Przed uzdrowieniem, niewidomy „siedział i żebrał”. Takim był znany w mieście. Tak wyglądało jego życie. Dodajmy – życie w zupełnej ciemności.
A jak Ciebie widzą Twoi znajomi, sąsiedzi, rodzina? Codziennie od nowa zaczynasz swoje obowiązki. Siadasz za kierownicą, biurkiem, kuchnią, ławką szkolną i … żebrzesz.
Zaraz, zaraz. Ja żebrzę? Jak? O co chodzi?
Chrystus przedstawia nam siebie i mówi: „Jestem światłością świata”.
Na początek postaw sobie pytanie: Żyję w światłości czy w ciemności? Jestem zanurzony w Bogu, czy wszedłem w pustkę?
Można „siedzieć i żebrać” z lęku. Chodzi tutaj o takie wydarzenia, które na długi czas dosłownie zamykają nas w sobie.
Co się stało, że zamknąłeś od wewnątrz drzwi do siebie? Co się stało, że wolisz siedzieć w ciemności? Straciłeś bliską osobę? Ktoś cię zdradził? Zachorowałeś i wiesz, że powoli umierasz? Wpakowałeś się w finansowe tarapaty?
Co jest Twoją ciemnością? Co się kryje za tym sztucznym uśmiechem, za zdawkową odpowiedzą: „Wszystko jest ok, w porządku”.
„Siedzisz i żebrzesz” bo tak wygodniej. Łatwiej wykonywać czyjeś polecenia w imię błędnie rozumianego posłuszeństwa, niż ryzykować i podejmować własne decyzje.
Łatwiej siedzieć na garnuszku rodziców, niż w pełni wziąć odpowiedzialność za swoje życie – to materialne, ale przede wszystkim emocjonalne.
Łatwiej nie dokonywać zmian, ponieważ można się pomylić.
„Siedzisz i żebrzesz” uwagi „wisząc” cały dzień na telefonie czy fejsie.
Żebrzesz o każdy gest miłości. Jesteś w stanie zatracić swoją duszę, by otrzymać chemiczną działkę sztucznej miłości, która zaspokaja Cię tylko na chwilę.
Warto zatrzymać się i zastanowić: Czy nie wiodę żebraczego życia?
Czy ta ciemność, której doświadczasz w sobie, to skutek Twoich grzechów? A może to wina Twoich rodziców? Te pytania nie były obce także uczniom Jezusa, gdy zauważyli niewidomego.
Dobrze wiemy, że cierpienie, którego doświadczamy może być w prostej linii skutkiem naszych złych wyborów, po prostu naszych grzechów.
Przed wielu laty zdradziłeś swoją żonę. Żałujesz tego. Przeprosiłeś. Wyspowiadałeś się. A jednak ból dalej Ci towarzyszy. I dobrze wiesz, że sam sobie jesteś winny.
Gdy byłaś w ciąży imprezowałaś, piłaś i paliłaś nie zważając na swój stan. A teraz krzyczysz do nieba i płaczesz z powodu niepełnosprawności swojego dziecka. Wiesz, że to Twoja wina, nie Boga.
Ale może być też tak, że doświadczasz zła i cierpienia, którego – podobnie jak w przypadku dzisiejszego niewidomego – nie znasz przyczyny.
„Stało się tak, aby się na nim objawiły sprawy Boże” – mówi Jezus. Czy taka odpowiedź Ci wystarczy? Tego nie wiem, ale wiem, ponieważ doświadczyłem sam na sobie, że cierpienie może pomagać w wewnętrznej przemianie. Cierpienie zmienia myślenie. A przecież o to chodzi w nawróceniu. Czyż nie?
Bolesne doświadczenie ślepoty dało bohaterowi dzisiejszej Ewangelii siłę do przemiany swojego życia. Sprawiło, że znalazł swojego Zbawiciela i nie opuścił, nawet gdy został wyrzucony
i wykluczony ze swojej wspólnoty.
Nie przeklinaj swojego cierpienia. Ono jest szansą „otwarcia oczu” na Chrystusa – Światło.
Jezus dostrzega ludzką niedolę. Nie przechodzi obojętnie. Jego pragnieniem jest abyś przejrzał. Ale aby tak się stało, musisz w pokorze zobaczyć swoją kruchość, musisz zrozumieć, że jesteś zwykłym prochem. Czyż nie to usłyszałeś w Środę Popielcową? „Prochem jesteś i w proch się obrócisz” (Rdz 3, 19b).
Jezus „splunął na ziemię, uczynił błoto ze śliny i nałożył je na oczy niewidomego”. Dziwny, ale jednocześnie wymowny gest, który pozwala zrozumieć, że jesteśmy stworzeniami, które Bóg - jak garncarz - „ulepił z prochu ziemi i tchnął w nasze nozdrza tchnienie życia, wskutek czego staliśmy się istotami żywymi” (por. Rdz 2, 7).
Jestem prochem ożywionym śliną (tchnieniem) Boga.
Błoto na oczach jest symbolem nie tylko naszej ludzkiej (gliniastej, ziemskiej) natury, ale także grzechu. Nie zobaczę światła, gdy na oczach mam błoto. Nie zobaczę Chrystusa, gdy na oczach mam błoto grzechu. Potrzebuję obmycia. Dlatego, posłuszny jak ewangeliczny niewidomy, idę do sadzawki Siloam, gdzie Posłany, czyli Chrystus, obmywa mnie z brudu grzechów.
Z Ewangelii nie wynika, że niewidomy, od razu po swoim uzdrowieniu spotkał się z Jezusem. Może minęło kilka godzin, lub nawet dni.
„Jezus usłyszał, że wyrzucili go precz, i spotkawszy go, rzekł do niego: «Czy ty wierzysz w Syna Człowieczego?» On odpowiedział: «A któż to jest, Panie, abym w Niego uwierzył?» Rzekł do niego Jezus: «Jest nim Ten, którego widzisz i który mówi do ciebie». On zaś odpowiedział: «Wierzę, Panie!» i oddał Mu pokłon”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz