Przy owej sadzawce leżał
człowiek, który chorował od trzydziestu ośmiu lat. Jezus zauważył go i zapytał:
„Chcesz być zdrowy?”. Mężczyzna nie
odpowiada na to pytanie, lecz użala się nad swoim losem mówiąc: „Panie, nie mam nikogo, kto by mnie
zanurzył w sadzawce po poruszeniu się wody. A kiedy ja już do niej wchodzę,
ktoś inny mnie wyprzedza”.
Wydaje się, że chory skupia się
na wodzie, która ma go uleczyć. Problem widzi w ludziach, których brak pomocy
boleśnie odczuwa. Trzydzieści osiem lat to prawie całe życie. Z pewnością
doświadczył śmierci najbliższych, opuszczenia, samotności, ubóstwa, a być może
i nędzy. Jednym zdaniem: stracił nadzieję na wyzdrowienie.
Leżący na posłaniu nie wie
jeszcze Kto z nim rozmawia. Nie wie, że wystarczy tylko jedno Jego słowo, by
chodził. Nie potrzebna jest woda, niepotrzebny jest drugi człowiek. Tylko On –
Boski Lekarz.
Bywa, że ludzie chorzy całą swoją
uwagę skupiają na lekarstwach (woda) i lekarzach (pomocnik w wejściu do
sadzawki). Szukają nowoczesnych metod leczenia i najwyższej klasy specjalistów.
Z biegiem czasu tracą pieniądze, oparcie w najbliższych, a przede wszystkim
nadzieję na uleczenie.
Czas choroby - paradoksalnie –
może być okresem oczyszczenia, w którym następuje powolnie przygotowanie do
najważniejszego uzdrowienia: duszy.
Trzydzieści osiem lat to długi
okres. Być może na tyle długi, by ów człowiek dojrzał do zrozumienia przyczyn
swojej niemocy.
Są choroby, których żaden ziemski
lekarz nie uleczy – tylko Bóg. Tylko On, może powiedzieć: „Stań na nogi!”
***
W pewnym mieście znajdowało się
duże więzienie, w którym przestępcy odbywali swoje wyroki. Byli tam mordercy,
złodzieje, a także, ci którzy nie płacili alimentów czy jeździli po pijaku. W
owym więzieniu panował zwyczaj, że od czasu do czasu uwalniano jedną osobę, pod
warunkiem, że jako pierwsza - na głos więziennej syreny – dotknie się bramy
wejściowej.
Przebywał tam człowiek, który
odsiadywał swój wyrok już 38 lat. Był już stary, więc coraz bardziej tracił
nadzieję na to, że pierwszy dobiegnie do bramy. Prosił nawet kolegów, ale każdy
myślał o sobie.
Pewnego dnia do jego celi
przyszedł pewien nieznajomy człowiek, który zapytał: „Chcesz być wolny?”.
Więzień odpowiedział: „Nie mam nikogo, kto pomógłby mi bym pierwszy dotarł do
bramy. Kiedy o własnych siłach do niej docieram, to zawsze ktoś mnie
wyprzedzi”. Wtedy ów nieznajomy mężczyzna powiedział mu: „Wstań, oto klucze do
bramy, bądź wolny!”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz