niedziela, 27 stycznia 2013

Jakość mojej wiary (Łk 1,1-4)

Uważam siebie za wierzącego i praktykującego. Jednak kiedy zaczynam zastanawiać się nad jakością swojej wiary pojawiają się wątpliwości. Znam swoje życie i widzę, że nie zawsze jest ono chrześcijańskie. Przyznaję, że są chwile kiedy podążam drogami, które nie prowadzą do nieba.

Dlaczego tak się dzieje? Odpowiedź – jak dla mnie – jest banalnie prosta: brakuje mi miłości. Przecież gdybym kochał Jezusa, to nie powinienem mieć problemów z wypełnianiem Jego woli. Wciąż kocham za mało. Lenistwo obciąża moje serce, które staje się ociężałe i coraz bardziej zimne. Jak je rozpalić na nowo? Jak podtrzymywać w sobie nieustanny żar boskiej miłości?

Z pomocą przychodzi św. Łukasz, autor jednej z ewangelii. Jej adresatem jest - nieznany nikomu bliżej – Teofil, którego imię oznacza: „umiłowany przez Boga”, a także „kochający Boga”. Szukając głębszego zrozumienia, mogę powiedzieć, że tym ewangelicznym Teofilem jest każdy, kto pragnie poznać Zbawiciela, a więc także ja, który również jestem kochany przez Najwyższego. Dlatego chce dać mi siebie otwierając mnie co raz bardziej na swoją miłość, by w ten sposób uczynić mnie kochającym prawdziwie.

Święty Łukasz, zbadawszy wszystko dokładnie, spisał swoją ewangelię bym mógł spotykać się z Jezusem w Jego słowie. Otwierając karty Pisma Świętego otwieram Serce Pana, które mówi do mnie z czułością i miłością.

Hm… Tyle lat czytania Biblii, tyle kilogramów spożytego Najświętszego Ciała i wypitych litrów Boskiej Krwi, tyle spowiedzi. Czyżby to wszystko było nieskuteczne? Dlaczego nie zmieniam się? Dlaczego na drodze nawrócenia wciąż jestem na starcie?

No tak! Brakuje mi wiary. Od niej zależy owocność przyjmowanych przeze mnie sakramentów i piękno mojego chrześcijańskiego życia. Sakramenty zawsze są skuteczne, tzn. dają łaski, które oznaczają, ale nie zawsze są owocne. Mucha, która wpadnie do kielicha z Krwią Pańską i nawet się Jej napije nie popełnia świętokradztwa, ale też i nie odnosi żadnego pożytku. Podobnie może być ze mną. Przyjmuję sakramenty, jestem w stanie łaski uświęcającej, ale czy dokładam starań by one owocowały? Czy sakramenty są dla mnie spotkaniem czy rytuałem, które zapewnią mi dobre samopoczucie?

Brak komentarzy: