wtorek, 6 grudnia 2016

     Jesteś wolny. Owczarnię, do której należysz, a którą jest Kościół, nie strzegą uzbrojeni w kije pasterze, nie napotkasz tzw. elektrycznego pastucha. Jeśli tak zdecydujesz – możesz odejść.

     Są tacy, którzy próbują życia poza owczarnią. Jedni z ciekawości, inni na przekór np. rodzicom. Dla niektórych Kościół jest duszną oborą, na czele której stoją najemnicy, więc uciekają synowie Kochającego Ojca i czasem dopiero gdy wylądują na dnie, gdy zdadzą sobie sprawę, że żyją jak świnie, zaczynają myśleć o powrocie.

     Jak dziecko bez matki, tak owca bez pasterza nie przeżyje. Czasem przekonujemy się o tej prawdzie w sposób bardzo bolesny. Wielką radością i nadzieją jest to, że zawsze możemy pozwolić się znaleźć. Pasterz jest zawsze blisko.

niedziela, 4 grudnia 2016

Czy się nawracasz? II Niedziela Adwentu A (Mt 3, 1-12)

   
 Jan, syn Zachariasza i Elżbiety, ostatni prorok, idzie na pustynię, gdzie z całą mocą wzywa do nawrócenia. I nie jest to delikatne zaproszenie, ale pełen stanowczości krzyk: «Nawracajcie się, bo bliskie jest królestwo niebieskie».

     O co chodzi z tym nawróceniem? Powiesz: „Przecież jestem ochrzczony, chodzę do kościoła, więc to nie dla mnie”. Nie, właśnie dla ciebie. Musisz się nawrócić. „Ale o co chodzi?” – zapytasz. Bóg bardzo pragnie Twojego zbawienia. Chce, abyś był z Nim na wieki. Czy w chwili obecnej, teraz (!), jesteś gotowy na śmierć, na przejście do królestwa niebieskiego? Czy twój sposób myślenia
i postępowania zmieszczą się w ciasnej bramie Nieba?

     Każda szczera spowiedź przekonuje, że droga, którą jest nasze życie nie jest miejscem, w którym Bóg jest obecny, a ścieżki naszej codzienności nie są proste. Poplątane i chaotyczne sprawiają ból
i zniechęcenie.

     Ci, którzy przejmowali się wezwaniem Jana, na znak nawrócenia zanurzali się w wodach Jordanu. To nie był chrzest odpuszczający grzechy. Jeszcze nie ten. Przyniesie go dopiero Zbawiciel.

     Współcześnie jest na odwrót. Chrzest przyjęliśmy wszyscy, ale czy jesteśmy nawróceni?

     W pierwotnym Kościele, jeśli ktoś chciał zostać chrześcijaninem, najpierw musiał przejść solidny okres przygotowania do chrztu zwany katechumenatem. I nie polegało to na wysłuchaniu kilku katechez. Katechumen musiał udowodnić swoim życiem jak bardzo pragnie przyjąć Chrystusa za swojego Pana i Króla.

     Jesteśmy ochrzczeni, i co dalej? Wielu zwalnia się z odpowiedzialności za swoją przyjaźń
z Bogiem. Może sobie myślą, że sam fakt przynależności do Kościoła i bycie tzw. dobrym człowiekiem, zapewnia im godne miejsce w Niebie. Faryzeusze, saduceusze i wielu innych myśleli podobnie: „Abrahama mamy za ojca” – mówili. Co według nich, w jakiś magiczny sposób, bez wysiłku, miałoby im zapewnić niebo.

     Reakcja Jezusa wobec takiej postawy jest wstrząsająca: „«Plemię żmijowe, kto wam pokazał, jak uciec przed nadchodzącym gniewem?”

     Żmija była uznawana za zwierzę nieczyste, była symbolem zła czyli szatana. Stąd Jezusowe słowa dosłownie brzmią tak: „Dzieci diabła”.

     Gdy nie traktuję swojej relacji z Bogiem na poważnie, jestem dzieckiem szatana. Tak mówi Pismo Święte. I nie uciekaj zbyt łatwo od tych słów. Nie buntuj się i nie krzycz! Jeśli tak jest, to znaczy, że odezwała się twoja pycha. [Wiele razy w życiu przeżyłem trzaskanie drzwiami konfesjonału, gdy pełen gniewu człowiek odchodził ponieważ nie mógł przyjąć do wiadomości, że jest niewierzący. Jaki wtedy pycha wrzask urządza!]

     Czy to co mówię jest kontrowersyjne? Nie można tak? „Zejdź Mi z oczu, szatanie! Jesteś Mi zawadą, bo myślisz nie na sposób Boży, lecz na ludzki”. (Mt 16, 23) Znacie te słowa? Zapytajcie św. Piotra.

     „Już siekiera jest przyłożona do korzenia drzew. Każde więc drzewo, które nie wydaje dobrego owocu, zostaje wycięte i wrzucone w ogień”.

     Bóg jako Drwal odkrywa korzenie szukając w nich życia, wypatruje także owoców. Jeśli korzeń jest martwy, jeśli brak owoców, użycie siekiery staje się koniecznością.

     Jakieś 40 lat po wygłoszeniu powyższych słów jerozolimskie bramy były rozbijane siekierami legionistów Tytusa, a pożary niszczyły domostwa. Józef Flawiusz opisywał masowe ukrzyżowania za murami świętego miasta.

     Słowa Jana o sądzie Bożym, spadającym jak siekiera na drzewo ludzkości, ciągle są aktualne.

     Po wykryciu wirusa świńskiej lub ptasiej grypy jesteśmy w stanie wybijać tysiące sztuk zwierząt by ochronić się przed zagrożeniem. A jakie wirusy grzechu jesteś w stanie uśmiercić w sobie, w swojej rodzinie, w społeczeństwie, by osiągnąć życie wieczne?

     Co zrobisz by przygotować się na powtórne przyjście Zbawiciela? Taki jest sens adwentu.

Czekanie

kolędy przed Narodzeniem
małżeństwo przed ślubem
seks przed miłością
dom przed własnością
wypłata przed pracą
wyniki przed badaniami
osądy przed Ostatecznym

nie umiemy czekać
umrzemy przed śmiercią

ks. Wojciech Węgrzyniak

czwartek, 1 grudnia 2016

Roztropny najpierw słucha (por. Mt 7, 21.24-27)

"Nie każdy, kto mówi Mi: Panie, Panie!, wejdzie do królestwa niebieskiego, lecz ten, kto spełnia wolę mojego Ojca, który jest w niebie. każdego więc, kto tych słów moich słucha i wypełnia je, można porównać z człowiekiem roztropnym, który dom swój zbudował na skale". (Mt 7, 21. 24)

     Czasem jest tak, że nasza wiara pozostaje na etapie słów (deklaracji) i obrzędów liturgicznych. Swoje chrześcijaństwo spłycamy do stwierdzenia: Jestem wierzący, ponieważ chodzę do kościoła. Ale czy to wystarczy? Czy fakt, że wielokrotnie w ciągu dnia wymawiam słowa: "O, Boże!", "Jezus" czy "Matko Boska", oddaje moją zażyłą relację z Mieszkańcami Nieba?

     Słowa muszą znaleźć potwierdzenie w czynach. Nie wejdziemy do królestwa niebieskiego, gdy poprzestaniemy na samej tylko słownej deklaracji wiary. Co ciekawe, Jezusowi nie chodzi o pełnienie jakichkolwiek dobrych uczynków, ale o pełnienie woli Ojca. Różnią się bowiem tzw. dobre uczynki, których ja chcę i zmuszam Boga, żeby je pobłogosławił i wpisał do swojego planu, od uczynków, które są odpowiedzią na to, co sam Bóg pragnie bym czynił. 

     Jak rozpoznać czego Stwórca ode mnie oczekuje? Zacząć od słuchania!

poniedziałek, 18 kwietnia 2016

Filtr

„Kto nie wchodzi do owczarni przez bramę, ale wdziera się inną drogą, ten jest złodziejem i rozbójnikiem. Kto jednak wchodzi przez bramę, jest pasterzem owiec”. J 10, 1-2

     Kościół to wspólnota. Kto pragnie do Niej należeć, musi przejść przez bramę chrztu świętego. To oznacza, że każdy kto chce zostać owcą w Jezusowej owczarni (Kościele), każdy kto chce wejść w relację z Boskim Pasterzem, musi zanurzyć się w Nim samym. To zanurzenie dokonuje się w wodach chrztu, które nie tylko oczyszczają, ale przede wszystkim napełniają (nasączają) Bogiem. Wtedy stajemy się chrześcijanami – chrystusami (należącymi do Chrystusa). 

     Niestety są też tacy, którzy nie chcą przejść przez bramę, którą jest Chrystus. Boją się testu prawdy, więc próbują wdzierać się innymi drogami.

     W odpowiednim testerze sprawdzamy czy banknoty, które posiadamy są prawdziwe. Chcąc dostać się do ważnych miejsc: na przykład do sądu, musimy przejść przez odpowiednią bramkę, która ma sprawdzić czy jesteśmy „czyści”.

     Czy to, za czym podążam przeszło test zanurzenia w Chrystusie? Czy zostało przepuszczone przez Niego jak przez filtr, który oddziela męty od czystego napoju?

     Do wspólnoty Kościoła wchodzi się przez bramę, którą jest Chrystus. Filtrem jest On sam.

***
Filtr:
- wody chrzcielnej,
- kratek konfesjonału,
- eucharystycznego Chleba,

niedziela, 3 stycznia 2016

Sens (por. J 1, 1-18)

     Jak uporządkować swoje życie? Co zrobić żeby było ono sensowne?
 
     Najlepiej zacząć od początku, czyli trzeba pomyśleć o fundamencie i głównej zasadzie naszego życia. Znaleźć sens, by nie żyć bez sensu.Człowiek, który nie ma jasno określonego celu swojego życia, zdąża ku samozniszczeniu, ku śmierci. 
 
     Tę prawdę zrozumiał austriacki psychiatra Viktor Frankl – twórca logoterapii, czyli leczenia, które ma pomóc w odkryciu sensu istnienia.
 
     Frankl, który pod czas II Wojny Światowej przebywał w obozach koncentracyjnych, zaobserwował, że więźniowie, którzy nie stracili nadziei na to, że w przyszłości czeka na nich konkretne zadanie do wykonania, mieli największe szanse na przeżycie. I to utwierdziło go w przekonaniu, że nic na całym świecie nie może równać się ze świadomością, że nasze życie ma sens.
 
     Pierwsze słowa dzisiejszej Ewangelii, używając innego – także uprawnionego znaczenia wyrazu: „Słowo” - brzmią w sposób następujący: Na początku był Sens, a Sens był u Boga, i Bogiem był Sens. Wydaje się więc, że trzeba usiąść z kartką papieru i napisać odpowiedzi na następujące pytania: Jaki jest sens mojego życia? Po co się urodziłem? Do czego zmierzam? Czego pragnę?

     Świat, a w nim i my, zostaliśmy stworzeni. Co to znaczy, że jesteśmy stworzeni? To znaczy, że mamy początek i koniec. Co więcej, że to nie my decydujemy gdzie się rodzimy, w jakich warunkach, z jakimi talentami, itd. Nie jesteśmy stworzycielami i zbawcami.
 
     Zostaliśmy obdarowani wolnością i rozumem. Posiadamy wnętrze, które w pełni znane jest tylko Stwórcy. Stąd tylko On, jako mój osobisty Konstruktor, zna każdy mój trybik, i tylko On wie jak naprawić to, co się zepsuło.
 
     Żyjemy, ponieważ chce tego Bóg. On chce dzielić się z nami swoją miłością. Jesteśmy Jego własnością, nie na zasadzie niewolnictwa, ale właśnie miłości. Tam, gdzie jest miłość, tam jest i głębokie pragnienie poddania i zjednoczenia. Autentyczna miłość nigdy nie zniewala, ale czyni wolnym.
 
     To, co się dzieje z nami i wokół nas, nie jest ślepym losem, ale uporządkowaną i logiczną całością. Bóg jest porządkiem – nie chaosem. Dlatego ważne jest abyśmy z Bogiem poukładali nasz świat, wewnętrzny i zewnętrzny. Z Nim możemy wszystko odłożyć na swoje, właściwe, miejsce.

     Celem naszej egzystencji jest życie wieczne. Prawdziwe życie (nie śmierć) jest w Jezusie. W Nim było życie – pisze Ewangelista w swoim hymnie. Stąd proste pytanie: Żyjesz, czy już umarłeś? Żyje w Tobie Chrystus, czy zostałeś zupełnie sam? Może Twoje tzw. czynności życiowe są sztucznie podtrzymywane przez zatrute kroplówki tego świata? Co się stanie gdy zostaniesz odłączony od alkoholu, seksu, Internetu, telewizji, komórki? W Nim jest życie, które jest światłością…

     Życie to walka. Tak. Trzeba być tego świadomym. Światłość w ciemności świeci i ciemność jej nie ogarnęła, ale próbuje zniszczyć i szkodzić, ponieważ nienawidzi miłości. Stąd im bardziej płonę zapalony Bożą miłością, tym większa jest światłość łaski we mnie. A złe wilki boją się płonących serc. Czasem pozwalają sobie na atak, ale poparzone szybko odstępują.
     Chrystus, który jest Światłością, Wschodzącym Słońcem oświeca każdego człowieka, by ten mógł dokonać wyboru – w pełnej wolności.
 
     Wychodząc z ciemności mrużymy oczy, które nie są przyzwyczajone do światła, ale to chwilowa niedogodność. Od każdego sakramentu, poprzez który dotyka nas sam Bóg, także bije ogromna światłość, która nieustannie przywraca blask naszej poplamionej duszy.

     Człowiek musi dokonać wyboru. Jezus światłość prawdziwa przychodzi do nas, lecz świat Go nie poznał. Przyszło do swojej własności, a swoi Go nie przyjęli. A ja, czy rozpoznaję głos swojego Pasterza? Czy chcę być w Jego ramionach?

     Każdy kto obiera Jezusa za swojego Pana i Zbawiciela staje się dzieckiem Boga. Czy mamy tego świadomość? Konsekwencje wypływające z tego faktu są ogromne. Moim Ojcem jest Bóg. Jaki On jest? Opowiedz! To ci pomoże zobaczyć, w jakiego Boga wierzysz.

    Może Twoje narodziny z ziemskiej matki i ojca naznaczone są odrzuceniem, krzywdą, zimnem, ale narodziny z Boga dają nowe, zupełnie inne, życie. By przyjść na ten świat narodziliśmy się z matki. By przyjść na drugi świat, zwany Rajem, musimy narodzić się z Boga. Pierwsze nie zależały od nas, drugie są osobistym wyborem.

***
      
     W brzuchu ciężarnej kobiety były bliźniaki. Pierwszy zapytał się drugiego:
- Wierzysz w życie po porodzie?
- Jasne. Coś musi tam być. Mnie się wydaje, że my właśnie po to tu jesteśmy, żeby się przygotować na to co będzie potem.
- Głupoty. Żadnego życia po porodzie nie ma. Jak by miało wyglądać?
- No nie wiem, ale będzie więcej światła. Może będziemy biegać, a jeść buzią....
- No to przecież nie ma sensu! Biegać się nie da! A kto widział żeby jeść ustami!
- Przecież żywi nas pępowina.
- No ja nie wiem, ale zobaczymy mamę a ona się będzie o nas troszczyć.
- Mama? Ty wierzysz w mamę? Kto to według Ciebie w ogóle jest?
- No przecież jest wszędzie wokół nas... Dzięki niej żyjemy. Bez niej by nas nie było.
- Nie wierzę! Żadnej mamy jeszcze nie widziałem czyli jej nie ma...
- No jak to? Przecież jak jesteśmy cicho, możesz posłuchać jak śpiewa, albo poczuć jak głaszcze nasz świat. Wiesz, ja myślę, że prawdziwe życie zaczyna się później. A ty jak myślisz...???

***

A Słowo stało się ciałem i zamieszkało wśród nas. Jezus stał się człowiekiem. Przyszedł na ziemię i wciąż puka do drzwi prosząc o przyjęcie, by darować nam wszystko: łaskę po łasce.

sobota, 2 stycznia 2016

Przeprawić się przez Jordan (por. J 1, 19-28)

     Świat, w trosce o własne interesy, zawsze będzie stawiał chrześcijaninowi weryfikujące pytanie: „Kto ty jesteś?” Zarówno przywódcy polityczni jak i religijni z wielką czujnością i ostrożnością badają czy oto nie pojawia się jakiś mesjasz czy prorok, który stałby się zagrożeniem dla ich ukrytych planów.

     Kim jestem? – Odpowiedź na to pytanie pozwala wyznaczyć kierunek w życiu. Sprawia, że odkrywamy jego sens i cel. Jan Chrzciciel może nam pomóc. On jest głosem Boga, który wzywa do powrotu. Czyż nie za tym właśnie tęsknimy? Za powrotem do harmonii i szczęścia?

     Rozpoczynamy od Betanii za Jordanem. Od „bez-bożnej” pustyni naszej egzystencji To miejsce w sposób symboliczny określa punkt wyjścia, miejsce decyzji. Widzę Ziemie Obiecaną, ale czy chcę ją zdobyć? Czy chcę przeprawić się przez Jordan? Czy pragnę zdobyć Królestwo Niebieskie? Czy w tym celu poddam się oczyszczającym wodom chrztu świętego?

    I jeszcze jedna ważna rzecz: pokora. Bez niej nie ucałuję stóp Zbawiciela. 
     
     A może na dobre zadomowiłem się na pustyni uważając ją wbrew sobie za raj?


piątek, 1 stycznia 2016

Stajnia (Łk 2, 16-21)

          Radosną nowinę o narodzeniu Zbawiciela, anioł oznajmił ubogim pasterzom. To oni pierwsi dowiedzieli się o „wielkiej radości”. Nie najbliższa rodzina, nie kapłani, nie król Herod, ale właśnie pasterze z okolic Betlejem.

     Dlaczego właśnie oni? Czy ktoś inny, niż pasterze, uwierzyłby w anielskie orędzie? Czy znalazłby się ktoś, kto by poszedł szukać Boga w stajni?

     W tym miejscu warto zastanowić się nad naszym osobistym poszukiwaniem Boga. Boga Prawdziwego, „Tego, Który Żyje”. Tu nie chodzi o zwykłą wiedzę. Ówcześni wiedzieli, że Bóg mieszka w pięknej Świątyni, ale nie doświadczali Jego bliskości - przynajmniej nie wszyscy.

     Może i my zatrzymujemy się na prostej konstatacji dotyczącej istnienia Boga, ale nie pragniemy spotkania z Nim. Wiemy, że Bóg jest obecny w tabernakulum, ale przechodząc nie zauważamy Jego milczącej obecności. Wiemy, że chleb, woda i wino, podczas konsekracji przemieniają się w Ciało i Krew Zbawiciela, ale nie karmimy naszej duszy.

     Wiemy, ale czy doświadczamy? Czy potrafimy dotknąć Boga? Przytulić się do Niego? Czy to w ogóle jest możliwe? Jest! W Kościele przez duże „K”.

     Jezus jest we wspólnocie tych, którzy Go kochają. Niestety owa wspólnota często przypomina stajnię ze zwierzętami. W Kościele jest grzech. Czy to coś dziwnego? Nie. Kościół to ludzie, którzy czasem upadają. W Kościele jest miejsce na błędy i porażki.

     Wielu gorszy się na wieść o grzechach ludzi kościoła. Ostentacyjnie ogłaszają, że nie chcą należeć do takiej instytucji. Zapominają przy tym, że owa instytucja została powołana przez samego Jezusa. W niej jest miejsce dla każdego – nawet największego grzesznika. Bóg bowiem kocha wszystkich miłością bezwarunkową.

     Można powiedzieć, że Kościół to święta stajnia, w której tłoczą się grzesznicy pragnący „znaleźć Maryję, Józefa oraz leżące w żłobie Niemowlę”. Właśnie w takich stajennych warunkach rodzi się nasz Bóg. W ten sposób niejako dostosowuje się do naszego ludzkiego poziomu, z którego chce nas wyprowadzić na wyżyny świętości.

     Każdy święty niejako musi przejść przez etap stajni. Tam znajduje prawdziwego Boga, którego daje Niepokalana Matka, a Święty Józef troszczy się by niczego nie zabrakło.

***

     Dziecię leży w żłobie, które służyło zwierzętom do spożywania paszy. To stajenne koryto jest symbolem miłości Jezusa, który pragnie by człowiek karmił się Nim samym. Codziennie woła z Wieczernika: „Bierzcie i jedźcie”.