diabłem". Św. Jan, który najgłębiej poznał tajemnicę wieczernika, zaznaczył: "Mówił zaś o Judaszu". E Staniek
     „Nie wciągaj ludzi do kościoła. "Przymuszony pacierz Panu Bogu niemiły". Zajmij się tymi, którzy chcą być blisko, a stojących daleko traktuj jako widzów. Gdyby przyszli uczestniczyć, staliby obok ołtarza. Skoro jednak przybyli tylko "zaliczyć" Mszę świętą, oszukując siebie i innych, nie rozdzieraj z tego powodu szat. Oni nie zasługują, by na nich zwracać uwagę i denerwować tych, którzy przyszli, by spokojnie uczestniczyć w świętej Ofierze. Awantura o ich wejście do kościoła może zniszczyć całą religijną atmosferę liturgii mszalnej. Konsekwentnie jednak nie zbieraj ofiary poza murami kościoła, jeśli jego środek jest pusty. Ofiara pieniężna jest znakiem uczestnictwa we Mszy świętej. Jeśli nie przyszli uczestniczyć, nie daj im okazji do samousprawiedliwienia. Nic na tym nie stracisz”. E. Staniek

piątek, 15 października 2010

     "[...] istnieje jakieś fatalne wypaczenie programu katechezy, a może samej jego realizacji, która przy olbrzymim nakładzie sił i środków ze strony katechizujących wydaje niepokojąco nikłe owoce". E Staniek

niedziela, 10 października 2010

Trędowaty i Maria Magdalena


1.      Jezus cały czas jest w drodze. Zmierza do Jeruzalem. Wie co Go tam czeka: niesprawiedliwy sąd, męka, śmierć… ale i zwycięstwo – zmartwychwstanie. Nasz Pan doskonale pełnił wolę swojego Ojca. Nie zboczył ze swojej drogi życia. Nie odszedł oddając się chwale i sławie wędrownego nauczyciela i  uzdrowiciela. Konsekwentnie zmierzał do celu.

A jaki jest cel mojego życia? Czy wiem dokąd zmierzam?
Może zatrzymałeś się na dworcu swojego życia czekając na pociąg, lecz skusiła cię kawa i ciasteczka w barze więc… przegapiłeś pociąg oddając się chwilowej przyjemności.
Są w naszym życiu chwile niepowtarzalne jak wybór drogi życia, sakrament małżeństwa, kapłaństwa i inne. To momenty, które już nie wrócą, jak nie wróci pociąg, który punktualnie odjechał. Nie cofniemy wskazówek zegara. Nie cofniemy życia. Nie przestawimy cyfr w kalendarzu.
Pamiętaj! Żyj tak, byś wsiadł do pociągu wiodącego ku niebu i uważaj byś go nie przegapił oddając się przyjemnościom.
2.      Jezus „przechodził przez pogranicze Samarii i Galilei”. Samaria i jej mieszkańcy nie byli lubiani przez Żydów, którzy odnosili się do nich niechętnie, a nawet pogardzali nimi. Galilea natomiast to kraina pogan, miejsce wielu kultur i zwyczajów. Jezus był Galilejczykiem. Samaria jest symbolem niewierności i pogaństwa (takimi byli Samarytanie w oczach Żydów), a Galilea jest symbolem codzienności. Stąd można powiedzieć, że Jezus idzie przez krainy naszej codzienności i niewierności chcąc je ewangelizować. Nasze życie składa się z tych dwóch krain-wymiarów: codzienności (rutyny życia) i niewierności (naszych upadków, grzechów). Ważne jest by powstawać i kierować się ku Jeruzalem…

3.      Przed nieznaną nam wsią Pan spotyka trędowatych. Trąd to straszna choroba. Gdy pojawiały się zmiany na skórze, taki człowiek musiał opuścić swoją rodzinę, pracę i rozpocząć życie na wygnaniu, z dala od najbliższych. Trędowaty nie mógł się zbliżać do zdrowych, już z daleka musiał krzyczeć „Nieczysty, nieczysty!” oznajmiając kim jest.

Trąd uważany był przez Żydów za karę za grzechy osobiste. Może ktoś się z tą opinią nie zgadzać, ale istnieją sytuacje, które ewidentnie są skutkami naszych grzechów. Jeśli w zimie dziecko chodzi bez czapki, szalika i  rękawiczek, to skutkiem tego jest przeziębienie. Jeśli pod wypływem alkoholu powoduję wypadek drogowy, to kalectwo moje lub innej osoby jest moją winą. Jeśli nie jestem wierny w małżeństwie, to choroba weneryczna skutkiem mojego grzesznego postępowania. Przykłady można mnożyć.

Jednak trąd może też być rozpatrywany jako nagłe doświadczenie zła. Istnieją sytuacje, o których mówimy, że spadły na nas „jak grom z jasnego nieba”. Lekarz diagnozuje nieuleczalną chorobę, a w domu dzieci i mąż. Ktoś miał zamiar przejść na drugą stronę ulicy – nie zdążył, został potrącony. Spodziewałeś się, że dobrze wychowałeś swoje dzieci, ale niestety zostałeś oddany do domu starców. Tutaj przykłady też można mnożyć w nieskończoność.

Chorobę trądu można także odnieść do choroby duszy. Warto zapytać siebie: Jaki obszar mojego życia gnije? Co rozkłada się i cuchnie w mojej codzienności? Brak przebaczenia? Nałogi?

Sytuacje bez wyjścia. A jednak jest ktoś, kto może pomóc – Jezus, ten który zbawia i ocala (to oznacza Jego imię). Jezus, który we wszystkim jest Mistrzem, który wie jak leczyć, jak oczyścić. Jezus, który „widzi” i lituje się nad ludzką nędzą.

4.      Trędowaci z dala wołali do Jezusa. Wiemy już dlaczego – nie chcieli się zbliżać, co zakazywało im prawo. Ale prawo nie zakazywało krzyczeć i błagać o pomoc. Może to niewiele ale czasem tylko tyle pozostaje w naszym nieszczęściu. Naszą modlitwą krzyczymy o uzdrowienie.

5.      „Idźcie, pokażcie się kapłanom!” Dziwne polecenie. Wynikało ono z tego, iż to właśnie kapłani mogli stwierdzić czy człowiek jest chory czy zdrowy. Tylko oni mogli uzdrowionego z trądu na nowo przywrócić społeczeństwu. Jednak uzdrowienie nie dokonało się natychmiast. Jak tu iść po zaświadczenie, że jest się zdrowym będąc jeszcze chorym?

Uzdrowienie nastąpiło w drodze. Gdyby nie posłuszeństwo wynikające z wiary, trędowaci wróciliby, wzruszając ramionami, do swojego getta. Także w drodze naszego życia, właśnie pośród naszej codzienności i niewierności dzieją się cuda, o które wołamy krzycząc w naszych modlitwach. Pielgrzymując na spotkanie z Ojcem w niebie, Syn uzdrawia nas, oczyszcza, byśmy na to radosne spotkanie, ucztę, przybyli w odświętnej szacie.

6.      Uzdrowieni posłuchali. Wykonali polecenie Jezusa. Jednak tylko jeden z nich wrócił, by podziękować. Tylko on zrozumiał co się stało. Tylko on się ocalił. Pozostali pewnie wrócili do swoich zajęć wykonywanych przed czasem choroby. Oni wypełnili prawo ale nie spotkali się z żywym Jezusem! Tylko Samarytanin zmartwychwstał naprawdę – jego serce ożyło z miłości.
Wiele osób widzi swoją wiarę jako system zasad, praw i obowiązków. Starają się je wypełniać jak najlepiej. W rachunku sumienia zaznaczają sobie: tu dobrze – tam źle, tu zgrzeszyłem – tam nie. Sakrament spowiedzi traktują jak wizytę przy kasie. Ci ludzie nie spotkali osobiście Jezusa. Żyją dla prawa ale prawo zbawić nie może!

Uzdrowiony, wdzięczny Samarytanin, to człowiek, który zrozumiał, że tylko żywy Bóg może uzdrowić i oczyścić nasze ciała i nasze serca.

7.      Kto stał pod krzyżem Jezusa? Przeczysta, bezgrzeszna Matka, młody apostoł Jan, a także Maria Magdalena. Dlaczego ona? Ta grzeszna kobieta, „różowo-trędowata”! Ponieważ spotkała żywego Jezusa i pokochała Go! Ona poznała co to jest miłość! Prawo by ją ukamienowało, a miłość dała jej nowe, prawdziwe, życie.

sobota, 2 października 2010

Krystyna Prońko

Psalm stojących w kolejce

Za czym kolejka ta stoi?
Po szarość, po szarośc, po szarośc
Na co w kolejce tej czekasz?
Na starość, na starośc, na starośc
Co kupisz, gdy dojdziesz?
Zmęczenie, zmęczenie, zmęczenie
Co przyniesiesz do domu?
Kamienne zwątpienie, zwątpienie

Bądź jak kamień, stój wytrzymaj
Kiedyś te kamienie drgną
I polecą jak lawina
Przez noc.
Przez noc
Przez noc.

Bądź jak kamień, stój wytrzymaj
Kiedyś te kamienie drgną
I polecą jak lawina
Przez noc.
Przez noc
Przez noc.

Za czym kolejka ta stoi?
Po szarość, po szarośc, po szarośc
Na co w kolejce tej czekasz?
Na starość, na starośc, na starośc
Co kupisz, gdy dojdziesz?
Zmęczenie, zmęczenie, zmęczenie
Co przyniesiesz do domu?
Kamienne zwątpienie

Bądź jak kamień, stój wytrzymaj
Kiedyś te kamienie drgną
I polecą jak lawina
Przez noc.
Przez noc
Przez noc.

Bądź jak kamień, stój wytrzymaj
Kiedyś te kamienie drgną
I polecą jak lawina
Przez noc.
Przez noc
Przez noc.

Za czym kolejka ta stoi?
Po szarość, po szarośc, po szarośc
Na co w kolejce tej czekasz?
Na starość, na starośc, na starośc
Co kupisz, gdy dojdziesz?
Zmęczenie, zmęczenie, zmęczenie
Co przyniesiesz do domu?
Kamienne zwątpienie, zwątpienie

Bądź jak kamień, stój wytrzymaj
Kiedyś te kamienie drgną
I polecą jak lawina
Przez noc.
Przez noc
Przez noc.

Bądź jak kamień, stój wytrzymaj
Kiedyś te kamienie drgną
I polecą jak lawina
Przez noc.
Przez noc
Przez noc.

czwartek, 30 września 2010

Chrześcijanie

- nie znają Ojcze nasz

- nie wiedzą, co to Msza

- szydzą z samych siebie

Jeszcze wymieniać?

Nie rozumiem. Po prostu nie rozumiem.

Jutro rozpoczynają się nabożeństwa różańcowe. Poklepiemy se...

niedziela, 19 września 2010

Skonstruowany do szczęścia

     "Nie powinniśmy patrzeć na powołanie jak na jakąś predestynację: mogę robić tylko to, a do innych rzeczy się nie nadaję. Powołanie to spotkanie z Bogiem. Ważne jednak, żebyśmy podejmowali decyzje. Dziwi mnie, że teraz wielu przed tym ucieka. Spotkałem ludzi, którzy się kochają, żyją ze sobą, ale nie decydują się na ślub. Przez to wiele tracą, bo dopiero kiedy człowiek zaangażuje się w coś na całe życie, daje w tej relacji z siebie wszystko. Dopóki nie zdecydujemy, czemu chcemy poświęcić życie, przypominamy źródło, które nie ma dokąd płynąć i zamieniać się w rwący potok, staje się zaczątkiem bagna. Chodzi o to, żeby nasze życie zyskało określony kierunek, by ta woda ze źródła znalazła ujście. Nie mówię, że to jest proste, ale człowiek jest tak skonstruowany, że kiedy ucieka od decyzji, staje się nieszczęśliwy". o. A. Kamiński OP

wtorek, 7 września 2010

10800

Lęk 10800. dni stawia pytania
Wiele pytań
Na które odpowiedź jest łatwa
Szansa – czy wykorzystana?

czwartek, 2 września 2010

Fachowiec sobie nie poradził

Dzisiaj powiedzielibyśmy, że był mistrzem w swoim fachu -  łowieniu ryb. Miał dużą firmę, co umożliwiało mu dostatnie życie.
Jednak okazuje się, że ponosi porażkę. Teraz zniechęcony siedzi i "płucze sieci".
Ja, fachowiec, sobie nie poradziłem!

Mając puste sieci w rękach słuchał Słowa.
Usłyszał: "Wypłyń  na głębię".

W dzień? Po całonocnym trudzie?
Zmęczony, zły i sfrustrowany.
A jednak zarzucił... wbrew zdrowemu rozsądkowi.
A oczy innych widziały "głupotę fachowca".

Złowił wielkie mnóstwo... sieci się rwały...

"... na Twoje słowo zarzuce sieci" - ja też.

czwartek, 19 sierpnia 2010

Po rekolekcjach

     Tak "na szybko" postanowiłem podzielić się z Wami moim rekolekcyjnym doświadczeniem.

------------------------------

     Poszukując odpowiedniego miejsca na osobiste rekolekcje postanowiłem w tym roku odbyć je w Eremie Ojców Kamedułów na krakowskich Bielanach. Szukałem miejsca, gdzie w ciszy i skupieniu będę mógł spojrzeć w świetle łaski na miniony rok oraz nabrać nowych sił duchowych. Idealnym miejscem okazały się właśnie Bielany. Tak więc miesiąc wcześniej zadzwoniłem do przeora - o. Marka i zarezerwowałem sobie termin.

     W dniu rozpoczęcia rekolekcji na furcie przywitał mnie brat, który zajmuje się gośćmi. Zaprowadził mnie do „Domu kontemplacji”, gdzie dostałem własną celę, która na tydzień stała się moim miejscem modlitwy (klęcznik), posiłków (specjalny stolik) i wypoczynku (na pewno nie spałem w trumnie). Następnie zostałem oprowadzony po miejscach, gdzie każdy odprawiający rekolekcje może wchodzić, po czym dowiedziałem się zasadach i zwyczajach panujących w klasztorze. Dodam, że nie wolno było wchodzić na teren, gdzie stoją domki mnichów. Natomiast można było swobodnie korzystać z ogrodu i lasu, gdzie znajdują się m.in. kapliczki i ławki.

     Warto opowiedzieć jak wygląda plan dnia.

     Codziennie już o godzinie 3.30 donośne bicie dzwonu wzywało na „godzinę czytań” i „Anioł Pański”. Trzeba było, przynajmniej na początku, przezwyciężyć senność i szybko udać się do mrocznego, a zarazem pełnego niesamowitej aury świętości, kościoła, gdzie odbywały się modlitwy. Musze zaznaczyć, że korzystaliśmy z Monastycznej Liturgii Godzin, a więc nieco rozszerzonej w porównaniu do tej, którą odmawiam na co dzień.

     Po „godzinie czytań” każdy wracał do swojej celi na czytanie duchowe. O godz. 5.30 dzwon wzywał na jutrznię, po której bezpośrednio była Msza św. Przewodniczyli jej na zmianę: przeor - o. Marek i o. Benedykt – pozostali zakonnicy to bracia (nie mają święceń kapłańskich). Po Mszy św. następowała modlitwa przedpołudniowa.

     Wszystkie modlitwy oraz Msza św. odbywają się bez śpiewania (zwyczaj kamedulski) stosując tzw. melorecytację. Ten sposób modlitwy umożliwia skupienie się na słowach i rzeczywiste spotkanie z żywym Słowem.

     Po porannym „bloku modlitewnym” następowała pora na śniadanie (7.30). Każdy posiłek przynosił brat i zostawiał go w menażce lub na talerzu w specjalnie do tego przeznaczonej wnęce. Musze przyznać, że jedzenie było wyśmienite. Bracia kucharze dokonywali wręcz kulinarnych cudów – oczywiście jarskich.

     Czas od godz. 8.15 do godz. 11.15 przeznaczony był na ogólnie pojętą pracę: fizyczną czy duchową. Można było na przykład włączać się do prostej pracy fizycznej w samotności, którą przydzielał brat od gości.

     Po pracy ponownie gromadziliśmy się w kościele na wspólnym różańcu, „Aniele Pańskim” i modlitwie południowej.

     Obiad był o godz. 12.15. Do 14.30 następował czas wolny. Można było np. skorzystać z czytelni lub wyjść na spacer do ogrodu.

    Od godz. 15.00 do 16.30 ponownie był czas na pracę, po której następowała kolacja (16.45).

     Po kolacji, o godz. 17.30 rozpoczynały się nieszpory, a po nich „Anioł Pański”. Po modlitwie do godz. 19.00 był czas na czytanie duchowe.

     Ostatni wspólny punkt dnia to kompleta o godz. 19.15, po której następowało tzw. święte milczenie. Od tej pory nie można już było wychodzić ze swojej celi.

     Tak mniej więcej wygląda plan dnia. Na początku przerażało mnie wstawanie o 3.30 ale to tylko bezpodstawny lęk – przecież można już było udać się na spoczynek o 20.00! Tak więc spokojnie można się było wyspać.

     Można było porozmawiać z bratem na furcie, który pełen zapału opowiadał o życiu mnichów, a także skorzystać z sakramentu pojednania, którego ojcowie chętnie udzielają.

     Podsumowując, uważam że to wielka łaska od Pana, bym w tym miejscu - uświęconym nieustanną modlitwą mnichów i pustelników – przeżył swoje doroczne rekolekcje. Zachęcam także innych. Naprawdę warto.

niedziela, 30 maja 2010

Kolejne hantle

Każdy z nas potrzebuje mistrza, wzoru do naśladowania.
Wskazującego jasny cel radości.
Jest taki jeden, którego nie zobaczysz ani nie usłyszysz.
Cichy, do wiatru podobny i ognia.
A dużo ma do powiedzenia...
Jednak wszystko zależy  od serca.
Czystego, otwartego, kochającego.
Prawda bowiem ma swój ciężar.
Nie udźwigniemy jej od razu.
Ale powoli, ćwicząc, dokładając kolejne hantle .... jest szansa.

"Poprowadzi was ku pełnej prawdzie" (J 16, 13)
Prowadź!

sobota, 29 maja 2010

Nie wiem

Tragiczne "nie wiem"
- gdy trzeba prawdy
- gdy trzeba przyznać się do błędu
- gdy boję się odpowiedzialności
- gdy....

piątek, 28 maja 2010

Figa

Owoce życia mojego
Zastanawiam się....

Czy jest co zbierać?
Czy można być dumnym?
Przecież godzina nadeszła.
Dojrzałość owoców, słodycz, zapach...
Czy są?

Może nie ma nic
Nagość liśćmi skrzętnie okrywana
Nagość co wstydzi się siebie - piękna prawda o sobie

Przeklęty uschnę

czwartek, 27 maja 2010

Odwagi, wstań, woła cię!

Wolność poznałem
Powiedziała: Wyjdź
Wyruszyłem

Kokosy "miasta palm" zachwyciły mnie
jak Adama, co z Ewą ...
I jak oni "skryłem się"
Wstyd jadłem
egoizmu owoce

***

Mówią: Siedź cicho
Nie będę!
Mówią: Nie idź
Pójdę!
Mówią: Głupi
Owszem...

Będę krzyczał! Będę wołał! Pójdę!

Wstaję...
Płaszcz zrzucam....

poniedziałek, 24 maja 2010

Granica

"Strefa Graniczna"
Łasi się...
Przymila....
Ładne oczy pokazuje...
Opakowana w pięknym papierku 

"Granica Państwa" 
Rów…
Zasieki….
Wartownicy gotowi do strzału…

Ona:
- dotyka
- chcę prowadzić
... ten zapach wolności fałszywej 

Rozum analizuje
wnioski produkuje

Czy to mnie powstrzyma? 

„Są granice, których przekraczać nie wolno”
za przekroczenie których płaci się wysoką cenę
- łącznie ze śmiertelnym strzałem

Rozum kontra serce
Co wygrywa?
 Głupota!

"Nie ma Boga - mówi głupi w sercu swoim"
cdn. 

sobota, 8 maja 2010

Rowerem do Ciebie
Drogą, przez pola, przez las
Pod  górkę, i z górki
Na herbatę
By słuchać
Kto umarł, kto chory

Miałaś prośbę wielką
Nie zrozumiałem jej

Miesiące ostatnie spędziłaś daleko
W świecie przez nas niezrozumiałym
Cierpienie uszlachetniało twój diament
Na ostatnie spotkanie - tak wierzę

Byłaś ostatnia

Tego miejsca w wkrótce też nie będzie

"Był las, nie było was. Nie będzie was, będzie las". 

R.I.P.

niedziela, 2 maja 2010

Wpis

Przychodzą tłumnie do zakrystii po mszach i nabożeństwach. Ich cel? Podpis w dzienniczku.

Pytam: O czym była dzisiejsza Ewangelia? Co Ci Chrystus powiedział?

Milczenie….

Odeszli obojętni... tak samo jak weszli.

"Mnie się źródło prawdy śni"

„To wasza wina” – powiedziała.
„To wasza wina” – kapłanów:
- że, kościoły pustoszeją,
- że, wierni nie potrafią się w Nim odnaleźć,
- że, przychodzą „odstać swoje”,
- że, nie wiedzą co dokonuje się na ołtarzu,
- że, nie wierzą…

     Bolesne. Jakaś prawda w tym jest. Ale czy dzisiaj istnieje potrzeba prowadzenia owieczek (przepraszam za wyrażenie) „za pysk”? Czy same nie są w stanie żyć wiarą odpowiedzialnie? 

     Wydaje mi się, że „wierni” nie chcą kapłanów przewodników. Chcą „świętych usług” i prawa do wiary prywatnej (nie możliwej).

     Nasz Kościół uśpiony, obojętny, zniesmaczony,
ani zimny, ani gorący.

   Chciałbym usłyszeć tych, co przy murku stoją, gdzie prawie nic nie słychać.
   Co powiedzą ci, którzy raz na jakiś czas przychodzą ale tylko wtedy, gdy jest ładna pogoda.


     To wszystko zniechęca.

     Panie wskaż drogę. Którędy iść?

środa, 14 kwietnia 2010

Brama

Nie zgubiłeś klucza - wiem to
Całe życie szedłeś w kierunku świętych drzwi

Jakie to uczucie stać na progu tego Mieszkania?
Kto Ci drzwi otworzył?
Kto przywitał?


Jesteś w domu
Pozdrów ode mnie wszystkich

R.I.P

poniedziałek, 29 marca 2010

Przyjaźń...
Przyjaciel...

Przyjacielu, pytający usilnie...
Przyjacielu, nie dający się zbyć...
Przyjacielu, wysyłający wiadomości puste...
Przyjacielu, besztający z całą powagą...
Przyjacielu, patrzący w oczy...
Przyjacielu, modlący się...
Przyjacielu, milczący....
Przyjacielu, będący...

Litanii tysiące takich pragnień są
Jednak każdy po swojemu wyrazić próbuje

piątek, 19 marca 2010

Czasem trzeba długo iść, by dojść do siebie

Przebija się życie ze śmierci
Już niedługo
Wielka Noc Życia nastanie
Kolejny raz z życiem przyjdzie
Po obmyciu w wodzie wzrostu
Nowy początek
To inna radość

Zimny metal mroźnych dni
Ciepło serca płonie miłości ogniem

Ogniu!
Ty płoniesz jeszcze
Długo tlić się będziesz
Rana niezagojona blizną się pokryje

Paryskie zaproszenie
nieaktualne, nieprawdziwe

Piękny dom już pełny innej radości

Mrówki rozpoczęły swoją pracę od nowa - gratuluję

Warszawski sen się obudził, a może śpi dalej...

Kapitulacja białej flagi cieszy

A jednak przyjdziesz
To miło
Nie pytaj jednak

Ech...

sobota, 13 marca 2010

Czekając na śmierć

Do tej pory było to dla mnie zwykłą koleją rzeczy - ona przyjść musi wcześniej czy później. Teraz jest już u bram. Może właśnie teraz wchodzi...

Wierzę, a jednak żal, że nie zobaczę, że nie posiedzę, ot tak gadając o puzzlach...

A wiesz, Bieszczady to dzięki Tobie. Ty mi je jesienią pokazałeś. Nie zapomniałem.
W pracy śpiewałeś "Witaj majowa jutrzenko". Kiedyś to zrozumiałem.

....

niedziela, 31 stycznia 2010

Prawda

„W Nazarecie w synagodze, po czytaniu z proroctwa Izajasza, Jezus powiedział: "Dziś spełniły się te słowa Pisma, któreście słyszeli”.


  • Na początku swojej publicznej działalności Jezus przychodzi do rodzinnej miejscowości – do Nazaretu. Tam się wychował. Tam znają go wszyscy. Możemy domyślać się, że w synagodze była Matka, byli bracia i siostry, czyli kuzyni i kuzynki, była także rodzina, sąsiedzi, znajomi.

  • Akcja dzieje się w dzień świąteczny, w szabat. W ten dzień Izraelici gromadzili się w synagodze, gdzie czytano Pismo Święte, a następnie słuchano objaśnień i nauk rabinów.

  • Dzisiaj ta szczególna rola przypadła Jezusowi. Najpierw czyta urywek z Izajasza, a następnie przechodzi do objaśnienia.

  • Z pewnością wszyscy już słyszeli wieści o tym jak nauczał i czynił cuda w Kafarnaum. Spodziewają się tego samego, a nawet czegoś większego. Przecież to swój człowiek!
„A wszyscy przyświadczali Mu i dziwili się pełnym wdzięku słowom, które płynęły z ust Jego. I mówili: "Czyż nie jest to syn Józefa?”


  • Nazaretanie w pierwszej chwili otwierają się na słowa Jezusa, które dotykają ich i pociągają.

  • „Przyświadczali Mu” to znaczy „przytakiwali”. Słowa zbawienia wprawiają ich w zdumienie i fascynację. Dlatego nie dziwi nas pytanie, które sobie stawiają: „Czyż to nie jest syn Józefa?”

  • Jak to możliwe, że syn cieśli, człowiek, którego znają od dziecka, wypowiada tak uderzające słowa? Powoli zaczynają pojawiać się wątpliwości. Przecież to tylko cieśla! Tutaj musi być coś podejrzanego.

„Wtedy rzekł do nich: "Z pewnością powiecie mi to przysłowie: Lekarzu, ulecz samego siebie; dokonajże i tu, w swojej ojczyźnie, tego, co wydarzyło się, jak słyszeliśmy, w Kafarnaum. I dodał: "Zaprawdę powiadam wam: Żaden prorok nie jest mile widziany w swojej ojczyźnie".


  • Jezus demaskuje niewypowiedzianą jeszcze na głos pokusę -żądanie: „Udowodnij, że jesteś Mesjaszem. Uczyń jakiś cud jak w Kafaraum”. Chrystus wyrzuca Nazaretanom chęć zaspokojenia ciekawości, wykorzystania cudu dla własnej korzyści (biznes).

  • Jezus wie, że żadne cudowne znaki nie są w stanie wzbudzić wiary w kimś kto nie chce słuchać słowa Bożego.

„I dodał: "Zaprawdę powiadam wam: Żaden prorok nie jest mile widziany w swojej ojczyźnie. Naprawdę mówię wam: Wiele wdów było w Izraelu za czasów Eliasza, kiedy niebo pozostawało zamknięte przez trzy lata i sześć miesięcy, tak że wielki głód panował w całym kraju; a Eliasz do żadnej z nich nie został posłany, tylko do owej wdowy w Sarepcie Sydońskiej. I wielu trędowatych było w Izraelu za proroka Elizeusza, a żaden z nich nie został oczyszczony, tylko Syryjczyk Naaman".


  • Jezus podaje dwa przykłady z historii Izraela. Oto prorok Eliasz (IX w.), podczas ponad trzyletniego głodu, udał się nie do wdowy izraelskiej ale do wdowy w Sarepnie Sydońskiej, którą uratował od śmierci głodowej oraz wskrzesił jej syna.

  • Dostojnik syryjski Naaman doznał uzdrowienia z trądu dzięki posłuszeństwu słowom następcy Eliasza – Elizeusza.

  • Zauważyć trzeba, że zarówno wdowa jak i Naaman doznali cudu dzięki temu, że posłuchali słów proroka!

  • Tak więc cudu może doświadczyć tylko ten, kto jest posłuszny słowom Bożym. Cud może dokonać się tylko wtedy, gdy wierzysz!.

  • Jezus uświadamia Nazaretanom, że fakt bycia Izraelitą nie znaczy automatycznie, że zbawienie należy się tylko im. Ocalenie należy również do pogan.

  • Sydon i Syria, których przedstawicielami byli wdowa i Naaman, należeli do krajów najbardziej pogardzanych przez Izraelitów. Ale to właśnie ci obcy, znaleźli łaskę – doświadczyli cudu.

„Na te słowa wszyscy w synagodze unieśli się gniewem. Porwali się z miejsca, wyrzucili Go z miasta i wyprowadzili aż na stok góry, na której ich miasto było zbudowane, aby Go strącić. On jednak przeszedłszy pośród nich oddalił się”.


  • Początkowy zachwyt przeradza się w gniew, a nawet agresję. Jakże diametralna zmiana! Nie wytrzymali – wyrzucili Jezusa.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------


     Przypomnijmy sobie te sytuacje, kiedy z kimś łączyły nas dobre relacje, przyjaźń, aż tu nagle pojawia się coś, jakieś wydarzenie, które sprawia, że z przyjaciela w jednej chwili stajemy się wrogami.

     Jak byłeś dzieckiem bawiłeś się razem z sąsiadem. Wspólnie spędzaliście mnóstwo czasu. Spotykaliście się u siebie w domach, na podwórkach. Wasi rodzice cieszyli się, że ładnie się bawicie, że pomagacie sobie kiedy trzeba, że wspólnie się uczycie. A teraz? Mijacie się bez słowa. Każdy patrzy w swoją stronę, czasem nawet ze złością. Jakże trudno wtedy powiedzieć „Cześć”, „Dzień dobry”, „Co słychać?”. Wystarczyła jedna chwila, byś powiedział „Precz z mojego życia!”, „Nienawidzę cię!”. Bo on powiedział ci prawdę, słusznie wskazał, że źle postępujesz, że nie możesz brać udziału w tej nieuczciwości do której go zachęcałeś.

     Parę prostych przykładów z życia. Jesteś na imprezie. Przyrzekałeś Bogu, że nie będziesz pił i palił do 18 roku życia. Rówieśnicy namawiają cię. Wiesz, że odmowa skazuje cię automatycznie na odrzucenie, na banicję. Następnym razem nikt cię już nie zaprosi. To środowisko już cię przekreśla.

     Jesteś uczciwy. Nie zgodziłeś się na machlojki finansowe w pracy: na oszustwa w cenie i wadze. Konsekwencja? Zostałeś zwolniony.

