niedziela, 26 sierpnia 2012

Walcząc o czystość

     Wesele to jedno z najważniejszych i najpiękniejszych wydarzeń wielu ludzi. Narzeczeni oraz ich bliscy z wielkim staraniem, często z wielomiesięcznym wyprzedzeniem, przygotowują każdy szczegół uroczystości, tak by o niczym nie zapomnieć.

     Z pewnością podobnie było z przygotowaniem wesela w Kanie. Jednak stała się rzecz nieoczekiwana, można powiedzieć skandal, który - gdyby został ujawniony - na długo przykryłby cieniem całą uroczystość.

     Wiele starań i wysiłku z naszej ludzkiej strony nie zawsze przynoszą oczekiwanych rezultatów. Wesele może odbyć się z wielką pompą, jednak wspólne życie po nim może okazać się wielką klapą. Dlaczego tak się dzieje? Brakuje wina.

     Wino jest symbolem radości, którą Bóg obdarza każdego, kto żyje z Nim w przyjaźni. Brak wina w naszej scenie może symbolizować całą ludzkość, która jest pozbawiona radości i prawdziwego szczęścia z powodu grzechu i niewierności wobec Przymierza z Bogiem. 
     Skąd tyle nieszczęśliwych, a więc smutnych, ludzi? Ponieważ brakuje w ich życiu Boga.

     Jednak Bóg nie zostawia nas samych, byśmy dalej pogrążali się w smutku. Daje nam swoją Matkę, która kocha nas i troszczy się nieustannie. Dlatego Ona pierwsza zauważa nasze braki, jak zauważyła brak wina na weselu w Kanie. Nasze potrzeby przedstawia Jezusowi: „Nie mają już wina”. I zaraz dodaje „Zróbcie wszystko cokolwiek wam powie”.

    Jeżeli chcę być szczęśliwy, jeżeli chcę wygrać życie to zaufam Jezusowi z robię wszystko o co Jezus mnie poprosi.

     Jak zapisał św. Jan „Stało zaś tam sześć stągwi kamiennych przeznaczonych do żydowskich oczyszczeni, z których każda mogła pomieścić dwie lub trzy miary”. Jeżeli nasze życie, które symbolizują stągwie, otoczymy kamieniem prawa i na tym poprzestaniemy, zgotujemy sobie piekło. Niestety wielu chrześcijan sensem swojej wiary uczyniło przestrzeganie prawa. Toć to czysty faryzeizm! Stąd „paciorek”, „kościółek”, „mięsko w piątek” itd. 
     Prawo potrzebne jest by wyznaczało pewne granice, ale gdy stągwi naszego życia nie napełnimy wodą oczyszczającą, staniemy się „cymbałami brzmiącymi” (św. Paweł).
     Potrzebna jest woda, którą jest życie. Wszyscy zostaliśmy obmyci w wodzie chrztu świętego. Ale na tym chrześcijanin nie poprzestaje. Nie wystarczy raz w życiu się umyć.
    Ostatnio na jednym z portali internetowych zamieszczono film dokumentalny, ukazujący życie dwojga ludzi, którzy w celach badawczych, postanowili się nie myć przez kilka tygodni. Finał tego był takli, że po prostu śmierdzieli na odległość. Jeżeli poprzestaniemy na obmyciu chrzcielnym lub dorocznym oczyszczeniu w sakramencie pokuty zaczynamy…. (sami sobie dopowiedzcie).
     Woda w kamiennych stągwiach służyła do rytualnego obmywania rąk przed posiłkiem. My, by zbliżyć się do Chrystusa, który nam daje siebie na Uczcie Eucharystycznej, potrzebujemy oczyszczenia naszych serc. Stąd oczyszczenie staje się rzeczą naturalną, jak mycie rąk przed posiłkiem.

     Tutaj zatrzymam się, gdyż pragnę dotknąć pewnego tematu. Ostatnio na kazaniach mówiłem o Eucharystii. Dzieliłem się z Wami troską o to, by każdy karmił się „Chlebem Życia”, bez którego umieramy.

     Jest wiele przeszkód, które uniemożliwiają przystępowanie do Komunii św. Jedną z nich jest nieczystość serca, z którą wielu w żaden sposób nie może sobie poradzić. Zauważa to wielu kapłanów, a także osób świeckich.
     W zeszłym tygodniu dostałem list, którego fragment – za zgodą autora – pozwolę sobie przytoczyć. Tak pisze: „Dlaczego tyle osób przychodzi do Kościoła na Mszę św. ale nie przystępuje do Komunii Świętej? - to często podejmowany temat, wczoraj również Ojciec z wielką troską postawił to pytanie. Zawsze wtedy chcę odpowiedzieć, że barierą do częstego przystępowania do sakramentów, do Komunii Świętej, jest – czystość. To dotyczy szczególnie młodych ludzi, młodych małżeństw, nieuporządkowane współżycie małżeńskie, „obrona” przed dzieckiem […] I jeszcze powiem, że trochę ich rozumiem. W tym świecie naszpikowanym „seksizmem” szukać miłości i znaleźć ją to tak jak szukać igły w stogu siana. Im wydaje się, że znaleźli miłość, tyle tylko, że ta miłość uzależniona jest od tabletki antykoncepcyjnej. Rezygnacja z niej oznacza najczęściej koniec „miłości”, oznacza samotność we dwoje, przy założeniu, że pozostaną we dwoje”.

     To prawda. Grzechy przeciwko szóstemu przykazaniu, zwłaszcza te nałogowe, nieraz na długi czas skutecznie zamykają drogę do Chrystusa w Eucharystii.

     Żyjemy w świecie przesiąkniętym do cna erotyką, która skutkuje śmiercią i to okrutną. Śmiercią samotności. Nie ważne czy jest to reklama mydła, koncertu czy samochodu. Wszędzie musi być skąpo ubrana czyjaś córka, siostra czy matka. Nawet zwierzęta tak się nie zachowują.

     Rafał A. Ziemkiewicz w swoim ostatnim artykule zamieszczonym w Rzeczpospolitej dzieli się swoją refleksją po przeczytaniu książki amerykańskiej feministki Gail Dines pt. Pornoland – jak skradziono naszą seksualność”. Autorka bezlitośnie obnaża zjawisko pornografii, o której pisze, że jest to „forma masowego zniewalania konsumentów, ich dehumanizowania i odmóżdżania przez rekinów tego biznesu, równie cynicznych i bezwzględnych, jak dilerzy narkotyków czy mafiosi żyjący z hazardu”.

     Dalej pan Ziemkiewicz pisze tak: „Tym, co sprawia, że książki nie można ot tak odłożyć, jest odnotowywana przez autorkę skala zjawiska, masowość, z jaką za pomocą tej gargantuicznej maszyny do masturbacji, jaką jest internet, głęboko patologiczny przekaz dociera bez żadnych przeszkód do milionów nastolatków, kształtując w nich zupełnie chore postawy, zaburzając psychikę i przyszłe relacje. Powtórzę − na skalę masową”.

     Moi drodzy, to są fakty. Mówię to jako wychowawca i spowiednik. Nie możemy tego niebezpieczeństwa zignorować, ale z całą siłą zmierzyć się z nim, walcząc o to, byśmy potrafili prawdziwie kochać. Od tego zależy nasza przyszłość.
     Wróćmy do wody. Poprzez nieustanne napełnianie stągwi naszego życia wodą codziennej walki, codziennej pracy nad sobą, dążymy do sukcesu. Nie wolno nam zapominać, że Chrystus przemienia „wodę naszych starań i dążeń” by wytrwać w łasce w wino radości, pokoju i szczęścia.
     Możemy się buntować, zniechęcać. Możemy nieustannie pytać „Po co się tak męczyć? Po co walczyć z nałogiem? Po co się starać jak i tak będzie „jak zwykle? 
     Bierzmy przykład ze sług, którzy bez szemrania napełnili stągwie aż po brzegi. Nie pytaj po co, ale oczyszczaj się w sakramencie pokuty, choćby tysiąc razy. Jezus ten trud wynagrodzi winem zwycięstwa. 
     Zachęcam do szczerej modlitwy, tej nieodklepanej, od serca, z Jezusem Bratem i Przyjacielem. Modlitwy, która musi zaowocować wzrostem miłości – tej prawdziwej.

     Prośmy Maryję, by pomogła nam wytrwać w tej walce, w której szatan już został pokonany. Jednak chce on jeszcze, nim zostanie strącony na zawsze do piekła, zabrać ze sobą jak najwięcej dusz. Nie dajmy się zwieść. Uciekajmy się do Matki, pod Jej obronę.

Brak komentarzy: