Czasem na wyrost deklarujemy nasze chrześcijaństwo. Chodzimy do kościoła, w miarę regularnie przystępujemy do sakramentów, czasem się pomodlimy. Wydaje się, że jest dobrze – jesteśmy wierzącymi. Ale czy rzeczywiście jestem uczniem Jezusa? Jaką On by mi wystawił ocenę?
Warto te nasze deklaracje skonfrontować z tym, co mówi nam dzisiaj sam Jezus. Oto czego naucza:
- Jeśli chcę być Jego uczniem to muszę to uczynić w zupełnej wolności. Bycie chrześcijaninem z przyzwyczajenia, z urodzenia, z wygody czy innych powodów nigdy nie będzie pełne i radosne. Wiemy, że do miłości nie można zmusić. Chrześcijanin to człowiek wolny.
- Drugim warunkiem bycia uczniem Zbawiciela jest pragnienie życia w Jego obecności. Jak się kogoś kocha, to chce się z tą osobą być nieustannie. Czy jestem z Jezusem cały dzień? W kościele, podczas modlitwy – tak! A w odpoczynku, na zakupach, w rozmowach? Tutaj chodzi o praktykę życia w obecności Bożej.
- Krzyż codzienny – obowiązki: rodzina, praca, szkoła. Nie wszystko należy do przyjemności. Może czasami chcemy go porzucić, zapomnieć o nim, albo udawać, że go nie ma. Uczeń Jezusa idzie w ślady swojego Mistrza. Stąd wierzy, że ten osobisty krzyż jest jego drogą ku zbawieniu. Gdyby Chrystus uciekł przed swoim krzyżem, to ludzkość nie miałaby po co istnieć. Jeżeli ja ucieknę przed swoim, to tym samym wybieram piekło.
- Naśladowanie to czwarty warunek. Czy to co robię, jak żyję, podoba się Jezusowi? Czy On sam postąpiłby tak jak ja? Ilekroć stoimy przed wyborem warto zapytać siebie: Jak postąpiłby Jezus?
Ocalić swoje życie, to znaczy umrzeć na swoim krzyżu.
Stracić swoje życie, to znaczy porzucić swój krzyż.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz