niedziela, 9 marca 2014

W domu przyjaciół (Mk 14, 3-9) Kazanie pasyjne

     „Kiedy Jezus był w Betanii, w domu Szymona Trędowatego, i siedział za stołem, przyszła kobieta, niosąc alabastrowy flakonik prawdziwego nardowego olejku, który był bardzo drogi”.
 
     Można powiedzieć, że namaszczenie Jezusa w Betanii stanowi preludium do Jego męki. Cierpienie Zbawiciela rozpoczyna się już w domu przyjaciół, do grona których należeli Szymon Trędowaty, Łazarz i jego siostry: Marta i Maria, bowiem oprócz osób kochających Pana na uczcie obecni są także ci, którzy Go nienawidzą i szukają pretekstu by Go „pojmać i zabić”.
     W tym miejscu warto pomyśleć o swoim domu. Jaki on jest? Czy jest to miejsce gościnne przede wszystkim dla mnie samego? Jak się w nim czuję? Czy chętnie do niego wracam? Jaka panuje w nim atmosfera? Czy osoby, z którymi tworzę rodzinę czy wspólnotę szanują się i kochają?
     Trzeba także zapytać siebie wprost: Czy Jezus jest obecny w moim domu? Może jest tak, że podobnie jak z sąsiadem spotykam się z Nim tylko na progu, nie wpuszczając go do środka w obawie przed zawstydzeniem z powodu np. panującego bałaganu.
     Moi Drodzy, w sposób szczególny chciałbym zwrócić uwagę na życie rodzinne, które – jeżeli ma być szczęśliwe – musi być skoncentrowane wokół Boga. Po pierwsze, chrześcijańska rodzina ma chrześcijańskie mieszkanie. Czy miejsce twojego życia zostało oddane Bogu poprzez poświęcenie? Zastanów się też na tym, co wisi na ścianach Twojego domu, pokoju. Czy zdobią je tzw. święte obrazy czy krzyż? Czy przy drzwiach znajdziesz kopielniczkę z wodą święconą? A może te puste ściany są prawdziwym obrazem Twojego serca, czy rodzinnej atmosfery?
     Po drugie, co oczywiste, czy Twoja rodzina się modli? Tutaj nie chodzi tylko o modlitwę indywidualną, ale przede wszystkim o wspólną. Dzisiaj można odnieść wrażenie, że ten sposób modlitwy praktykują tylko nieliczne rodziny, ale one wiedzą, że są niezniszczalne. Rodzinna modlitwa to najlepszy piorunochron!
     Słowo „Betania” oznacza „dom ubogiego”. Takim właśnie ubogim (nie tylko w sensie ubóstwa materialnego) było miejsce zamieszkania Szymona Trędowatego. Dom to przede wszystkim osoby, które go tworzą. Szymon, na co wskazuje jego przydomek, został wcześniej uzdrowiony z trądu. Wiemy, że ta ówcześnie śmiertelna choroba, której towarzyszy powolny rozpad ciała i straszny fetor, stała się dla Szymona drogą wiodącą do przyjęcia całym sercem Zbawiciela. Jak bardzo musiał on być wdzięczny za dar zdrowia, za nowe życie.
     Moi Drodzy, historia Szymona może być odzwierciedleniem naszych, osobistych historii życia. Każdy z nas boryka się z trądem grzechu, który wprowadza nieprzyjemny zapach do naszych relacji z Bogiem, drugim człowiekiem i nami samymi. Grzech, zwłaszcza nałogowy, sprawia, że powoli serce człowieka gnije, umiera i rozpada się – czasem bardzo po cichu.
     Szymon został uzdrowiony. Zaufał Jezusowi, że może zostać oczyszczony. I tak się stało. Stąd jego ogromna wdzięczność. Nie wstydzi się tego, że nadal nazywany jest trędowatym. Teraz rozumiem ludzi, którzy przedstawiają się: „Ja Alicja alkoholiczka”, „Ja Andrzej seksoholik”. Ich grzech, który niejednokrotnie zniszczył im wiele lat życia, stał się tzw. błogosławioną winą. Nałóg, dzięki łasce stał się dla nich drogą odkrywania darmowej miłości Boga. Kto najbardziej kocha? Ten, komu najwięcej wybaczono. Dlatego, kochany nałogowcu (alkoholiku, seksoholiku, narkomanie, hazardzisto) nie bój się walczyć. To wielkie upokorzenie, które przeżywasz może być drogą wyjścia z pustyni uzależnienia.
     Fragment, który rozważamy, ukazuje nam także postać kobiety. Św. Jan Ewangelista przedstawia ją jako Marię, siostrę Łazarza, a św. Łukasz dodaje, że była ona prostytutką. To właśnie ona staje się główną bohaterką przyjęcia w domu Szymona.

     Kolejny grzesznik, który, dzięki Jezusowi, odzyskał wolność. Ona, znana przez wszystkich cudzołożnica, prostytutka, dzięki mocy Boskiego przebaczenia zyskała męską (sic!) odwagę by wyjść z tłumu i dokonać czynu niewolnika, którym było namaszczenia głowy i stóp Chrystusa. Ona, Maria Magdalena Cudzołożnica i Prostytutka dokonała o wiele więcej! Stała z Maryją pod krzyżem – nie uciekła, i jako pierwsza spotkała Zmartwychwstałego. Popatrzcie do czego zdolna jest miłość!

     Bracie i Siostro! Może nie radzisz sobie ze swoją seksualnością (masturbujesz się, zdradzasz), może nie panujesz nad substancjami uzależniającymi (alkoholem, narkotykami), może nie potrafisz żyć bez Internetu, zakupów, toksycznych relacji , popatrz co może zrobić dla Ciebie Bóg! Wpuść Go do swojego życia zacznij się modlić czyli odnów relację z Tym, który Jest i Kocha.

     Gdy Jezus siedzi za stołem i uczestniczy z innymi w przyjęciu, Maria podchodzi do Niego z flakonem olejku nardowego. Olej ten tłoczony był z krzewu, który rósł w dolinach Himalajów w Indiach. Proces jego uzyskiwania i sam niesamowity zapach sprawiał, że był on bardzo kosztowny.
     „Otworzyła flakonik i wylała olejek na Jego głowę”.
     Dosłownie rozbiła. W jakim celu? By w ten sposób ukazać totalność miłości. Dla niektórych to marnotrawstwo. Nie w kategoriach miłości! Miłość nie ma ograniczeń. Jej logika to: „wszystko albo nic”.
Kobieta tym gestem wyznała wobec wszystkich swoją wiarę. Namaszczenie olejkiem posiada znaczenie symboliczne. W ten sposób namaszczano na króla, proroka i kapłana, a także ołtarz i ofiarę. To właśnie Jezus jest Namaszczonym, a więc po grecku Chrystusem, po hebrajsku Mesjaszem.
     Maria Magdalena Prostytutka wylewając olej na głowę Zbawiciela wyznała tym samym: „Panie, jesteś moim Królem, Prorokiem i Kapłanem. Jesteś także ołtarzem i ofiarą”. Tylko ktoś, kto kocha może dokonać takiego aktu. Ktoś, kto uważnie słuchał i rozważał to, co czego Jezus nauczał. Ona wie, że śmierć jest blisko, dlatego w milczeniu wykorzystuje te ostatnie chwile życia swojego Zbawiciela.
     Moi Drodzy! Każdy z nas katolików został namaszczony świętym olejem, który symbolizuje dar Ducha Świętego. Sakramenty chrztu i bierzmowania uczyniły nas członkami Kościoła, ale także odpowiedzialnymi za niego.
      Co się stało z Twoim namaszczeniem? Masz uczestniczyć w kapłańskiej, królewskiej i prorockiej misji Jezusa. Przyjąłeś dar Ducha Świętego czy pachniesz Jego intensywnym aromatem rozsiewając go wszędzie tam, gdzie przebywasz?

      Czy pachniesz Bogiem? Jaką woń wydziela Twoje życie? Istnieje wielka potrzeba, by na nowo odkryć znaczenie sakramentów. Jeżeli chrzest kojarzy Ci się z rodzinną imprezą, a bierzmowanie traktujesz jako przepustkę do małżeństwa to nie rozumiesz co to znaczy być bratem czy siostrą Jezusa, co to znaczy być synem czy córką Ojca, co to znaczy być zanurzonym w Miłości Ducha Świętego.

     Flakonik alabastrowy został rozbity. Tak samo będzie i z ciałem Jezusa, które okrutnie okaleczone, przebite cierniami i włócznią, wyda cudowny olej łaski miłosierdzia i zbawienia. Krew Zbawiciela, ten cudowny olej uzdrowienia, pochodzący z drogocennego drzewa krzyża, ma moc uleczenia trądu twoich grzechów i ma moc uczynić każdego z nas szczęśliwym i wolnym na wieki. Podejdź pod krzyż i wołaj: „Krwi Chrystusowa obmyj mnie”. Nigdy nie gardź Krwią Zbawiciela, którą ofiaruje Ci podczas każdej Eucharystii mówiąc: „Bierz i pij!”.

     „A niektórzy z obecnych mówili między sobą z oburzeniem: „Po co tak marnować olejek? Przecież można go było sprzedać za więcej niż trzysta denarów, a pieniądze rozdać ubogim”.
     Św. Marek nie mówi nam kim są ci narzekający. Pośród nich może i my jesteśmy – oburzeni na taki nadmiar miłości. Aż może chciałoby się zakrzyknąć: „Jezu, to przecież prostytutka! Jej zachowanie przekracza wszelkie granice przyzwoitości!”.
     Z relacji św. Jana dowiadujemy się, że Maria Magdalena rozpuściła nawet włosy i nimi wytarła stopy Jezusa. To był symbolizujący wielką zażyłość, domagający się intymności.

     Popatrzcie. Ci, którzy potrafią kochać nigdy nie pytają: „Po co tyle kwiatów? Czułości? Patrzenia sobie w oczy? Po co tyle wspólnie spędzonego czasu?”

     Prawdziwa miłość ma czas, jest cierpliwa i totalna. Czas, cierpliwość, totalność dla męża, żony, dziecka, mamy, taty, sąsiada. Jeżeli zauważysz, że przeliczasz miłość na pieniądze, to wiedz, że przestałeś kochać.

     Trzysta denarów to zapłata za prawie cały rok pracy niewykwalifikowanego robotnika. Niektórzy myślą, że godziny dodatkowych płatnych obowiązków, samotne (zostawiwszy męża lub żonę czy dzieci) wyjazdy do pracy za granicę, i inne tym podobne sprawy, służą tzw. lepszej przyszłości. To kłamstwo! To przepis na rozbicie rodziny, na nerwowe dzieci i depresyjną młodzież. Miłość posługuje się innym, niż ekonomicznym, językiem. My to wiemy. Ale czy wierzymy w to?

     Kochani! Kochać trzeba nieustannie się uczyć. Nie pytaj więc: jak często masz uczestniczyć we Mszy św., jak długo powinieneś się modlić, czy spowiedź musi być co miesiąc. To tak jakby małżonkowie pytali się o to, ile razy muszą się przytulić do siebie, to tak jakby rodzice zastanawialiby się ile razy i z jakim naciskiem na głowę mają głaskać swoje dzieci żeby poczuły się kochane.

     Miłość jest bezcenna. Kochanie to szczyty duchowych Himalajów, to nauka, która z krzyża płynie. Nie bój się wziąć swojego krzyża. Nie bój się codziennie naśladować Chrystusa. Nie bój się kochać.

     Maryjo, Matko Pięknej Miłości – naucz nas kochać.

Brak komentarzy: