niedziela, 24 listopada 2013

Bezsilny Zwycięzca (Łk 23, 35-43)

    
Kończy się dzisiaj Rok Wiary. Można więc dokonać próby jego podsumowania. Czy te dwanaście miesięcy przyczyniło się do jej pogłębienia? Czy coś zmieniło się na lepsze w naszej relacji z Chrystusem? Czy moja wiara jest silniejsza?

     „Gdy ukrzyżowano Jezusa, lud stał i patrzył”.
     Dzisiaj w Uroczystość Chrystusa Króla teksty liturgiczne zapraszają nas pod krzyż. To właśnie tam znajdujemy naszego Króla. Nie szukamy bogatego pałacu, pięknego tronu, niezliczonej liczby służby – tam nie ma naszego Zbawiciela. Jego królowanie jest inne. Jest pełne paradoksów.

     Chrześcijanin musi zdobyć się na odwagę i podejść blisko pod krzyż. Musi spojrzeć Jezusowi w oczy. Tam znajdzie miłość. I usłyszy słowa: „Pragnę” [ciebie, twojej miłości, mój bracie i siostro].

     Dlaczego Chrystus umarł na krzyżu? Po co taka śmierć? – Dla naszego zbawienia. Owszem. Tę katechizmową odpowiedź znamy. Ale czy jesteśmy w stanie powiedzieć coś więcej? Czy rozumiemy głębię tego zbawczego wydarzenia? Jeśli nie, to nigdy nie pojmiemy Bożej miłości.

     Stworzyciel, powołując człowieka do istnienia, umieścił go w ogrodzie miłości, gdzie nic mu nie brakowało. Mało tego, otrzymał dar wolnej woli. Wszystko było takie piękne, tak wspaniałe. I mogło tak być do dzisiaj, gdyby nie pojawił się grzech nieposłuszeństwa. Zły w postaci węża uczynił nas swoimi niewolnikami. Tak. Wybór zła jest niewolnictwem. Człowiek dał się oszukać. Jak pięknie szatan reklamuje swoje kłamstwa!

      Czy w tej sytuacji Bóg nie mógł przebaczyć? Czy musieliśmy opuścić Raj? Owszem, mógł darować ponieważ jest Wszechmocny. Ale jest także sprawiedliwy, dlatego nie zmienia swoich decyzji, nie odwołuje swoich postanowień. Wtedy nie byłby Bogiem! Co mógł zrobić z nieposłusznym człowiekiem? Pozwolić mu umrzeć na wieki? Zniszczyć ten świat i stworzyć sobie nowy, z lepszymi ludźmi? Nie. On postanowił nas uratować. Chciał dać nam drugą szansę. Sposób naszego zbawienia jest zaskakujący! Oto Bóg staje się człowiekiem i umiera za człowieka. Najświętszy i Najczystszy uniża się by zapłacić za niewolników, którymi my jesteśmy. Poprzez swoją męczeńską śmierć zapłacić za nas, odkupił nas. Jego ofiara czyni nas na nowo dziećmi Bożymi, braćmi i siostrami Jezusa! Jaka cena!? Krew Najświętsza!

      Teraz stojąc pod krzyżem widzę mojego Zbawiciela. Tego, który z miłości oddał za mnie życie. Wykupił mnie z niewoli złego. Jestem na nowo wolny!

      Na Golgocie słychać szydercze słowa: "Innych wybawiał, niechże teraz siebie wybawi, jeśli On jest Mesjaszem, Wybrańcem Bożym" i "Jeśli Ty jesteś królem żydowskim, wybaw sam siebie". To niesamowite, że Wszechmocny nic nie może. Unieruchomiony, przybity do krzyża, doświadcza bezsilności, opuszczenia i porażki.

     
Niektórzy widząc bezsilnego Boga sami próbują się zbawić. Robią wszystko by ocalić jakąś część siebie na ziemi, by przetrwać w pamięci innych. Stąd gromadzą pieniądze, zdobywają władzę, uciekają przed samotnością. I niestety nie wiedzą, że ta „ucieczka od krzyża” prowadzi do przepaści wiecznej nienawiści.

      Uczeń Jezusa idzie tą samą drogą co jego Mistrz. Rzeczą naturalną jest doświadczenie krzyża w naszym chrześcijańskim życiu. Może doświadczasz jakiejkolwiek rzeczywistości niemocy, bezsilności i porażki: w relacjach, w finansach, zdrowiu itd. Jak to się mówi: „nie przeskoczymy samych siebie”. Niestety rzeczywistość życia na ziemi wiąże się z ograniczeniami.

      I tutaj paradoksalnie jest szansa na zwycięstwo. Jezus na krzyżu pokonał szatana! Na krzyżu pokonujemy nasz egoizm. Krzyż to drzewo, na którym dojrzewa nasza miłość.

     Dwaj złoczyńcy po prawej i lewej stronie Jezusa to dwa sposoby podejścia do krzyża, to dwie relacje z Bogiem. Albo przeklinam swój krzyż i „szarpię się na nim”, albo z żalem i tęsknotą zwracam się o przebaczenie do Zbawiciela.

      Wszyscy jesteśmy złoczyńcami ponieważ nie ma bezgrzesznego człowieka (oprócz Niepokalanej). Nasze złe i chybione wybory wiążą się z konsekwencjami, które przybijają nas do krzyża. Słusznie ponosimy karę. Ale zamiast buntu i nienawiści do Jezusa mogę apelować do Jego Miłosierdzia.

      Czy jest ktoś, kto nie chciałby usłyszeć słów: „Dzisiaj ze Mną będziesz w raju”? 

      Kiedy twój krzyż wydaje ci się zbyt ciężki wołaj: „Jezu wspomnij na mnie”.

      I jeszcze jedna ważna sprawa. Jezus podczas swojej męki nie skorzystał z możliwości uśmierzenia swojego bólu poprzez wypicie octu, który pełnił rolę znieczulenia. Chrystus odmówił. „Na trzeźwo” składał z siebie ofiarę. Jego miłość jest w pełni świadoma.

      A my? Czy nie próbujemy sobie ulżyć uciekając w krainę alkoholowego, komputerowego, seksualnego (itd.) … zapomnienia. Czy przypadkiem nie chcemy uciec z drzewa miłości. Krzyż wyciosany przez nas staje się kluczem do niebieskich bram. Oby pasował!

***

Warto zobaczyć. Polecam.


Brak komentarzy: