poniedziałek, 1 grudnia 2014

Wielki człowiek (Mt 8, 5-11)

"Idźmy z radością na spotkanie Pana" 

     Jednym z adwentowych nauczycieli jest dla mnie setnik.  Był on dowódcą oddziału wojskowego składającego się ze stu osób (centuria). Funkcja centuriona, którą sprawował, nie była byle jaką. Stanowiła poważny awans w wojskowej hierarchii, i nie tylko. Większe pieniądze, które wiązały się z tym stopniem, pozwalały np. na posiadanie sług. I właśnie o  zdrowie jednego z nich walczy setnik.

     Niestety zdarza się, że człowiek który wspina się po drabinie awansów, często szybko zapomina o dawnych przyjaciołach czy współpracownikach. Przekonany o własnej wyjątkowości nie zwraca uwagi lub pogardza tymi, którzy stoją niżej w społecznej hierarchii.

     Setnik nie zapomniał o swoim słudze. Swoją zdecydowaną i silną wiarą uprosił u Zbawiciela zdrowie dla niego. Mógł przecież w ogóle się nim nie zajmować. Co najwyżej dać pieniądze na lekarza. Ale, nie. Ten centurion walczy nie tylko z wrogami w sensie militarnym, ale on toczy zacięty bój o człowieka - i to tego najmniejszego. Stąd miał bardzo blisko do Jezusa. W mig zrozumieli się: setnik z Najwyższym Wodzem.

    Być żołnierzem Jezusa Chrystusa to znaczy walczyć o....

niedziela, 30 listopada 2014

Czy chcesz spotkać się z Bogiem?

   
  To tytułowe pytanie jest bardzo ważne. Przecież głównym celem naszego życia jest właśnie spotkanie z żywym Bogiem. Kiedy to się stanie? Tego nie wiemy. Wiemy natomiast jak się przygotować.

     "Uważajcie!" - mówi Jezus. "Mogę przyjść w każdej chwili. Bądźcie gotowi, byście nie przespali Mojego przyjścia".

     Jednak na początku musimy wrócić do fundamentalnego pytania: Czy czekam na Boga? Czy chcę się z Nim spotkać? Jeżeli nie, to mogę wrócić i dalej żyć w świecie baśni i fantazji, sztucznych wyobrażeń o prawdziwym życiu. 

     Człowiek z tęsknotą wyczekuje kogoś, kogo kocha, czeka na wakacje, wypłatę, marzy o wygranej itd. Te wszystkie sprawy świata i dnia codziennego mogą niezauważalnie uśpić chrześcijańskiego ducha. Ucieczka od spotkania z Bogiem, od rajskiego przebywania ze sobą w miłości, cicho zabija jak dwutlenek węgla. Człowiek im głębiej oddycha światem, tym bardziej dusi się z braku Boga.
 
     Jak pasterz pilnujący w nocy swoje stado,  uważny na każdy szmer, każdy podejrzany trzask, by owce były bezpieczne, tak każdy musi przede wszystkim zadbać o własną gotowość na spotkanie z Panem. Nikt tego za nas nie zrobi!

    Cisza nocnego oczekiwania sprawia, że zmysły wyostrzają się, uszlachetniają. Uszy zaczynają słyszeć więcej, oczy rozpoznają to, co wcześniej nie zauważały, nos wyczuwa nowe zapachy, język uczy się rozpoznawać to, co zdrowe, a dotyk odkrywa nowe rzeczy.

     Uważne czekanie jest wielką lekcją stopniowego oczyszczania serca. To szkoła Jezusa, w której możemy wiele się dowiedzieć i nauczyć.

     Każdy otrzymał "zajęcie", a więc swoje powołanie, by służyć sobie nawzajem. W ten sposób jesteśmy sobie potrzebni. Tak razem budujemy Królestwo Boże.

     Czekając na powtórne przyjście Pana, mamy być jak odźwierny, który nieustannie patrzy w kierunku drzwi. To wskazówka byśmy nie spuszczali z oka drzwi do naszego serca. Kto przez nie wchodzi, a kto wychodzi? Czujna straż bram serca ma na celu ochronę przed wrogiem, którym jest wszelkiego rodzaju grzech.

     Dzisiaj, na początku Adwentu, warto postawić sobie pytanie: Czy nasze życie jest aktywnym czuwaniem i przygotowaniem na spotkanie z Panem? A może zapadliśmy w jakiś duchowy letarg, który uśpił naszą czujność. Popatrzmy na swoje serca i zastanówmy się czy jesteśmy gotowi.

   A świat nieustannie nuci swoją śmiercionośną kołysankę, by nas uśpić. Marana tha! 


niedziela, 5 października 2014

Nie zabijaj Przyjaciela (Mt 21, 33-43)

[Szkic kazania na Mszę św. w Łęgu Tarnowskim z okazji Nawiedzenia Obrazu Miłosierdzia Bożego i
Relikwii św. Faustyny i św. Jana Pawła II]


  „Chcę zaśpiewać memu przyjacielowi pieśń o jego miłości ku swojej winnicy”. (Iz 5,1)

     Bóg kocha człowieka. Pragnie dla niego szczęścia. Te stwierdzenia nie są dla wszystkich oczywiste. Współczesny człowiek pyta: Gdzie jest kochający Bóg? Gdzie jest szczęście, które obiecuje? Czytania z dzisiejszej Liturgii Słowa pomagają nam w znalezieniu odpowiedzi na nie.

     Jak Bóg kocha?

     Chce abyśmy istnieli. On nas stworzył, czyli „założył” – używając określenia z dzisiejszej przypowieści. Każdy jest inny, piękny i potrzebny. Każdy odpowiednio wyposażony w umiejętności i talenty. Wszyscy razem należymy do Bożej Winnicy, której jesteśmy częścią. Istotną częścią.Nie ma ludzi niepotrzebnych, są tylko ci, którzy nie pracują.

     Zakładanie winnicy wiąże się z wielkim trudem, cierpliwością, a przede wszystkim miłością. Żyjesz dlatego, że Bóg troszczy się o Ciebie. Nieustannie! Czego ci brakuje? Powiedz szczerze? Zastanów się. Czy jest coś czego Bóg ci nie dał, odmówił? Dziecko, które kocha, ufa swoim rodzicom we wszystkim. Czy ty ufasz Bogu Ojcu? Czyli: Czy wierzysz, że to jakimi drogami cię prowadzi, że to co posiadasz, gdzie mieszkasz, itd., pochodzi od Niego? Słowem: Czy wierzysz Bogu?

     Jestem latoroślą, która ma przynieść owoc. Moje życie ma sens i cel! Jeżeli nie wiesz co robić, zapytaj o to swojego Konstruktora. To on cię wymyślił (skonstruował), zaprojektował. Stąd wie gdzie jest twoje miejsce, wie do czego się nadajesz i gdzie się spełnisz. Tylko On to wie. Nikt inny. Zapytaj Go! „Panie, co mam robić aby osiągnąć życie wieczne?” „Pokaż mi miejsce gdzie odkryję sens mojego życia. Pokaż mi, gdzie jestem potrzebny”.

     Jak Bóg kocha?

     Otacza cię murem, który ma chronić przed „wandalami, dzikiem leśnym i polnymi zwierzętami”
(por. Ps 80), czyli przed Szatanem i jego sługami. Nie raz masz pretensje do Boga, że nie spełnia twoich życzeń, a nie dopuszczasz do świadomości od ilu niebezpieczeństw duszy i ciała cię uchronił.

Mur okalający winnicę zbudowany był z kamieni, które wcześniej zostały wybrane z gleby, w której zasadzona została winnica. Owe kamienie to twoje grzechy, które Bóg odrzucił od ciebie, które stały się swoistego rodzaju szczepionką na infekcje zła. Dobrze przeżyte porażki, wnioski z upadków stają się mądrością, która jak mur broni dostępu do cennej winnicy.

     Murem jest także Prawo – Tora, streszczone w kamiennych tablicach Dekalogu. To „instrukcja obsługi życia”. Tylko najpierw przeczytaj ją, a później stosuj. Nie na odwrót! Prawo Boże jest po to by broniło, a nie utrudniało czy ciemiężyło. Nie wierz w kłamstwo świata, które chce zburzyć tą drogocenną barierę.

     Jak Bóg kocha?

     W winnicy gospodarz wykopał tłocznię, która pozwalała na bezpośrednie przetwarzanie dojrzałych winogron, by nie uległy zepsuciu czy zniszczeniu. Tłocznia jest symbolem ołtarza, na którym składa się w ofierze owoce swojej pracy, które następnie zostają dosłownie zmiażdżone, by puściły drogocenny sok.

     Wszystko co robisz ofiaruj Bogu. Wraz z chlebem i winem ofiaruj swoją pracę, wysiłek, cały trud, by mocą sakramentu Eucharystii został przemieniony w święty i miły dar dla twego Stwórcy. Jak on się z tego cieszy!

     I co z tego, że „miażdżenie” boli. Czyż Chrystus nie cierpiał dla ciebie? Każda ofiara musi być połączona z cierpieniem. Jeżeli go nie ma, to nie ma także ofiary.

     Jak Bóg kocha?

     Jest obecny. Jedno z Jego Boskich imion brzmi: „Ten, który jest”. Jest w swojej wieży, czyli Kościele. W ten sposób Stwórca mieszka pośród swojego ludu. Z tej wieży cię naucza, przestrzega przed wrogiem. Kościół to Strażnik i Nauczyciel wiary. To nie tylko cegły budowli, ale żyjące Ciało Chrystusa. Odłączając się od Kościoła, odłączasz się od swojego Stwórcy.

     W tabernakulum, w tej symbolicznej złotej skrzynce z czerwoną żarówką, mieszka prawdziwy Bóg, do którego zawsze możesz przyjść. Czy przychodzisz? Niemożliwe jest zbudowanie sensownego życia nie współdziałając z Jego Dawcą i Konstruktorem. Nie będziesz szczęśliwy jeżeli nie będziesz współpracował z „Tym, który zna cię” na wylot.

     Jak Bóg kocha?

     On kocha i chce być kochany. Dlatego oczekuje owoców. Ma do tego prawo. Czy dziecko nie chce podobać się swoim rodzicom? Czyż nie stara się wykonywać ich poleceń, które wszystkim przynoszą radość?

     Niestety współczesny człowiek dał się okłamać, że owoce jego pracy należą tylko do niego i może z nimi robić co chce. Uwierzył, że jest samowystarczalny, dlatego zabija wszystkich, którzy chcą mu przypomnieć o prawach Stwórcy względem swojego stworzenia. Zamiast kochać zabija! Chce „posiąść dziedzictwo”, które tak naprawdę do niego już należy, tylko Ojciec osobiście chce mu je dać w odpowiednim czasie. Niestety sam gwałtem wyrywa Bogu Jego własność. Kłamie i zabija. Czyż to nie jest powtórka z Raju? Przecież to tytułowa strona Boskiej Instrukcji (Biblii).

     Wyrzucając Boga, wyrzucasz siebie na śmietnik tego świata. I nie dziw się, że żyjesz w pustce, samotności, nienawiści. To są zatrute owoce egoizmu i pychy.

     Bądź pokorny i podejmij pracę w Bożej winnicy w miejscu, na którym cię Bóg postawił lub postawi. I bądź wdzięczny. I pracuj, czyli realizuj wolę Boga. To przyniesie ci szczęście.

     Maryjo! Cudowny Ogrodzie Bożej łaski, wspieraj nas w sensownym budowaniu naszego życia.

niedziela, 21 września 2014

Bezczynny i leniwy do nieba nie ma wstępu (Mt 20, 1-16)

Kościół to winnica założona i prowadzona przez Niebieskiego Gospodarza - Ojca - naszego Boga. To nie tyle budynek, co wspólnota ludzi, która buduje królestwo niebieskie. Brzmi ładnie, ale czy rzeczywiście jesteśmy wspólnotą budującą?

"Gospodarz wyszedł wczesnym rankiem, aby nająć robotników do swej winnicy". Owa wczesna pora to moment chrztu świętego, który dla większości z nas, miał miejsce właśnie na samym początku życia. "Wczesnym rankiem" staliśmy się chrześcijanami, dziećmi Bożymi.

Od chrztu św. jesteśmy zaproszeni do pracy w Bożej winnicy, dla dobra wspólnego i osobistego. Królestwo niebieskie - nasz dom - samo się nie zbuduje. Każdy jest potrzebny: od sprzątaczki po profesora; młody czy stary, zdrowy czy chory - każdy! Ale czy chcesz pracować?

Może posiadasz zaświadczenie o przyjęciu chrztu św. ale na tym poprzestajesz. To tak, jakby ktoś zapisał się do urzędu pracy i wcale zatrudnienia nie szukał, ale chciał żyć z różnego rodzaju zapomóg i zasiłków. To patologia! Człowiek osiąga świętość właśnie przez pracę.

Bóg nie lubi bezrobocia. Wie, że brak konkretnego zajęcia degraduje człowieczeństwo. Stąd nie raz, ale wielokrotnie, o różnych porach, ewangeliczny Gospodarz wychodzi na rynek i szuka tych, którzy chcą pracować w Jego winnicy. Zaprasza nawet tych, których z różnych względów nie zastał o świcie. Może nie mogli, może nie chcieli.

Pracy jest mnóstwo! Czy jesteś zaangażowany? Czy przychodzisz na "rynek", którym jest Kościół i sakramenty, by szukać woli Bożej? Czy chcesz pracować dla Boga?

"Czemu tu stoicie cały dzień bezczynnie?" - pyta gospodarz stojących na rynku. "Bo nas nikt nie najął" - odpowiadają. Tylko w Bożej winnicy człowiek czuje się spełniony. Każdy ma taką pracę jaka jest dla niego najlepsza, dobrana na miarę jego możliwości.

Szatan lubi bezczynnych, leniwych, pasożytów - tych, którym się nie chce. Tacy najbardziej dają się kusić i najniżej upadają. 

Warto pamiętać o zapłacie. Jeden srebrny denar to zapłata za cały dzień pracy. Jeden biały opłatek - żywy Bóg - jest zapłatą za cały trud i zmaganie.

Może ktoś się oburzył i trudno mu pojąć dlaczego Gospodarz każdemu dał po denarze, skoro jedni pracowali cały dzień, a inni tylko jedną godzinę.

Jeśli przystępujemy do Komunii św. Pan nie bada naszego CV i czasu pracy, ale patrzy na pragnące serce. Daje się każdemu, kto pracuje choćby i jedną godzinę. Chce być nagrodą codzienną i wieczną.

środa, 3 września 2014

Gorączka

Z synagogi, która była miejscem modlitwy, Jezus przyszedł do domu Piotra. O tym, jaki jest dom, świadczą jego mieszkańcy. Nie to co posiadają, ale jakie są ich wzajemne relacje.

Piotr już wcześniej został uczniem Jana Chrzciciela. Teraz podąża za Chrystusem. A co na to jego żona? Czy nie czuje się samotna i opuszczona? Teściowa też mogła mieć do niego pretensje, za to że zamiast pracować „włóczy się po świecie nie wiadomo gdzie".

Być może jej żal do Piotra spowodował, że zachorowała. Trzeba pamiętać, że sposób przeżywania naszych uczuć i emocji ma duży wpływ na ciało. To są naczynia połączone. Na przykład: jeśli ktoś przez długi czas żyje w złości może mieć problemy z żołądkiem czy kręgosłupem. Chrześcijanin powinien troszczyć się w takim samym stopniu o ciało, duszę i psychikę. Jeśli ktoś nie zadba o swoje ciało, to ewentualna choroba b będzie miała negatywny wpływ na jego samopoczucie czy np. modlitwę.

Teściowa Piotra „miała wysoką gorączkę”. Dosłownie trawił ją ogień. Jaki? Złości? Pretensji? Żalu? Problemy wewnętrzne mogą skutkować tym, że człowiek pozostaje w łóżku i najchętniej by go nie opuszczał. Taka „gorączka” sprawia, że chory jest otępiały, nie chce mu się nic robić, nie ma sił do wyzwań codzienności.

Teściowa nie prosiła o uzdrowienie. To pewnie sam Piotr z żoną wstawili się za nią u Jezusa. Czy mam kogoś chorego w rodzinie? Może wśród nich jest ktoś chory psychicznie? Czy przyprowadzam Jezusa do tej osoby?

poniedziałek, 1 września 2014

Nie ma cudów bez wiary

„Jezus przyszedł do Nazaretu, gdzie się wychował”. Łk 4, 16


Można powiedzieć, że większość z nas wychowała się u boku Jezusa. Łączy nas „Nazaret”, a więc dorastanie w szeroko pojętej kulturze chrześcijańskiej.

W pewnym sensie oswoiliśmy się z Bogiem, przyzwyczailiśmy się do tego, że jest. Jednak ta wiedza i świadomość często nie mają większego wpływu na nasze życie.  Dla wielu bycie chrześcijaninem stało się rutyną, która polega na nazywaniu siebie katolikiem, „chodzeniu” do kościoła i odmawianiu paciorka.

Mało tego! Coraz częściej można spotkać osoby, które mają pretensjonalny stosunek do Kościoła. Wydaje im się, że to instytucja usługowa, która ma im zapewnić dobre samopoczucie. Nie rozumieją, że wiara to pełne służby i pokory zaangażowanie w relację z Bogiem.

Nierzadko zdarzają się osoby, które chcąc coś wymusić, np. w kancelarii parafialnej, powołują się na znajomość z kimś znanym czy wysoko postawionym w Kościele. Dumni z Jana Pawła II stawiamy mu pomniki, jego imieniem nazywamy szkoły i ulice, ale nie idziemy za jego przykładem i nie dążymy do świętości.

Jeżeli zabraknie troski o autentyczną wiarę w naszym życiu Bóg nas opuści. Co z tego, że chrześcijaństwo w naszej Ojczyźnie ma już tysiąc lat, że nasza ziemia wydała wielu świętych, że większość jest ochrzczonych? To może być dobrym środowiskiem dla wzrostu osobistej wiary, ale nigdy jej nie zastąpi. Nigdy! 

Jezus nie znalazł wiary w rodzinnym Nazarecie. Czy znajdzie ją u nas? Czy nie będzie musiał odejść?

Nie ma cudów bez wiary.

środa, 30 lipca 2014

"Znalazł [...]. Sprzedał wszystko, co miał i kupił"

Jezus powiedział do tłumów: "Królestwo niebieskie podobne jest do skarbu ukrytego w roli. Znalazł go pewien człowiek i ukrył ponownie. Uradowany poszedł, sprzedał wszystko, co miał, i kupił tę rolę. Dalej, podobne jest królestwo niebieskie do kupca poszukującego pięknych pereł. Gdy znalazł jedną, drogocenną perłę, poszedł, sprzedał wszystko, co miał, i kupił ją". Mt 13, 44-46
Czytając te przypowieści wydaje się, że one nas nie dotyczą. "Jak to? Mam wszystko sprzedać, żeby osiągnąć niebo? To dobre, ale dla zakonników. Ja muszę przecież jakoś żyć na tym świecie".

Oczywiście nie chodzi o to abyśmy pozbywali się majątków i żyli jak święci Franciszek i Klara. Idzie tu o zupełnie inną rzecz.

Po pierwsze, abyśmy chcieli szukać Prawdy. Trwa to nieraz wiele lat, ale ta droga jest potrzebna, powiedziałbym - wychowująca. To pielgrzymka, podczas której człowiek zbiera cenne doświadczenia, poznaje siebie, uczy się kochać. Ta droga kończy się pierwszym nawróceniem.

Po drugie, gdy się nawrócę (wrócę do Stwórcy), to czy będę chciał zrezygnować z tego wszystkiego, co przeszkadza w przyjaźni z Nim? Czy pozostanę sympatykiem (tzw. wierzącym niepraktykującym)?

"Sprzedał wszystko, co miał" - kilka podpowiedzi w kolejności przypadkowej:
  • pozbyć się TV
  • odmówić codziennie cały Różaniec
  • odstawić wszelkie "znieczulacze bólu życia" (narkotyki, alkohol, papierosy)
  • zostawić toksyczne relacje
  • opuścić rodziców, by zacząć żyć swoim życiem
  • świadomie przyjąć sakrament małżeństwa
  • itd.
To jest droga do prawdziwej wolności, którą jest posłuszeństwo. 

wtorek, 29 lipca 2014

Test

"Marta rzekła do Jezusa: "Panie, gdybyś tu był, mój brat by nie umarł". J 11, 21
W tych słowach Marty zawarty jest żal wielu, którzy czują się niewysłuchani przez Boga, którzy wyrzucają Mu, że nic nie zrobił wtedy gdy był tak bardo potrzebny. Czasem zawód jest tak wielki, że odchodzą rozczarowani.

Łazarz umarł. Oczywiście Jezus mógł nie dopuścić do tego - przecież był jego przyjacielem. A jednak Boże drogi są zupełnie inne od naszych. On wie lepiej.

"Lecz i teraz wiem, że Bóg da Ci wszystko, o cokolwiek byś prosił Boga". J 11, 22
Marta nie zatrzymuje się na bólu z powodu śmierci brata. Ufa Jezusowi, choć nie wie co się stanie. Wierzy przez łzy, mimo iż śmierć stała się faktem.

***

Śmierć jest nieodłączną towarzyszką życia. Doświadczamy tego nieustannie. Nie należy wtedy rozpaczać, ale wierzyć, że taka jest nasza droga. Ciemna dolina, przez którą nie raz przyjdzie nam kroczyć, jest drogą do większej miłości.

Jezus zbawił nas przez krzyż.

poniedziałek, 28 lipca 2014

Wzrastać (Mt 13, 31-35)

Królestwo niebieskie podobne jest do ziarnka gorczycy, z którego wyrasta drzewo.
Królestwo niebieskie podobne jest do zaczynu, który włożony w mąkę zakwasza całe ciasto.

Królestwo niebieskie, a więc nasze życie z Bogiem, rozpoczyna się niepozornym obrzędem chrztu św. Później rośnie dzięki łasce. Oczywiście nie obejdzie się bez naszej współpracy. Nie istnieje przyjaźń jednostronna. Dlatego dbamy o rozwój łaski podobnie jak pielęgnujemy wszelkie posiane ziarno, aby mogło wzrastać i rozwijać się.

Każdy święty był kiedyś małym dzieckiem. Często wychowywany w doświadczeniu różnych braków i przeciwności, wzrastał i rozwijał się by wydać godne owoce.

Od czegoś trzeba zacząć swoje nawrócenie. Przeczytać książkę, pojechać na rekolekcje, zacząć w końcu modlić się. Chcieć.

"To Bóg jest sprawcą i chcenia i działania, zgodnie z Jego wolą". Flp 2, 13

***

Chcieć

Nie chce mi się, Panie.
Myślę sobie: Nic się nie stanie,
jak zacznę od jutra, wiosny, lata...
Tak. To dobra data.

Termin nieokreślony.
Gdzieś w przyszłości utkwiony.
A Bóg jest dzisiejszy, świeży, aktualny.
Nienachalny, ani wścibski - kulturalny.
Szanuje i czeka - na mnie człowieka.

A ja władzę mam decydowania,
co do osoby, czasu i sposobu kochania.

I w tej wolności trudnej
gubię się w rozpaczy,
bo wciąż kochać nie potrafię
Niech mi Bóg wybaczy...
I zmusi. Tak, o to poproszę.
By to ziarenko maleńkie,
ten zaczynek mały
Królestwo Niebieskie
oglądać w nagrodę dały.




niedziela, 27 lipca 2014

Skarb

"Jezus opowiedział tłumom taką przypowieść: "Królestwo niebieskie podobne jest do skarbu ukrytego w roli. Znalazł go pewien człowiek i ukrył ponownie. Uradowany poszedł, sprzedał wszystko, co miał, i kupił tę rolę. Dalej, podobne jest królestwo niebieskie do kupca, poszukującego pięknych pereł. Gdy znalazł jedną drogocenną perłę, poszedł, sprzedał wszystko, co miał, i kupił ją". Mt 13, 44-46

Skarb, perła - obiekty marzeń, poszukiwań. Znalezienie ich to dopiero połowa sukcesu. Trzeba je jeszcze nabyć na własność. Jednak są one bardzo kosztowne. To wymaga, aby wszystko co się posiada, poświęcić  celu zdobycia tego jednego wymarzonego skarbu czy perły. 

Bóg.

Czy Go szukam, mimo iż czasem się "ukrywa"?
Czy jestem w stanie Jemu podporządkować wszystko?
Gdzie postawiłem granicę, której On i ja nie przekraczamy?

***

Na kolorowym bazarze świata
Półkach supermarketu egzystencji
W metalowej skrzynce zamknięty -
Skarb, Perła Drogocenna
Czasem nikły płomień czerwonej lampki świeci
I myślą niektórzy, że zepsuta, wadliwa
Przechodzą dalej konsumenci
Szukają dla siebie tego co się świeci
Co potrzebne, niezbędne - do życia
Czy znajdą Tego, którego nie można kupić?
On jest za darmo
Nie zmieści się w koszyku czy siatce
Serce wystarczy



sobota, 26 lipca 2014

Tak blisko

Jezus powiedział do swoich uczniów: "Szczęśliwe oczy wasze, że widzą, i uszy wasze, że słyszą. Bo zaprawdę, powiadam wam: Wielu proroków i sprawiedliwych pragnęło ujrzeć to, na co wy patrzycie, a nie ujrzeli; i usłyszeć to, co wy słyszycie, a nie usłyszeli".
Mt 13, 16-17

Dzisiaj dziękuję Bogu za to, że mam swobodny i nieograniczony dostęp do Niego. Rzeczywiście jestem szczęśliwy, że "widzę i słyszę" działającego Jezusa w sakramentach, zwłaszcza Eucharystii i pokuty.




piątek, 25 lipca 2014

Mama, która wszystko wie najlepiej

"Matka synów Zebedeusza podeszła do Jezusa ze swoimi synami i oddając Mu pokłon, o coś Go prosiła. [...] Rzekła Mu: "Powiedz, żeby ci dwaj moi synowie zasiedli w Twoim królestwie, jeden po prawej, a drugi po lewej Twej stronie". Mt 20, 20-21

Kochająca mama. Niestety czasem jej wypaczona miłość może stać się dla dziecka zniewoleniem, nieraz na wiele lat.

Zdarza się, że rodzice, a zwłaszcza mamy, zapominają o tym, że dziecko nie należy do nich, ale do Stwórcy. To On każdego wyposażył w wolną wolę i rozum, z których każdy musi nauczyć się korzystać na własną odpowiedzialność. Dziecko się wychowuje, a nie projektuje (hoduje w celu osiągnięcia zysku-sukcesu).

Problemem jest gdy mama próbuje układać życie swojego dziecka. Wtedy to ona staje się jakby Bogiem, od którego wszystko bierze początek i wokół, którego wszystko się kręci. Bez jej zgody nic nie można zrobić. Ona decyduje w co się ubrać, z kim się spotykać, jakie studia podjąć, kto ma zostać żoną lub mężem. Ona pokazuje jak powinno wyglądać małżeństwo, więc usprawiedliwione jest tzw. wtrącanie się, bo przecież wypływa to z troski.

Nadopiekuńcza, kontrolująca, zaborcza, wszechwładna matka może stać się powodem bardzo trudnego i nieszczęśliwego życia swojego dziecka. Skutkami takich nieuporządkowanych relacji może być np.: nieumiejętność podjęcia decyzji, lęk przed odpowiedzialnością, problemy w relacjach z płcią przeciwną itp. Dlatego trzeba przyglądnąć się czy odciąłem pępowinę, czy potrafię żyć własnym życiem i podejmować własne decyzje. Jest to proces, który nieraz trwa latami i nieraz bardzo bolesny.

Mamy prawo powiedzieć rodzicom: "nie".  Musimy ustalić pewne granice, które pozwolą na autonomiczność, na życie własnym życiem.

Jeżeli osoba, którą kochasz (mąż, żona, dziecko) jest dla ciebie kimś ważniejszym niż Bóg, krzywdzisz ją! Nasze życie mamy budować na Stwórcy, a nie człowieku. Stąd nie dziwią sytuacje, w których ktoś z płaczem żali się: "Ja tak bardzo go kochałam. Wszystko dla niego robiłam. Niczego mu nie brakowało. A on tak mi się odpłacił. Odszedł, zdradził..."

Tylko Bóg może być solidnym fundamentem wszystkich naszych konstrukcji.

czwartek, 24 lipca 2014

Otwarte oczy i uszy - zamknięte serce

"[...] otwartymi oczami nie widzą i otwartymi uszami nie słyszą ani nie rozumieją". Mt 13, 13
Nie potrafię do końca pojąć, dlaczego człowiek ignoruje Boga. Przecież przed prawdą i oczywistością nie można uciec. Oczywiście rozumiem, że można mieć wątpliwości, że można szukać, pytać. Tak wygląda droga do głębszego poznania, do miłości, a w konsekwencji do nawrócenia. Ale żeby odrzucać?

Wystarczy pomyśleć, poczytać, porozmawiać - a przede wszystkim chcieć. Ale nie! Łatwiej jest walczyć z Kościołem, z Bogiem. Łatwiej jest nienawidzić niż kochać.

Może gdzieś coś przeoczyłem, może zacofany jestem, ale wiem jedno: bez Boga życie nie ma sensu, bez Niego nie poradzę sobie. Z pewnością to wielka łaska, za którą dziękuję

środa, 23 lipca 2014

Trwać, by nie uschnąć

"Trwajcie we Mnie, a Ja w was trwać będę". J 15,4

Trwać w Bogu. Być w Nim - w Jego Sercu.

To walka:
  • o codzienną modlitwę,
  • o głębokie przeżycie Eucharystii,
  • z natarczywymi pokusami,
  • z własnym egoizmem i pychą,
  • itd.
Wytrwać, czyli nie odłączyć się, nie uciec. Jak żołnierz na warcie, który czuwa aby nie dać się zaskoczyć przez wroga.

Jak się odłączę to po prostu uschnę, jak winna gałązka, która nie przynosi owocu.


Duszo Chrystusowa, uświęć mnie. 
Ciało Chrystusowe, zbaw mnie,
Krwi Chrystusowa, napój mnie. 
Wodo z boku Chrystusowego, obmyj mnie.
Męko Chrystusowa, pokrzep mnie.
O dobry Jezu, wysłuchaj mnie.
W ranach swoich ukryj mnie.
Nie dopuść mi oddalić się od Ciebie.
Od złego ducha broń mnie.
W godzinę śmierci wezwij mnie.
I każ mi przyjść do siebie,
Abym z świętymi Twymi chwalił Cię,
Na wieki wieków. Amen.

wtorek, 22 lipca 2014

Dlaczego płaczesz? Kogo szukasz?

Maria Magdalena to fascynująca kobieta. Jej wielka miłość do Zbawiciela sprawiła, że stała się pierwszym świadkiem Jego zmartwychwstania. 

Ona, z której Pan wyrzucił siedem złych duchów, była prostytutka, nauczyła się prawdziwie kochać. Nigdy nie doświadczyła tak wielkiej miłości jak w dniu, w którym Jezus odpuścił jej grzechy. Od tej pory stała się jedną z najwierniejszych Jego uczennic.

O brzasku trzeciego dnia po śmierci Zbawiciela, stoi przed pustym grobem i płacze. Podobnie jak Apostołowie, zapomniała o obietnicy zmartwychwstania. Tylko Maryja pamiętała, dlatego nie przyszła szukać ciała zmarłego Syna. 

Dlatego najpierw aniołowie, a następnie sam Pan pyta: "Dlaczego płaczesz? Kogo szukasz?"

A gdzie my szukamy Żyjącego? Gdzie szukamy miłości?

Jak trudno zakończyć proceder sprzedawania siebie światu? 

Upadlające cudzołożenie, z którym tak ciężko zerwać, które tak bardzo zniewala. To jest grób.

Ale Chrystus jest silniejszy. Zwraca się do mnie po imieniu. Kocha.


poniedziałek, 21 lipca 2014

Showman?

"Nauczycielu, chcieliśmy jakiś znak widzieć od Ciebie". Mt 12, 38

Czy Jezus jest showmanem? Niektórzy chcieliby widzieć wielkie cuda z wszelkimi efektami specjalnymi. Masowe uzdrowienia, wskrzeszenia, rozmnażanie jedzenia. Przecież Jezus nie po to przyszedł na świat, żeby rozwiązywać problemy społeczne wszelkiego rodzaju.

Pamiętając o tym, że Bóg obdarzył nas wolnością, ktoś mógłby postawić zarzut, że ewidentne przejawy mocy Zbawiciela, niejako zmuszałyby do wiary. I miałby rację. Oczywiste cuda musiałyby skutkować oczywistą wiarą. Ale czy to byłaby jeszcze wiara?

Z drugiej strony, czy nawet największe cuda sprawiłyby powszechne nawrócenie niewierzących? Wątpię. Zawsze znalazłby się jakiś sceptyk i niedowiarek, który twierdziłby, że to mocą złych duchów, że iluzja, powszechna hipnoza, itd.

Wiara to zaufanie, które wzrasta gdy słuchamy Boga. Królowa z Południa szukała mądrości i potrafiła słuchać. Ludzie z Niniwy słysząc nawoływanie Jonasza, nawrócili się. A my? Czy słuchamy Boga? Czy nawracamy się?

Może czekamy na kolejne Boże widowisko. Jakiś cud słońca, powrót z tzw. śmierci klinicznej itd. Ale to nie tak. Kto kocha, to cuda widzi codziennie. Zapytaj, a przekonasz się.

niedziela, 20 lipca 2014

Ludzie-chwasty (Mt 13, 24-30)

"Pozwólcie obojgu róść aż do żniwa". Mt 13, 30
Wielu zastanawia się: skąd bierze się zło, skoro Bóg "posiał dobre nasienie na swojej roli"? Dlaczego tam, gdzie dzieje się dużo dobrych rzeczy, zawsze musi pojawić się jakiś cień?

Odpowiedzi na powyższe pytania udziela nam Jezus w swojej przypowieści o chwaście. Jednoznacznie wskazuje winnego: «Nieprzyjazny człowiek to sprawił». Warto zauważyć także, że dokonał tego "gdy ludzie spali", a więc w nocy.

Zły zrobi wszystko, żeby zakłócić nam wzrost ku Bogu. A to zatruje glebę, a to nasieje chwastów. Jego celem jest niszczenie Bożego zasiewu.

Warto zauważyć, że Bóg pozwala na istnienie zła. Oczywiście do czasu. Skażeni grzechem pierworodnym nie potrafimy zachować nieskazitelnej czystości. Zawsze, w swojej słabości, dopuszczamy działanie zła. 

Na świecie żyją ludzie-chwasty*, którzy w mniejszym czy większym stopniu pozwalają się prowadzić złemu. W swoim działaniu oplatają, zawieszają się i chcą skrępować zdrowe łodygi Bożych roślin.  Te osoby, mogą nam nieraz bardzo utrudniać życie. Ale to wszystko zawarte jest w Bożych planach. Nie możemy nigdy zapominać, że kiedyś nadejdzie czas żniw. Wtedy chwast zostanie spalony, a pszenica umieszczona będzie w Bożym spichlerzu, czyli niebie.

Bóg, w swojej miłości do każdego człowieka, pozwolił na życie Judasza, Hitlera, Stalina i wielu innych. Gdyby zostali od razu "wyrwani" z tej doczesnej ziemi, nie objawiły by się wielkie Boże plany. To nie znaczy, że musieli być złymi ludźmi. Mieli całe życie na dokonanie wyboru.

* Oczywiście nie potępiam człowieka, ale jego złe czyny. Pamiętać także należy, że każdy grzesznik może się zawsze nawrócić.

sobota, 19 lipca 2014

Gdy Bóg odchodzi... (Mt 12, 14)

"Faryzeusze wyszli i odbyli naradę przeciw Jezusowi, w jaki sposób Go zgładzić. Gdy Jezus dowiedział się o tym, oddalił się stamtąd". Mt 12, 14
Działalność i postawa Jezusa doprowadza faryzeuszy do szału. Tak bardzo są zaślepieni nienawiścią, że chcą Go zabić.

Zniszczyć dobro, skalać to, co czyste, wprowadzić zamęt i niezgodę - to praca współczesnych faryzeuszy, którzy nie spoczną póki nie zabiją Boga w nas. Zły uruchomił ogromną machinę śmierci i zniszczenia.

Jezus nie zawsze walczy ze złem bezpośrednio. Nie wykłóca się, nie udowadnia na siłę swoich racji. Niechciany odchodzi.

Bóg do niczego nie zmusza. Zawsze pozostawia nam wolność. Mamy rozum - możemy wybierać. Największy problem w tym, że coraz rzadziej jest używany. Ktoś, kto jest uczciwy i szuka prawdy, zawsze ją znajdzie. 

piątek, 18 lipca 2014

Głód (Mt 12, 1-8)

Uczniowie Jezusa musieli być bardzo głodni skoro próbowali nasycić się ziarnami zbóż. Może byli już w podróży od dłuższego czasu. Może nie spotkali nikogo życzliwego, kto by ich ugościł. Może nie mieli za co kupić sobie chleba. Taki los ucznia.

Podobnie było z Dawidem i jego towarzyszami, którzy uciekali przed Saulem. Wyczerpani i  głodni poprosili kapłana Achimelka o coś do jedzenia, a ten, nie mając innego, dał im chleby poświęcone, które składano przed Bogiem w świątyni w każdy szabat.

Głód sprawia, że jesteśmy w stanie zadowolić się byle czym. Dobrze jest gdy zdobędziemy dobry i zdrowy pokarm, w przeciwnym razie możemy się nawet zatruć jedząc byle co.

Podobnie jest w wymiarze duchowym. Ważne jest czym się karmimy.

Ziarno, którym uczniowie Jezusa zaspokoili głód,  przywołuje na myśl ziarno Słowa Bożego, które wyłuskujemy z kłosów Pisma Świętego. Chleb, którym pożywili się Dawid i jego towarzysze to zapowiedź Eucharystii.

A wszystko po to aby mieć siłę i życie w sobie.

Czy cierpliwie łuskam ziarno Słowa Bożego?
Czy na prawdę pragnę Chleba Eucharystycznego?
Czy tęsknię za Bogiem?

czwartek, 17 lipca 2014

Lekki ciężar

"Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię". Mt 11, 28
Niestety bywa tak, że człowiek dobrowolnie, choć nie zawsze całkiem świadomie, wybiera życie w nieustannym zmęczeniu, stresie, rozpaczy czy przygnębieniu. Wmawia mu się, że życie to dżungla, w której trzeba walczyć bo inaczej się zginie. W tej wojnie często stosowane są środki bojowe, które nie mają nic wspólnego z Ewangelią. Wtedy usprawiedliwia się wszelką nieuczciwość, kłamstwa, kradzieże, bo przecież jakoś trzeba żyć, jakoś trzeba sobie radzić.

Ile razy słychać tu i ówdzie o straszliwie ciężkim życiu, o trudzie zdobywania pieniędzy na utrzymanie, o trudnej sytuacji rodzinnej. Jeżeli tak ma wyglądać nasz los, to nie dziwię się, że znajdują się osoby, które odbierają sobie życie nie widząc jego sensu. 

Życie bez Boga jest wyczerpującą agonią, szamotaniem się z samym sobą, powolnym umieraniem i dążeniem do bezsensu. Końcem jest rozpacz i samotność.

To przecież Bóg dał nam życie i związane z nim powołanie. To nie jest żart z Jego strony. Traktuje nas poważnie, dlatego udziela wszelkiej pomocy byśmy mogli osiągnąć świętość. On jest Ojcem, więc "chodźmy do Niego wszyscy"!

sobota, 12 lipca 2014

Władca much

"Jeśli pana domu przezwali Belzebubem, o ileż bardziej jego domowników tak nazwą". Mt 10, 25
Kim był Belzebub? To demon, a nawet wódz wszystkich demonów. Jego imię oznacza dosłownie: pan much i komarów i pochodzi od jednego z imion boga Baala: Baal-Zebul (pan podziemia). Żydzi starali się zdyskredytować Baal-Zebula, przekręcając jego imię na Baal-Zevuv (pan much) lub Beel-Zebul (pan odchodów).

Niestety żyjemy w świecie, w którym uczniowie Jezusa oskarżani są o wszelkie zło. Wystarczy otworzyć jeden z większych internetowych portali informacyjnych i poczytać sobie komentarze pod większością artykułów, niekoniecznie związanymi z wiarą. Ile tam pomyj się wylewa na chrześcijan. Jesteśmy winni wojen, zacofania na wielu płaszczyznach życia itd. Każdy ksiądz jest czarnym agentem watykańskim, pedofilem i złodziejem.

Żydzi nazywali Jezusa "władcą much", "przywódcą demonów", "panem odchodów". A z nami ma być inaczej? To też jest sprawdzian naszej autentyczności. Tam gdzie zło przeprowadza najsilniejszy atak niewątpliwie idzie o największe dobro.

piątek, 11 lipca 2014

W drodze do konfesjonału. Obrazki dwa.

Pielgrzymowałem niedawno do dużego sanktuarium. Postanowiłem przystąpić do sakramentu pokuty. W tym celu udałem się do specjalnej kaplicy, w której było z dziesięć konfesjonałów ze spowiednikami w środku.

Natężenie pokutników było wielkie. Wszędzie kolejki. "No nic" - myślę sobie. "Swoje trzeba odstać". Zrobiłem rozeznanie "kto ostatni" w kolejce do konfesjonału, który wybrałem i usiałem obok w ławce czekając na swoją kolej. Zacząłem się spokojnie modlić.

Obrazek I
Do innej kolejki niż moja ustawiła się (zaparkowała) matka z wózkiem, w którym oczywiście było malutkie dziecko. Niestety maluszek był niespokojny i popłakiwał sobie, więc mama jeździła wózkiem po kaplicy próbując uspokoić swoją pociechę. Myślę sobie: "Niechże się ktoś zlituje i ją przepuści. Niech się od razu wyspowiada". Postanowiłem, że gdy się wyspowiadam zaproponuję jej spowiedź poza kolejką. Niestety, gdy wyszedłem z konfesjonału, mamy już nie było. Może ktoś ją przepuścił?

Obrazek II
Klęczę sobie w ławce. Cierpliwie czekam na swoją kolej i w skupieniu modlę się. W pewnym momencie za mną zaczyna generować się jakiś większy ruch. Otóż dwie starsze, ale nie najstarsze, panie, zaczęły głośno rozmawiać i narzekać na wzmożony ruch penitentów.

Ich krytykancki i głośny dialog brzmiał mniej więcej tak:

P1: Wszędzie strasznie długie kolejki. Trzeba długo czekać.
P2: Jak tak długo można się spowiadać? Trzeba krótko gadać, a nie zawracać księdzu głowy.
P1: Albo ksiądz dużo gada. Są tacy. Ci to se siedzą i nie stoją w kolejce.
P2: Ano, Szybciej by było, gdyby krótko mówili i kolejek by nie było. A tak to ech...
P1: A ten to się spowiada ju ze 20 minut.
P2: Pewnie dużo nagrzeszył.

Rzeczywiście czas spowiedzi poszczególnych osób był dość długi. No ale czemu się dziwić?

Gdyby te panie, jeszcze sobie gdzieś tam po cichu, na ucho szeptały. Ale gdzie tam. Na pewno były słyszane w promieniu kilku metrów. A że były bezpośrednio za mną, pozwoliłem sobie, także na głos,  jednym zdaniem dokonać braterskiego upomnienia. Skutecznie.

Co z tego będę miał?

"Piotr powiedział do Jezusa: "Oto my opuściliśmy wszystko i poszliśmy za Tobą, cóż więc otrzymamy?" Jezus zaś rzekł do nich: "Zaprawdę, powiadam wam: Przy odrodzeniu, gdy Syn Człowieczy zasiądzie na swym tronie chwały, wy, którzy poszliście za Mną, zasiądziecie również na dwunastu tronach i będziecie sądzić dwanaście pokoleń Izraela. I każdy, kto dla mego imienia opuści dom, braci lub siostry, ojca lub matkę, dzieci lub pole, stokroć tyle otrzyma i życie wieczne odziedziczy". Mt 19,27-29
Piotr, szczery aż do bólu w swoich  kalkulacjach, pyta wprost Jezusa:
- "Ja i pozostali uczniowie zostawiliśmy nasz dotychczasowy sposób życia: nasze domy, rodziny, zajęcia i staliśmy się Twoimi uczniami. Co z tego będziemy mieć?"

W odpowiedzi, Nauczyciel nie wymawia Piotrowi jego interesowności, ale od razu odpowiada:
- "Po zmartwychwstaniu moi uczniowie będą sędziami ludzkości. Każdy, kto wypełniając moją wolę musi zostawić swoją rodzinę, majątek czy pracę, osiągnie stokroć więcej. A najważniejsze: będzie żył wiecznie - ze Mną!".

Życie w bliskości Trójedynego Boga, "wygodny, sędziowski tron" [:)], oraz ogromne bogactwo ludzi i spory majątek - piękna perspektywa!

Muszę zaświadczyć, że te obietnice Jezusa spełniają się  już tutaj na ziemi. Mam wiele domów - a więc i rodzin, w których jestem mile widziany i w których czuję się bardzo dobrze. Z biegiem lat wciąż poznaję nowych ludzi, a łączy nas przyjaźń ze Zbawicielem. Rzeczywiście mogę powiedzieć, że mam matki i ojców, którzy są dla mnie szczególnymi autorytetami w drodze do Boga. Nie wspominając już o mnóstwie sióstr i braci. Niczego mi nie brakuje. Dzięki Ci, Panie!

czwartek, 10 lipca 2014

O cudach

"Jezus powiedział do swoich apostołów. "Idźcie i głoście: «Bliskie już jest królestwo niebieskie». Uzdrawiajcie chorych, wskrzeszajcie umarłych, oczyszczajcie trędowatych, wypędzajcie złe duchy". Mt 10, 7-8

Po wyborze Dwunastu, Pan wysyła ich do pracy misyjnej. Pora na ćwiczenia praktyczne :) Z tej okazji udziela im mocy czynienia cudów. Musiało to być dla nich ogromne doświadczenie. Przecież nikt bez zgody Boga, nie posiada daru uzdrawiania z nieuleczalnego (ówcześnie) trądu, a co dopiero wskrzeszania umarłych.

Pamiętać trzeba, że cuda nie są najważniejsze. One wskazują nam na moc Boga, który może wszystko.  Jednak nie ma On w zwyczaju zawieszać praw natury, które sam stworzył. Nie ingeruje też w wolną wolę człowieka. Dlatego celem cudów, które się zdarzają, jest między innymi umocnienie naszej wiary, która jest najważniejsza. Można powiedzieć, że gdy wiara wygasa, to Bóg tym większych cudów dokonuje, poprzez które niejako przypomina o swojej obecności.

Dzisiaj Pan poprzez swoich kapłanów uzdrawia i leczy w sakramentach: Eucharystii, pokuty i pojednania oraz namaszczenia chorych. Chorzy, umarli, trędowaci, opętani, którzy mają wiarę, są uzdrawiani!

Nasza ludzka niecierpliwość sprawia, że chcielibyśmy aby Bóg był w pewnym sensie czarodziejem, który spełnia nasze zachcianki, i to natychmiast. W takim wypadku uczynilibyśmy z Niego naszego sługę, a tak być oczywiście nie może.

Dlaczego nie wszyscy są np. uzdrawiani ze swoich chorób? Choćby dlatego, że choroba jest dla nich drogą oczyszczenia, potrzebnym etapem do zdobycia świętości. Jeśli Pan zabrałby cierpienie, to czy nie zabrałby  tym samym okazji do wzrostu duchowego?

Wracając do sakramentów - znaków miłującej obecności Chrystusa, a więc i tej uzdrawiającej, oczyszczającej - warto się zastanowić jak je przeżywam. Moje uczestnictwo we Mszy św, solidne przygotowanie do sakramentu pokuty, są wyrazem głębi mojej wiary w działającego nieustannie Chrystusa.

Wielu próbuje drogi na skróty. Stąd być może tak wielka popularność tzw. Mszy o uzdrowienie, na które ludzie potrafią pokonać setki kilometrów i godzinami w ścisku prosić o wysłuchanie swoich modlitw.
Przecież podczas każdej Eucharystii działa ten sam Zbawiciel! Nie ma gorszej czy lepszej Mszy św.! Może brakuje wiary w cichą obecność Pana w każdym tabernakulum na całym świecie.

Jezus Chrystus wczoraj i dziś, ten sam także na wieki (Hbr 13, 8)

środa, 9 lipca 2014

Co to jest królestwo niebieskie?

"Idźcie i głoście: «Bliskie już jest królestwo niebieskie»".
Te słowa Jezus nakazał głosić swoim uczniom. Hm. A gdyby ktoś wyrzekł te słowa specjalnie do mnie. Czy bym je zrozumiał? O jakie królestwo chodzi? Dlaczego mam się cieszyć z tego, że ono się zbliża?






Spróbujmy zrozumieć te dwa słowa:

Królestwo niebieskie:
  • W każdym królestwie powinien być król. W królestwie niebieskim władcą jest Jezus Chrystus.
  • Żeby uniknąć chaosu, król ustanawia mądre i sprawiedliwe prawo. Jezus dał nam Ewangelię.
  • Każde królestwo ma swój obszar, granice. Kościół to terytorium panowania Boga. I  nasze serca też powinny nim być.
  • Król nie jest sam - ma swoich poddanych. To my - ochrzczeni - jesteśmy królewskimi sługami, ale nasz Pan woli nas nazywać swoimi przyjaciółmi.
  • Żeby królestwo sprawnie funkcjonowało, król ma swoich ministrów. W Kościele, Bożymi ministrami są biskupi z papieżem na czele oraz ich pomocnicy: kapłani i diakoni. Ot, taka Boża administracja.
  • Często, obok króla na tronie zasiada jego żona - królowa. Chrześcijanie też mają Królową, więcej Matkę!
Z tego powodu cieszę się :)

Refleksja do Mt 10,1-7

wtorek, 8 lipca 2014

Zły duch nieodzywania się (Mt 9, 32-37)

"Przyprowadzono do Jezusa niemowę opętanego. Po wyrzuceniu złego ducha niemy odzyskał mowę, a tłumy pełne podziwu wołały: "Jeszcze się nigdy nic podobnego nie pojawiło w Izraelu".
Złe duchy w różny sposób mogą wpływać na nasze ciało. Na przykład sprawiają, że człowiek nie może mówić. Daje nam tego przykład dzisiejsza Ewangelia.

Niemówienie to brak komunikacji. Przecież nasze ludzkie relacje w znacznej mierze budowane są właśnie w oparciu o porozumiewanie się poprzez słowa. Milczenie nie zawsze jest cnotą. Może być wprost przeciwnie.

Nie raz bowiem zdarza się, że ktoś nie odzywa się do drugiej osoby i traktuje ją jak powietrze. W ten sposób, odmawiając komuś uwagi, w pewnym sensie odmawia mu życia, istnienia. Wyraźnie to widać na przykładzie matki, która chcąc ukarać swoje dziecko, nie odzywa się do niego. I często nie jest to godzina, czy dzień, ale wiele tygodni, miesięcy, a nawet lat. To straszna tortura! Wiele osób wolałoby doznać przemocy fizycznej niż takiej tortury psychicznej. Takie rany należą do tych, które goją się najdłużej.

Warto dzisiaj zastanowić się nad tym, kogo unikamy, z kim nie chcemy rozmawiać - zwłaszcza, jeśli chodzi o osoby nam najbliższe.

Prośmy Pana, by wyrzucił z nas złego ducha nieodzywania się.

poniedziałek, 7 lipca 2014

Sen i frędzle

W naszym życiu doświadczmy różnych tragedii. Najtrudniejsze są te, w wyniku których jakaś część nas lub cali umieramy (w sensie duchowym i dosłownym).  A nad tym co nie żyje nie mamy władzy. Jair to wiedział, dlatego z wiarą poszedł do Jezusa, by Ten położył swoją dłoń na jego umarłej córeczce.

Może już świat gra Tobie marsze pogrzebowe i składa kondolencje, może sam sobie śpiewasz "Anielski orszak", myśląc: "To już koniec. Ściany nie przeskoczę. To ponad moje siły".

My śmierci nie pokonamy. Ale tylko Zbawiciel może powiedzieć: "Usuńcie się, bo dziewczynka nie umarła, tylko śpi". 

"Śpimy" - to pewne - na wielu płaszczyznach naszego życia. Może nawet myślimy, że to śmierć przyszła. A Jezus - gdy mamy wiarę - dotyka i podnosi.

***

Kobieta cierpiąca od dwunastu lat na krwotok, nie chcąc zanieczyścić Jezusa, dotyka się frędzli Jego płaszcza i zostaje uzdrowiona. 

Frędzle płaszcza Jezusa:
  • święci i błogosławieni
  • relikwie 
  • święte miejsca i sanktuaria
  • i inne, które serce podpowiada.

Refleksja do Mt 9, 18-26

niedziela, 6 lipca 2014

Prostaczek

"W owym czasie Jezus przemówił tymi słowami: "Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom. Tak, Ojcze, gdyż takie było Twoje upodobanie".
Do której grupy ludzi ja się zaliczam? Czy jestem  prostaczkiem (w sensie biblijnym), czy mądrym i roztropnym tego świata?

Nie podejmę szybkiej decyzji o swojej oczywistej przynależności do pierwszej grupy.

Prostaczek:
  • przede wszystkim słucha swojego Mistrza - nieustannie;
  • od razu usłyszane słowo wprowadza w czyn - nie czeka na dogodne warunki, odkładając tym samym decyzję radykalnego życia godnego z Bożymi zasadami;
  • kroczy przez życie prostą drogą wiedziony Bożą mądrością;

sobota, 5 lipca 2014

Post lekarstwem na Bożą nieobecność

Post wyraża pragnienie i oczekiwanie. Stąd ta praktyka u faryzeuszów i uczniów Jana, którzy "dużo pościli", jest jak najbardziej uzasadniona. W ogóle cały Stary Testament to przecież czas przygotowania do przyjścia Pana Młodego. Ale teraz, gdy Chrystus jest obecny, post byłyby czymś niestosownym. Uczta trwa!

[Tak na marginesie: Wielu katolików pości podczas Eucharystii. Zamiast karmić się Ciałem Pana i cieszyć się Jego obecnością - poszczą. To wielki nietakt.]

Niestety, przychodzi w naszym życiu także i czas nieobecności Pana, na przykład z powodu naszego grzechu. Wtedy właśnie jest czas na post, który wzmaga w nas pragnienie powrotu, tęsknotę za Panem. W pewnym sensie odcinamy się od pokarmu ziemskiego, który karmi zmysły ciała, by zrobić miejsce dla Boga, który karmi zmysły serca.

Post ma cudowne właściwości. Oczyszcza ciało i cerce. Przygotowuje miejsce dla Zbawiciela, który "nie zmieści się" w sercu obciążonym obecnością złego.


piątek, 4 lipca 2014

Odchodząc z Kafarnum... Czyli z ostatniej chwili.

Można powiedzieć, że Mateusz osiągnął wszystko. Niczego mu nie brakowało.  Rodzina i znajomi mogli mu tylko pozazdrościć majątku i znajomości. Powiedzielibyśmy: zrobił karierę.

A jednak nie do końca był szczęśliwy. Pragnął czegoś więcej. Czuł, że jego obecny stan serca i kieszeni nie uczynił go zrealizowanym. Codziennie z wewnętrznym smutkiem zasiada w komorze - jednak blask złota nie ogrzewa jego serca.

Ile to ludzi osiągnęło sukces, zrobiło życiową karierę, a mimo to są niespełnieni, czują, że czegoś im brakuje. I żyją w niepokoju i oczekiwaniu na zmianę. Nie widzą rozwiązania. Czekają.

W takie sytuacje wchodzi Zbawiciel, który wie, czego brakuje. Mówi: "Pójdź za Mną". To jedno zaproszenie, to jedno wezwanie ma moc by zmartwychwstać, by mieć siłę do opuszczenia ciemnej komory życia.

Nigdy nie jest za późno, by zacząć "żyć".

czwartek, 3 lipca 2014

To mój Pan! To mój Bóg!

Każda bliska relacja implikuje dotyk: przytulenie, pocałunek. Miłość pragnie zjednoczenia. To oczywiste.

Bóg także pragnie bliskości ze swoim stworzeniem. Nasz Pasterz chce nas nosić na swoich ramionach, pragnie cieszyć się naszą obecnością. Dlatego przychodzi do nas w sakramentach. To poprzez nie  dotyka nas.

Każdego pierwszego dnia tygodnia, a nawet codziennie, Jezus przychodzi do nas w Eucharystii "mimo drzwi zamkniętych". Dla Niego nie stanowią przeszkody grube mury, pozamykane okna, zaryglowane drzwi. Jedyną barierą mogą być nasze kamienne serca, które nie wierzą, nie ufają.

A my tak bardzo niespokojni, targani codziennością, boimy się. Dlatego Jezus przychodząc mówi za każdym razem: "Pokój wam!". Tylko Bóg może wyciszyć wzburzone fale piętrzące się w naszych sercach. Tylko On, jak matka, może "pocałować, by nie bolało".

Przyjmując Komunię św. dotykam mojego Pana, by "nie być niedowiarkiem, lecz wierzącym".

Mogę dotknąć Boga! Mogę wejść w Niego! Mogę się przytulić!

Na każdej Mszy św. powinniśmy wołać za Tomaszem Apostołem: "To mój Pan! To mój Bóg!"

sobota, 3 maja 2014

Jan Lechoń: Matka Boska Częstochowska

Matka Boska Częstochowska, ubrana perłami,
Cała w złocie i brylantach, modli się za nami.
Aniołowie podtrzymują Jej ciężką koronę
I Jej szaty, co jak noc są gwiazdami znaczone.
Ona klęczy i swe lice, gdzie są rany krwawe,
Obracając, gdzie my wszyscy, patrzy na Warszawę.
 
O Ty, której obraz widać w każdej polskiej chacie
I w kościele i w sklepiku i w pysznej komnacie
 
W ręku tego, co umiera, nad kołyską dzieci,
I przed którą dniem i nocą wciąż się światło świeci.
Która perły masz od królów, złoto od rycerzy,
W którą wierzy nawet taki, który w nic nie wierzy,
Która widzisz z nas każdego cudnymi oczami,
Matko Boska Częstochowska, zmiłuj się nad nami!
 
Daj żołnierzom, którzy idą, śpiewając w szeregu,
Chłód i deszcze na pustyni, a ogień na śniegu,
Niechaj będą niewidzialni płynący w przestworzu
I do kraju niech dopłyną, którzy są na morzu.
 
Każdy ranny niechaj znajdzie opatrunek czysty
I od wszystkich zagubionych niechaj przyjdą listy.
I weź wszystkich, którzy cierpiąc patrzą w Twoją stronę,
Matko Boska Częstochowska, pod Twoją obronę.
 
Niechaj druty się rozluźnią, niechaj mury pękną,
Ponad Polską, błogosławiąc, podnieś rękę piękną,
I od Twego łez pełnego, Królowo, spojrzenia
Niech ostatnia kaźń się wstrzyma, otworzą więzienia.
Niech się znajdą ci, co z dala rozdzieleni giną,
Matko Boska Częstochowska, za Twoją przyczyną.
 
Nieraz potop nas zalewał, krew się rzeką lała,
A wciąż klasztor w Częstochowie stoi jako skała.
I Tyś była też mieczami pogańskimi ranną
A wciąż świecisz ponad nami, Przenajświętsza Panno.
 
I wstajemy wciąż s popiołów, z pożarów, co płoną,
I Ty wszystkich nas powrócisz na Ojczyzny łono
Jeszcze zagra, zagra hejnał na Mariackiej wieży
Będą słyszeć Lwów i Wilno krok naszych żołnierzy.
 
Podniesiemy to, co legło w wojennej kurzawie,
Zbudujemy Zamek większy, piękniejszy w Warszawie.
I jak w złotych dniach dzieciństwa będziemy słuchali
Tego dzwonka sygnaturki, co Cię wiecznie chwali.
1942 (pełny tekst wiersza za Ossolineum)

poniedziałek, 31 marca 2014

„Wstań, oto klucze do bramy, bądź wolny!” (J 5, 1-3a. 5-16)

     Chory człowiek pragnie zdrowia, dlatego szuka miejsca, gdzie może je odzyskać. W Jerozolimie, niedaleko Bramy Owczej, znajdowała się sadzawka, wokół której gromadzili się chorzy. Uważano, że jej woda ma lecznicze właściwości. Całkowitego uzdrowienia dostępowała ta osoba, która jako pierwsza wchodziła do wody w momencie jej poruszenia, które następowało – jak wierzono – na skutek interwencji anioła.

     Przy owej sadzawce leżał człowiek, który chorował od trzydziestu ośmiu lat. Jezus zauważył go i zapytał: „Chcesz być zdrowy?”. Mężczyzna nie odpowiada na to pytanie, lecz użala się nad swoim losem mówiąc: „Panie, nie mam nikogo, kto by mnie zanurzył w sadzawce po poruszeniu się wody. A kiedy ja już do niej wchodzę, ktoś inny mnie wyprzedza”.


     Wydaje się, że chory skupia się na wodzie, która ma go uleczyć. Problem widzi w ludziach, których brak pomocy boleśnie odczuwa. Trzydzieści osiem lat to prawie całe życie. Z pewnością doświadczył śmierci najbliższych, opuszczenia, samotności, ubóstwa, a być może i nędzy. Jednym zdaniem: stracił nadzieję na wyzdrowienie.

     Leżący na posłaniu nie wie jeszcze Kto z nim rozmawia. Nie wie, że wystarczy tylko jedno Jego słowo, by chodził. Nie potrzebna jest woda, niepotrzebny jest drugi człowiek. Tylko On – Boski Lekarz.

     Bywa, że ludzie chorzy całą swoją uwagę skupiają na lekarstwach (woda) i lekarzach (pomocnik w wejściu do sadzawki). Szukają nowoczesnych metod leczenia i najwyższej klasy specjalistów. Z biegiem czasu tracą pieniądze, oparcie w najbliższych, a przede wszystkim nadzieję na uleczenie.

     Czas choroby - paradoksalnie – może być okresem oczyszczenia, w którym następuje powolnie przygotowanie do najważniejszego uzdrowienia: duszy.

     Trzydzieści osiem lat to długi okres. Być może na tyle długi, by ów człowiek dojrzał do zrozumienia przyczyn swojej niemocy.

     Są choroby, których żaden ziemski lekarz nie uleczy – tylko Bóg. Tylko On, może powiedzieć: „Stań na nogi!”

***

     W pewnym mieście znajdowało się duże więzienie, w którym przestępcy odbywali swoje wyroki. Byli tam mordercy, złodzieje, a także, ci którzy nie płacili alimentów czy jeździli po pijaku. W owym więzieniu panował zwyczaj, że od czasu do czasu uwalniano jedną osobę, pod warunkiem, że jako pierwsza - na głos więziennej syreny – dotknie się bramy wejściowej.

     Przebywał tam człowiek, który odsiadywał swój wyrok już 38 lat. Był już stary, więc coraz bardziej tracił nadzieję na to, że pierwszy dobiegnie do bramy. Prosił nawet kolegów, ale każdy myślał o sobie.


     Pewnego dnia do jego celi przyszedł pewien nieznajomy człowiek, który zapytał: „Chcesz być wolny?”. Więzień odpowiedział: „Nie mam nikogo, kto pomógłby mi bym pierwszy dotarł do bramy. Kiedy o własnych siłach do niej docieram, to zawsze ktoś mnie wyprzedzi”. Wtedy ów nieznajomy mężczyzna powiedział mu: „Wstań, oto klucze do bramy, bądź wolny!”