czwartek, 1 stycznia 2015

Jak żyć, Panie Boże? Jak żyć?

     Od zarania dziejów człowiek, mniej lub bardziej świadomy własnej niewystarczalności, szuka zbawienia. W tym celu swoje oczy z nadzieją zwraca ku wodzowskim namiotom, błyszczącym pałacom, warownym zamkom, bogatym rezydencjom, w których to władcy tego świata, niczym bogowie, mamią złudnymi obietnicami.
 
     Podobnie było 2000 lat temu. Jedni zbawienia szukali w Rzymie. Drudzy sami ogłaszali się mesjaszami używając do tego miecza. Jeszcze inni chcieli zapewnić tylko sobie szczęście, jak chory na władzę Herod, który eliminował wszystkich potencjalnych wrogów z małymi dziećmi i członkami swojej rodziny na czele.
     
     Tymczasem prawdziwy Wybawca przyszedł na świat po cichu, bez rozgłosu i świateł jupiterów, niepostrzeżenie w nocy, jakby chciał się ukryć. Nie narodził się w specjalistycznym szpitalu, ale w stajni, gdzie niczym personel towarzyszyły Mu zwierzęta.
 
     Paradoks.
 
     Do dzisiaj niewiele albo nic się nie zmieniło. Zainteresowani zbawieniem przyglądamy się temu, co dzieje się na Wiejskiej. Z niepokojem obserwujemy giełdowe wykresy, kursy, procenty. Jak synowie Zebedeusza szukamy znajomości, by mieć dobrą posadę po prawej bądź lewej stronie, tego, który obiecuje nam zbawienie. 
 
     Jakie są efekty owych poszukiwań? Czy w historii świata znalazł się człowiek lub system, który uszczęśliwił każdego? 
 
     Nie. Nie było i nie będzie, ponieważ jest to niemożliwe. Człowiek nie może być bogiem. Ale Bóg może być człowiekiem. I tylko On – Jezus Chrystus – może i chce nas zbawić, czyli uratować. 
 
     Tutaj potrzebna jest postawa pasterzy, którzy uwierzyli i zaufali anielskiej wieści i od razu poszli sprawdzić czy jest prawdziwa. 
 
     W imię prawdy i uczciwości, naszym obowiązkiem jest sprawdzić, czy Bóg rzeczywiście istnieje i działa. Czy mam odwagę, jak pasterze i mędrcy, wyruszyć do Betlejem i osobiście stwierdzić istnienie żyjącego Boga? 
 
     Ta podróż to moje życie. To pielgrzymowanie, nie turystyczne czy rozrywkowe, ale naznaczone trudem pokonywanie kolejnych etapów dojrzewania miłości.
 
     Gdzie znajdziemy Nowonarodzonego Boga? W Betlejem, w Domu Chleba, przy boku Maryi i Józefa, a więc w Kościele, a zwłaszcza w tym najmniejszym: rodzinie.
 
     Bóg kocha dzieci. Kocha je do tego stopnia, że sam przyszedł na ziemię nie jako dorosły, ale właśnie jako dziecko. Maleńkie, bezbronne – jak każde bez wyjątku na całym świecie. 
 
     Co chce nam przez to powiedzieć? To, że każde dziecko jest dla Niego bezcenne i przez Niego kochane. To On sam ukrywa się w każdym z nich.
 
     I dlatego upomni się o każdą krzywdę wyrządzoną najmniejszemu. Wynagrodzi za każdy, choćby najmniejszy gest miłości.
 
     Rodzina, która nie odmawia dzieciom życia cieszy się bożym błogosławieństwem i opieką aniołów.
 
     Paradoksalnie to dziecko jest drogą dojrzewania rodziców do coraz to większej i doskonalszej miłości. Bóg posługuje się dzieckiem, by jego matka i ojciec wspinali się po kolejnych etapach miłości. Świadome odmawianie życia jest stawianiem zapory, która blokuje rozwój, blokuje łaskę, bez przepływu której wody miłości stają się mętne, zaczynają cuchnąć egoizmem i prowadzą do śmiertelnej rozpaczy.
 
     Dzisiaj w Uroczystość Świętej Bożej Rodzicielki, czyli Matki Boga, trzeba zastanowić się nad świętością kobiecego łona, które jako jedyne może stać się ogrodem stworzenia człowieka. Świat odziera to święte miejsce z wszelkiej czci. Ingeruje chemią, żelazem, przemocą, by w konsekwencji pozostawić je jałowym. Niewiasta, która ma życie dawać, zasycha i umiera.  
     
     Jesteśmy chrześcijanami. Logika tego świata jest sprzeczna z Ewangelią. Zły nienawidzi kochanego przez Stwórcę człowieka, dlatego zrobi, i robi wszystko, aby to Boskie arcydzieło zniszczyć. Szczytem tej piekielnej przemocy jest zamach na życie i niewinność dziecka. Stąd trzeba pomóc młodemu pokoleniu odkryć czym jest prawdziwa miłość, na czym polega małżeństwo i życie rodzinne. To jest najbardziej paląca potrzeba obecnego czasu. Czy jest inne, lepsze miejsce, gdzie nauczymy się kochać? 
     
     Zauważmy, że w betlejemskiej grocie nie znajdziemy teściów. Prawdopodobnie z obydwu stron już nie żyją. To jest wskazówka dla wszystkich rodziców dorosłych dzieci: Pozwól swojemu dziecku, by samo uczyło się odpowiedzialnej miłości. W Księdze Rodzaju jest napisane: „Dlatego to mężczyzna opuszcza ojca swego i matkę swoją i łączy się ze swą żoną tak ściśle, że stają się jednym ciałem” Rdz 2, 24.

-„Usuń się, droga mamo i tato, w cień. Zadbaj o swoje małżeństwo. Ingerując w życie swoich dzieci, w imię swoiście pojmowanej miłości, możesz im wyrządzić krzywdę. Twoje postępowanie może stać się zabójczą trucizną, która zniszczy małżeństwo twojego dziecka”.

- „A ty drogie dziecko opuść swoich rodziców, zostaw ich. Zacznij żyć na własny rachunek. Weź odpowiedzialność za siebie i konsekwencje swoich decyzji. Ucz się żyć w wolności. Zostaw maminą spódnicę i kieszeń ojca. Sam zacznij budować swoje szczęście”. 
 
     Takie są wymogi Ewangelii.
 
     Gdzie narodził się nasz Zbawiciel? W stajni. Józef i Maryja mieli fatalne warunki aby przyjąć dziecko. Jednak przyjęli je, a Bóg pomógł im, tak że mieli wszystko co niezbędne. Posłużył się nawet nieznanymi przybyszami z dalekiego kraju, którzy zostawili prezenty.
 
     Kontemplacja misterium Narodzenia Jezusa powinna nam przynieść odpowiedzi na pytania, w zależności od stanu i wieku: Jak przygotowuje się do małżeństwa? Jakim jestem ojcem i matką? Co jest najważniejsze w mojej rodzinie? 
 
     Przy Dziecięciu stał Józef. Czuwał niczym wartownik, chronił życie Najmniejszego swoją piersią. Wziął za Jezusa i Maryję odpowiedzialność. Nie uciekł, nie przestraszył się trudu. Podjął wyzwanie realizacji woli Bożej. Przez to stał się mężczyzną, stał się ojcem.
 
     Cieśla Józef wychował Jezusa, któremu przekazał nie tylko zawód, ale oddał całe swoje życie. Stał się święty. Przeżył ośmieszenie, wątpliwości, ubóstwo, emigrację. On wiedząc, że Maryja wyda na świat Boga nie był w stanie zapewnić nic innego jak tylko stajnię ze zwierzętami. Ktoś powie: Jaki z niego ojciec? Inny odebrałby mu prawa rodzicielskie i oskarżył o nieludzkie traktowanie. Jako mąż i ojciec nie mógł dać Jezusowi luksusu rzeczy, ale dał Mu luksus miłości rodzinnej. Oddał Mu swoje serce.
 
     Przy Dziecięciu pasterze znaleźli Jego Matkę – Maryję. O Niej pisze św. Łukasz, że „zachowywała wszystkie te sprawy i rozważała je w swoim sercu”. To znaczy, że nieustannie się modli, że na wszystko patrzy oczami wiary, która jest zaufaniem Bogu. Jej matczyne serce, jest miejscem, w którym, w ogniu doświadczeń i świetle Boskiego słowa rodzi się miłość. 
 
     Modlitwa to klamra spinająca całe chrześcijańskie życie. Bez niej człowiek staje się niewolnikiem swoich pożądliwości. Stąd uczmy się od Maryi przeżywać swoją codzienność  w atmosferze wiary i szukania woli Bożej.

- Jak żyć, Panie Boże? Jak żyć?

- „Posłuchaj mnie” – odpowiada Pan. „Słuchaj Izraelu…”

Brak komentarzy: