poniedziałek, 18 lutego 2013

Tato (Mt 6, 9-13)

Ojcze nasz, który jesteś w niebie…
Tato, wiesz, jesteś w porządku. Ufam Ci. Rzadko to mówię, ale dumny jestem z tego, że mogę być Twoim synem.

Święć się Imię Twoje…
Tato, jesteś najlepszy, dlatego pragnę żeby Cię każdy poznał. Chcę, by moje postępowanie nie sprawiało Ci przykrości i było święte. Ty jesteś Święty. Chce być taki jak Ty!

Przyjdź królestwo Twoje…
Tato, Twoje zasady życia są sprawiedliwe i słuszne. Dają wolność. Dziękuję za nie. Pomóż mi uporządkować moje królestwo, którego nazwa bałagan i nieporządek.

Bądź wola Twoja jako w niebie, tak i na ziemi…
Tato, Twoje pomysły są najlepsze, a rozwiązania najskuteczniejsze.
Na początku nie zawsze się z nimi zgadzam, ale przekonuję się, że jesteś fachowcem i specjalistą od mojego serca i życia. Chcesz, żebym był pijarem – pomóż mi w tym.

Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj…
Tato, potrzebuję Cię. Moje ciało i dusza bez Ciebie umierają. Proszę o rzeczy, które są mi dzisiaj potrzebne bym dobrze przeżył dzień. Już teraz dziękuję za śniadanie, obiad i kolację. Jesteś jak mama. Jednak przede wszystkim proszę o Chleb Aniołów, który nasyca energią miłości.

I odpuść nam nasze winy jako i my odpuszczamy naszym winowajcom…
Tato, niestety czasem wyrywam się i krzyczę: „Ja sam, ja sam!”. Ty wiesz jakie są tego skutki. Wybacz mi. Zastanawiam się tylko czy ja wybaczyłem.

I nie wódź nas na pokuszenie…
Tato, dzieją się w moim życiu trudne rzeczy. Problemy przybierają na sile. Czasem myślę sobie, że nie dam rady. Dodaj mi sił i wiary – proszę.

Ale nas zbaw od złego.
Tato, Zły mi mówi, że Ty nie jesteś dobry. Ciągle zaprasza mnie do siebie. Uwolnij mnie od tego natręta. Tylko z Tobą czuję się bezpiecznie.

***

Gdy tak rozmawiam z Bogiem Ojcem czuję się dziwnie. Czasem nawet ciarki po plecach przejdą. To znak, że jeszcze się boję, że jeszcze nie jestem w pełni dzieckiem. Dlatego rozpoczynam od nowa:

Ojcze nasz…


czwartek, 14 lutego 2013

Jak? (Łk 10, 1-9)

Po raz kolejny wracają do mnie myśli na temat współczesnych form głoszenia Ewangelii. Księża niejednokrotnie stają na głowie, by w atrakcyjny sposób przyciągnąć ludzi do Kościoła. Czasem się to udaje, np. akcje ewangelizacyjne ks. Stryczka, a czasem nie. Nie wiem, gdzie jest złoty środek. Jednak co raz mocniej dociera do mnie, że trzeba wyjść poza mury kościoła. Ale co dalej? 

Czy gdyby Kościół dosłownie zastosował wskazówki, których nam Jezus udziela w dzisiejszej Ewangelii, ewangelizacja stałaby się skuteczniejsza? Z pewnością nie chcę podważać słów Chrystusa, ale zastanawiam się nad ich aktualizacją do naszych czasów. 

Co i jak mówić? Przede mną dwie serie rekolekcji parafialnych, do których zaczynam się przygotowywać. Duchu Święty, przyjdź! 



środa, 13 lutego 2013

Narzędzia powrotu (Mt 6, 1-6. 16-18)

Rozpoczynamy dzisiaj czas Wielkiego Postu. To kolejna szansa by poprzez oczyszczające doświadczenie pustyni wrócić do Boga. 

Jezus daje konkretne narzędzia, które mają posłużyć nam do odbudowy swojego wnętrza. Są nimi: jałmużna, modlitwa i post. 

Jak je stosować, by były skuteczne? Niech dokonują się w tajemnicy przed innymi – nic na pokaz! Jeżeli wszyscy wokół muszą widzieć, że daję ubogim pieniądze; jeśli na każdym kroku podkreślam wobec tych, którzy mają dzisiaj kanapki w ręku, że poszczę, jeżeli podkreślam swój udział w dzisiejszej liturgii mimo iż nie ma takiego prawnego obowiązku – to jestem obłudnikiem, czyli aktorem grającym przed ludźmi kogoś, kim nie jestem. 

Jałmużna, modlitwa i post to sprawy intymne. Niech pozostaną pomiędzy nami a Bogiem. Te trzy uczynki to skuteczne lekarstwa na nasze choroby duszy, a nawet i ciała. 

Jałmużna. Każdy proszący o pieniądze czy czas jest moim bratem lub siostrą. Czy mogę odmówić, zbyć obojętnością? Mamy przecież jednego Ojca, który widzi naszą miłość. Czy jest ona na pokaz? [Uwaga. Dałem 1000 zł na budowę kościoła. Tabliczka z moim imieniem jest wmurowana w odpowiednim miejscu. Uwaga. Ja, raz w tygodniu pomagam chorej sąsiadce, bo rodzina o niej zapomniała. Trąbienie przed sobą…] 

Modlitwa. Nie jest łatwo schować się przed światem zamykając przed nim drzwi swojego serca, by choć przez chwilę pozostać sam na sam z Bogiem. Nie trzeba czytać modlitw z książeczki, odmawiać wielu różańców itd. Wystarczy być z Nim. Usiąść i porozmawiać. Dziękuję… Przepraszam… Proszę… 

Post. Chleb i woda. Trudne zadanie. Okazuje się, że często nie potrafimy odmówić sobie wielu rzeczy, choćby na jeden dzień. Nie umrzemy nie jedząc mięsa, nie korzystając internetu, czy gdy nie zapalimy papierosa. Uczucie prawdziwej sytości zapewni nam tylko pełnienie woli Bożej. 

Bóg widzi moje życie. Czy dostrzega w nim pragnienie nawrócenia?

sobota, 9 lutego 2013

By konto puste nie było (Mk 6, 30-34)

„Po swojej pracy apostołowie zebrali się u Jezusa i opowiedzieli Mu wszystko, co zdziałali i czego nauczali”. 

Warto pamiętać, że każda praca przynosi owoce wieczne pod jednym warunkiem, mianowicie, o ile jest ona zgodną z wolą Bożą. Jeśli nie wynika z posłuszeństwa, a więc jeśli pełnię swoją wolę, to przed Bogiem nie ma żadnej wartości.

Mówiąc obrazowo, moje niebieskie konto zasilane jest dobrymi uczynkami pochodzącymi tylko z posłuszeństwa.

I jeszcze jedna sprawa. Czy po skończonej pracy, wykonanym zadaniu, idę by to omówić z Boskim Zleceniodawcą? Warto już tutaj na ziemi dobrze się „rozliczyć” niż później cierpieć w czyśćcowym urzędzie skarbowym :)



piątek, 8 lutego 2013

Uczta trwa (Mk 6, 14-29)

Uczta świata trwa. Zły, przebrany w najmodniejsze ubrania, zrobi wszystko byś nie ominął jego pięknie przystrojonej komnaty. Jego tancerki nie przerywają uwodzicielskiego ruchu ciał. Tańczy „kłamstwo” przebrane w jaskrawe kolory. Jest tam „niewierność”, która swym zapachem działa na zmysły. Można podziwiać „władzę” o pięknym ciele. I wiele innych, które w kolorowym świetle zapraszają do tańca. 

Stoły uginają się od smakołyków. Nowoczesne i wyszukane dania, które sycą smakiem nowoczesności. Rzadkie potrawy, dostępne wybranym. Napoje dające choć chwilowe zapomnienie. 

Za wstęp nie trzeba płacić. Wszystko jest za darmo. Na początku przynajmniej. Jednak później przyjdzie rachunek. 

Tylko serce się rozdziera i łzy płyną strumieniami, gdy kolejne misy pełne krwi są przynoszone przed tron Pięknie Ubranego: 

- nienarodzonych dzieci 
- rozbitych rodzin 
- zdradzonych małżonków 
- oszukanych bezrobotnych 
- pracowników, którym nie zapłacono 
- prześladowanych za wierność 
- bitych za uczciwość; 
- opluwanych za prawdę 

Uczta trwa. Intensywne neony kuszą by wejść, choćby na chwilkę.

* To tylko szkic. Nie mam chwilowo czasu na pracę nad wygładzaniem tekstu - trwa sesja ;)

czwartek, 7 lutego 2013

„Praecepit eis” - „Nakazał im”

Bóg nigdy do niczego nie zmusza. W Jego Królestwie wszystko odbywa się na zasadzie: „jeśli chcesz”. To ważna sprawa.  Bowiem wielu chrześcijan, nie wspominając o poganach, uważa, że Bóg zmusza: „ muszę iść do kościoła”, „ muszę iść do spowiedzi” itd. Nie można zapomnieć, że Ewangelia jest darem miłości, na który można odpowiedzieć tylko w sposób wolny. Do wiary nie można zmuszać!

Miłość rządzi się swoimi prawami. Głoszenie Dobrej Nowiny także. Dlatego Jezus podaje apostołom konkretne wskazówki, których mają się trzymać. W sposób szczególny zwróciłem uwagę na dwie rzeczy. 

Po pierwsze, ciekawe jest to, że stosowanie się do owych wskazówek nie gwarantuje sukcesu apostolskiego. Chrystus wie, że będą miejsca gdzie ewangelizujący nie zostaną przyjęci. Ważne jest to, aby wszystko zrobili jak należy, zgodnie z otrzymaną instrukcją. Nie inaczej.

Po drugie, zauważyłem, że Jezus coś nakazał (sic!). Wcześniej wspomniałem, że u Boga wszystko dokonuje się w pełnej wolności, a tu masz: nakaz. On jest konsekwencją wolnego wyboru Bożej drogi. Podobnie jak konsekwencją miłości jest wierność, tak rezultatem bycia wybranym na apostoła jest przestrzeganie pewnych zasad, które są niezbędne w głoszeniu Ewangelii. 

Jakie to zasady? Nie wolno zabierać w drogę niczego oprócz laski i sandałów. Niczego więcej. 

Hm… Jak sięgnę pamięcią wstecz, przypominam sobie, że najbardziej zapadały mi w serce słowa autentycznych świadków Ewangelii. Nie filmy ewangelizacyjne, nie scenki ani pantomimy. Nie. Samo Żywe Słowo działa skutecznie, przeszywając serce swoim ostrzem.

wtorek, 5 lutego 2013

Zdziwiony Jezus (Mk 6, 1-6)

Czasem wydaje się nam, że gdybyśmy osobiście spotkali Jezusa, usłyszeli Jego słowa i widzieli cuda, jakich dokonywał, to nie mielibyśmy problemu z uwierzeniem w Niego. 

Wydaje się nam… 

Nazaretanie znali Jezusa od małego. Widzieli jak dorastał, uczył się, pracował. Nie mogą pojąć skąd u Niego taka nieprzeciętna mądrość, której nie mogą dorównać nawet najstarsi z miasta. 

Dziwią się, że ten ubogi Syn Maryi, którego ręce wykonywały najprostsze ciesielskie prace, dokonuje cudów: uzdrawia, wypędza złe duchy. Gdyby na przykład został zatrudniony przez kogoś ważnego z Jerozolimy, to wtedy można byłoby mówić o sukcesie, o wyróżnieniu. Ale ich rodak dokonuje cudów! Nie potrafią tego zrozumieć. Przyglądają się Maryi, której pokorne życie i wierność Bożej woli, w niczym Jej nie wyróżniało, a tym bardziej nic nie wskazywało, że Jej Syn jest kimś innym, niezwyczajnym. 

Widzą w synagodze najbliższą rodzinę Jezusa: kuzynów i kuzynki. To przecież ludzie jak i oni sami. Dlaczego więc Jezus miałby być Bogiem? Dlaczego mieliby w Niego uwierzyć?

Jezus poprzez chrzest wszedł w nasze życie. Możemy w pewnym sensie powiedzieć, że razem z Nim wychowaliśmy się – od dziecka wzrastaliśmy w chrześcijańskiej kulturze. A jednak pojawiają się myśli i czyny, które pokazują, że nie wierzymy w Boską mądrość Zbawiciela. Słyszeliśmy o cudach, których dokonał, ale szukamy ich naturalnych wytłumaczeń lub dziwimy się, że dzisiaj cudów już nie ma. Boskość Pana jakby z czasem naszego dorastania zbladła. 

Gdy patrzymy na rodzinę, sąsiadów, mieszkańców naszych wsi i miast trudno jest nam dostrzec rodzinę i bliskich Jezusa. Są tacy zwyczajni jak my. 


Czy rozpoznaję mojego Jezusa w swoim sercu (ojczyźnie)? 
Czy dostrzegam go w moim domu, wśród tych osób, które go tworzą? 

Jest lekceważony. Wystarczy przeczytać główne strony portali informacyjnych, by ze smutkiem stwierdzić: 

- Wyrzuciliśmy Boga z naszego życia. 
- Nie wierzymy w Jego mądrość. 
- Życie Jego bliskich nie pobudza do wiary. 

Nie dziwmy się. Cudów nie będzie.

Brak wiary rodaków zadecydował o tym, że Jezus opuścił Nazaret. Zrobił wszystko, żeby uwierzyli. 
Pozostała nadzieja. Jezus wprawdzie odszedł ale została Maryja, "Ta, która uwierzyła".

Maryjo, niech zwyczajność dnia codziennego (nazaretańskiego) nie będzie mi przeszkodą w wierze. Każdy cud, każdy dar i łaska przechodzą przez Twoje ręce - także wiary,więc  proszę o wiarę, w Tego, Którego kochasz.

Noli timere; tantummodo crede! - Nie bój się, wierz tylko! (Mk 5, 21-43)

„zebrał się wielki tłum wokół Niego” 
„wielki tłum szedł za Nim i zewsząd na Niego napierał”
„weszła z tyłu między tłum i dotknęła się Jego płaszcza”
„Widzisz, że tłum zewsząd ściska, a Ty pytasz: Kto Mnie dotknął”
„Widząc zamieszanie, płaczących i głośno zawodzących…”
„I wyśmiewali Go”

„Lecz On odsunął wszystkich, wziął ze sobą tylko …” 



Nasze życie to codzienność, która nieustannie „tłoczy się” na nas i „ściska” swymi sprawami.
Każdy dzień obfituje w „napierające” i ważne sprawy niecierpiące zwłoki.
Nieustanny hałas, krzyki świata, głośmy śmiech próżności, płacz rozpaczy.

Tłum tłumi, depcze naszą wrażliwość serca, która rozwija się w ciszy.

Mieć odwagę wyrwać się by dotknąć, choćby płaszcza, choćby jednej nitki.
Niech się śmieją, że wierzę w uczciwość, pomoc, sprawiedliwość, bezinteresowność.

Wierzę…

Panie, usuń tylko strach.


poniedziałek, 4 lutego 2013

Zło prowadzi do grobu (Mk 5, 1-20)

Celem naszego życia jest „przybić do drugiego brzegu” (nieba) przepłynąwszy morze pełne niebezpieczeństw (życie na ziemi). Stąd najlepszym środkiem transportu jest łódź Kościoła, którego Sternikiem jest Chrystus. 

Musimy pamiętać, że ilekroć samowolnie opuszczamy tę Bożą Arkę, wystawiamy się na śmiertelne niebezpieczeństwo, którym jest spotkanie ze złem „wybiegającym z grobów świata”. 

Zło zostało ostatecznie pokonane na krzyżu. Jednak w konwulsjach agonii chce jak najwięcej dusz zarazić swoim śmiercionośnym wirusem. Wiedząc, że jego dni są policzone, z ogromną siłą nęci do swoich pięknie przyozdobionych grobów: władzy, pieniądza, wszelkiej pożądliwości itd. 

Jeśli damy się oszukać reklamie pozornego szczęścia, a więc złu, ono zaczyna nas obezwładniać. Z serca, które powinno należeć Boga, czyni dla siebie mieszkanie, z którego tak łatwo już się nie wyprowadzi. 

Niezwalczona w zarodku pokusa rośnie w siłę. Zło staje się coraz bardziej potężne. Sieje wokół przemoc i nienawiść. Nie da się go poskromić. Przeraża swoim krzykiem i wyglądem. Jest przeraźliwie samotne. Wszyscy się go boją i uciekają. W szaleństwie zadaje ból kalecząc samego siebie. Wszystko niszczy i burzy. Nie chce mieć nic wspólnego z dobrem jak i samym Dobrym. 

To obraz człowieka, który zaprosił do siebie Złego - całą jego pełnię: Legion.

***

Panie, proszę o siłę do walki z pokusami. 
Ustrzeż mnie przed śmiercią w grobie wiecznym. 
Daj siłę bym potrafił rezygnować ze wszystkiego, byle tylko cieszyć się zdrowiem łaski życia z Tobą.


niedziela, 3 lutego 2013

Wyrzucony (Łk 4, 21-30)

Przez lata biernie „przytakujemy” Chrystusowi.
Chodzimy do kościoła, modlimy się, przyjmujemy księdza po kolędzie.
Święcie przekonani, że jesteśmy wierzącymi.

Ale jakoś cudów nie widać, nic się nie zmienia.
Zaczynają przyjeżdżać do nas misjonarze z dalekich krajów, gromadząc tłumy.
Nasi święci jakby w cieniu tych „lepszych” z zza granicy.

Obecne pokolenie pełne jest gniewu na Chrystusowy Kościół.
Nie ma dnia by Dobra Nowina „nie postawiła na nogi” antykatolickie kręgi –
in vitro, eutanazja, aborcja, związki homoseksualne itd.
(Nie)wierni zrywają się i wyrzucają Boga z przestrzeni życia społecznego.
Powoli, małymi krokami wyprowadzają Zbawiciela by Go uciszyć.

Panie, przymnóż nam wiary…

sobota, 2 lutego 2013

Ofiarować siebie - wybrać szczęście (Łk 2, 22-40)

Refleksja nad dzisiejszą Ewangelią skłania do postawienia sobie pytania: Czy ofiaruję siebie oraz wszystko co robię i posiadam Bogu? 

To On obdarzył mnie życiem, któremu nadał cel i sens. W ten sposób należę do Niego. Jednak tę przynależność muszę sam potwierdzić, o ile chcę być szczęśliwy. Z tego powodu wyruszam w drogę, która jest powrotem w dłonie, które mnie ulepiły. Pielgrzymuję by rozpoznać "oddech życia" tchnięty we mnie abym żył.

Panie, dziękuję za dar życia. Proszę, bym kiedyś mógł za Symeonem powiedzieć: "Teraz, o Władco, pozwól odejść słudze Twojemu w pokoju".

Duchu Święty, bądź ze mną.
Duchu Święty, mów do mnie.
Duchu Święty, prowadź mnie.

piątek, 1 lutego 2013

Będą żniwa

     Stwórca dał nam serce, które, niczym łono matki, ma przyjąć ziarno Słowa. Od nas zależy czy stanie się ono żyzną glebą, w której ziarno będzie miało odpowiednie warunki by się rozwijać. 

     Każda istota żywa, w drodze rozwoju, przechodzi kolejne etapy. Od malutkiego ziarna (komórki) po dojrzałą postać, będącą w stanie owocować i dalej przekazywać życie. 

     Proces wzrastania trwa. Potrzebna jest odpowiednia ilość czasu oraz cierpliwość. Nie jest możliwe by w sztuczny sposób przyśpieszyć rozwój, np. ciągnąc młodą roślinkę ku górze, ponieważ wyrwiemy ją z korzeniami i uschnie. 

     W dojrzewaniu wiary jest podobnie. Każdy ma inną drogę, swój czas wzrastania. O wszystkim decyduje Pan Życia. 

    Warto pamiętać o czasie żniw. Jaki plon wyda moje życie? 

    Panie, proszę Cię by moje życie nie stało się bezowocne (bezpłodne).