      Bardzo starałaś się pomóc. Robiłaś wszystko, żeby w małżeństwie była zgoda i pokój. Walczyłaś o swojego męża, żeby w końcu przestał się trzymać spódnicy mamusi. Skutek? Nienawiść teściów, że odebrałaś im syna.

     Przykłady można mnożyć w nieskończoność. Prawda zawsze wymusza jednoznaczną reakcję. Albo ją przyjmuję albo odrzucam.

     Jezus został wyrzucony z Nazaretu przez swoich, nawet przez własną rodzinę. A przecież na początku wszyscy przytakiwali Mu i dziwili się pełnym mocy słowom. Nazaret to moje serce. To miejsce, gdzie Bóg rodzi się i mieszka w moim życiu.

     Przypomnij sobie swoją pierwszą Komunię św. Z radością, w białej szacie, ze złożonymi rękami szedłeś do ołtarza by po raz pierwszy przyjąć Chleb Niebieski. Stałeś tutaj, może na tych stopniach i deklamując wierszyk mówiłeś jaki to jesteś szczęśliwy z tego powodu. A teraz? Ciągle wyrzucasz Go ze swojego Nazaretu, którym jest twoje serce, twój dom rodzinny: „Nie ma dla Ciebie miejsca”.

     A pamiętasz swoje bierzmowanie? „Józefie przyjmij znamię Ducha Świętego”. Odpowiedziałeś: „Amen”. Przyjąłeś sakrament dojrzałości chrześcijańskiej. Po czym uroczyście pożegnałeś się z Kościołem myśląc sobie: „Mam papier do ślubu i spokój. Wystarczy”. Zaniedbujesz przystępowanie do sakramentów, ulegasz pokusom bycia miernym bo przecież live is brutal. Taki jest świat. Owszem, świat jest taki ponieważ wyrzuciłeś z niego Boga.

     „Ślubuje ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że cie nie opuszczę aż do śmierci”. Pamiętasz te słowa? Kiedy ostatnio powiedziałeś żonie, ze dobry obiad ugotowała? Kiedy ucieszyłaś się z tego, że twój mąż sam naprawił niedomykające się drzwi? Kiedy powiedziałeś swojej drugiej połowie: „Przepraszam, pomyliłem się. To mój błąd”. Czy pytasz: „Kochanie może ci w czymś pomóc, czego potrzebujesz?” Żyjecie w jednym domu, a jednak jakby osobno, obok siebie. Robicie co do was należy. Sen, praca, dzieci… i tak w kółko. Nie dziw się, że przyjdzie kiedyś taka myśl: „Po co to wszystko? Po co się męczyć? Przecież z Iwoną będzie mi lepiej”. Wszystko wali się bo zapomniałeś o słowach „Tak mi dopomóż, Panie Boże wszechmogący, w Trójcy Jedyny, i wszyscy święci”. Zapomniałeś, że małżeństwo może być szczęśliwe tylko wtedy, gdy nie wyrzucisz zaproszonego w dniu ślubu Boga.

     Pamiętacie słowa: „Drodzy rodzice, prosząc o chrzest dla swoich dzieci, przyjmujecie na siebie obowiązek wychowania ich w wierze, aby zachowując Boże przykazania, miłowały Boga i bliźniego, jak nas nauczył Jezus Chrystus. Czy jesteście świadomi tego obowiązku?” Odpowiedzieliście wspólnie: „Tak, jesteśmy tego świadomi”. Dlaczego dziwisz się, ze twoje dzieci nie chcą chodzić do kościoła, że musisz zmuszać ich do modlitwy? Czy widzą ciebie – rodzicu - modlącego się. Czy wysyłając dziecko na Mszę sam zostajesz w domu? Kiedy ostatni raz powiedziałeś dziecku coś o Bogu? To nie jest zadanie katechety. To twoje zadanie! Nie wyprowadzaj świadomie, czy nieświadomie, Jezusa poza życie swojego dziecka. Obiecałeś Bogu!

     Każdy nasz grzech, każda niewierność jest wyrzuceniem, odrzuceniem Boga. Ale wiemy, że na grzechu świat się nie kończy, że przecież jest zmartwychwstanie, że jest przebaczenie. Może warto uznać siebie za grzesznika pełnego niedoskonałości, za poganina, za obcego i prosić z wiarą: „Panie wierzę Tobie. Chcę starać się wypełniać Twoje słowa. Zapraszam Cię do siebie, do mojego Nazaretu, do domu. Chce uczyć się miłości, która „nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą; nie dopuszcza się bezwstydu, nie szuka swego, nie unosi się gniewem, nie pamięta złego, nie cieszy się z niesprawiedliwości, lecz współweseli się z prawdą. Wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma”.