poniedziałek, 31 marca 2014

„Wstań, oto klucze do bramy, bądź wolny!” (J 5, 1-3a. 5-16)

     Chory człowiek pragnie zdrowia, dlatego szuka miejsca, gdzie może je odzyskać. W Jerozolimie, niedaleko Bramy Owczej, znajdowała się sadzawka, wokół której gromadzili się chorzy. Uważano, że jej woda ma lecznicze właściwości. Całkowitego uzdrowienia dostępowała ta osoba, która jako pierwsza wchodziła do wody w momencie jej poruszenia, które następowało – jak wierzono – na skutek interwencji anioła.

     Przy owej sadzawce leżał człowiek, który chorował od trzydziestu ośmiu lat. Jezus zauważył go i zapytał: „Chcesz być zdrowy?”. Mężczyzna nie odpowiada na to pytanie, lecz użala się nad swoim losem mówiąc: „Panie, nie mam nikogo, kto by mnie zanurzył w sadzawce po poruszeniu się wody. A kiedy ja już do niej wchodzę, ktoś inny mnie wyprzedza”.


     Wydaje się, że chory skupia się na wodzie, która ma go uleczyć. Problem widzi w ludziach, których brak pomocy boleśnie odczuwa. Trzydzieści osiem lat to prawie całe życie. Z pewnością doświadczył śmierci najbliższych, opuszczenia, samotności, ubóstwa, a być może i nędzy. Jednym zdaniem: stracił nadzieję na wyzdrowienie.

     Leżący na posłaniu nie wie jeszcze Kto z nim rozmawia. Nie wie, że wystarczy tylko jedno Jego słowo, by chodził. Nie potrzebna jest woda, niepotrzebny jest drugi człowiek. Tylko On – Boski Lekarz.

     Bywa, że ludzie chorzy całą swoją uwagę skupiają na lekarstwach (woda) i lekarzach (pomocnik w wejściu do sadzawki). Szukają nowoczesnych metod leczenia i najwyższej klasy specjalistów. Z biegiem czasu tracą pieniądze, oparcie w najbliższych, a przede wszystkim nadzieję na uleczenie.

     Czas choroby - paradoksalnie – może być okresem oczyszczenia, w którym następuje powolnie przygotowanie do najważniejszego uzdrowienia: duszy.

     Trzydzieści osiem lat to długi okres. Być może na tyle długi, by ów człowiek dojrzał do zrozumienia przyczyn swojej niemocy.

     Są choroby, których żaden ziemski lekarz nie uleczy – tylko Bóg. Tylko On, może powiedzieć: „Stań na nogi!”

***

     W pewnym mieście znajdowało się duże więzienie, w którym przestępcy odbywali swoje wyroki. Byli tam mordercy, złodzieje, a także, ci którzy nie płacili alimentów czy jeździli po pijaku. W owym więzieniu panował zwyczaj, że od czasu do czasu uwalniano jedną osobę, pod warunkiem, że jako pierwsza - na głos więziennej syreny – dotknie się bramy wejściowej.

     Przebywał tam człowiek, który odsiadywał swój wyrok już 38 lat. Był już stary, więc coraz bardziej tracił nadzieję na to, że pierwszy dobiegnie do bramy. Prosił nawet kolegów, ale każdy myślał o sobie.


     Pewnego dnia do jego celi przyszedł pewien nieznajomy człowiek, który zapytał: „Chcesz być wolny?”. Więzień odpowiedział: „Nie mam nikogo, kto pomógłby mi bym pierwszy dotarł do bramy. Kiedy o własnych siłach do niej docieram, to zawsze ktoś mnie wyprzedzi”. Wtedy ów nieznajomy mężczyzna powiedział mu: „Wstań, oto klucze do bramy, bądź wolny!”

Brak komentarzy: