niedziela, 10 października 2010

Trędowaty i Maria Magdalena


1.      Jezus cały czas jest w drodze. Zmierza do Jeruzalem. Wie co Go tam czeka: niesprawiedliwy sąd, męka, śmierć… ale i zwycięstwo – zmartwychwstanie. Nasz Pan doskonale pełnił wolę swojego Ojca. Nie zboczył ze swojej drogi życia. Nie odszedł oddając się chwale i sławie wędrownego nauczyciela i  uzdrowiciela. Konsekwentnie zmierzał do celu.

A jaki jest cel mojego życia? Czy wiem dokąd zmierzam?
Może zatrzymałeś się na dworcu swojego życia czekając na pociąg, lecz skusiła cię kawa i ciasteczka w barze więc… przegapiłeś pociąg oddając się chwilowej przyjemności.
Są w naszym życiu chwile niepowtarzalne jak wybór drogi życia, sakrament małżeństwa, kapłaństwa i inne. To momenty, które już nie wrócą, jak nie wróci pociąg, który punktualnie odjechał. Nie cofniemy wskazówek zegara. Nie cofniemy życia. Nie przestawimy cyfr w kalendarzu.
Pamiętaj! Żyj tak, byś wsiadł do pociągu wiodącego ku niebu i uważaj byś go nie przegapił oddając się przyjemnościom.
2.      Jezus „przechodził przez pogranicze Samarii i Galilei”. Samaria i jej mieszkańcy nie byli lubiani przez Żydów, którzy odnosili się do nich niechętnie, a nawet pogardzali nimi. Galilea natomiast to kraina pogan, miejsce wielu kultur i zwyczajów. Jezus był Galilejczykiem. Samaria jest symbolem niewierności i pogaństwa (takimi byli Samarytanie w oczach Żydów), a Galilea jest symbolem codzienności. Stąd można powiedzieć, że Jezus idzie przez krainy naszej codzienności i niewierności chcąc je ewangelizować. Nasze życie składa się z tych dwóch krain-wymiarów: codzienności (rutyny życia) i niewierności (naszych upadków, grzechów). Ważne jest by powstawać i kierować się ku Jeruzalem…

3.      Przed nieznaną nam wsią Pan spotyka trędowatych. Trąd to straszna choroba. Gdy pojawiały się zmiany na skórze, taki człowiek musiał opuścić swoją rodzinę, pracę i rozpocząć życie na wygnaniu, z dala od najbliższych. Trędowaty nie mógł się zbliżać do zdrowych, już z daleka musiał krzyczeć „Nieczysty, nieczysty!” oznajmiając kim jest.

Trąd uważany był przez Żydów za karę za grzechy osobiste. Może ktoś się z tą opinią nie zgadzać, ale istnieją sytuacje, które ewidentnie są skutkami naszych grzechów. Jeśli w zimie dziecko chodzi bez czapki, szalika i  rękawiczek, to skutkiem tego jest przeziębienie. Jeśli pod wypływem alkoholu powoduję wypadek drogowy, to kalectwo moje lub innej osoby jest moją winą. Jeśli nie jestem wierny w małżeństwie, to choroba weneryczna skutkiem mojego grzesznego postępowania. Przykłady można mnożyć.

Jednak trąd może też być rozpatrywany jako nagłe doświadczenie zła. Istnieją sytuacje, o których mówimy, że spadły na nas „jak grom z jasnego nieba”. Lekarz diagnozuje nieuleczalną chorobę, a w domu dzieci i mąż. Ktoś miał zamiar przejść na drugą stronę ulicy – nie zdążył, został potrącony. Spodziewałeś się, że dobrze wychowałeś swoje dzieci, ale niestety zostałeś oddany do domu starców. Tutaj przykłady też można mnożyć w nieskończoność.

Chorobę trądu można także odnieść do choroby duszy. Warto zapytać siebie: Jaki obszar mojego życia gnije? Co rozkłada się i cuchnie w mojej codzienności? Brak przebaczenia? Nałogi?

Sytuacje bez wyjścia. A jednak jest ktoś, kto może pomóc – Jezus, ten który zbawia i ocala (to oznacza Jego imię). Jezus, który we wszystkim jest Mistrzem, który wie jak leczyć, jak oczyścić. Jezus, który „widzi” i lituje się nad ludzką nędzą.

4.      Trędowaci z dala wołali do Jezusa. Wiemy już dlaczego – nie chcieli się zbliżać, co zakazywało im prawo. Ale prawo nie zakazywało krzyczeć i błagać o pomoc. Może to niewiele ale czasem tylko tyle pozostaje w naszym nieszczęściu. Naszą modlitwą krzyczymy o uzdrowienie.

5.      „Idźcie, pokażcie się kapłanom!” Dziwne polecenie. Wynikało ono z tego, iż to właśnie kapłani mogli stwierdzić czy człowiek jest chory czy zdrowy. Tylko oni mogli uzdrowionego z trądu na nowo przywrócić społeczeństwu. Jednak uzdrowienie nie dokonało się natychmiast. Jak tu iść po zaświadczenie, że jest się zdrowym będąc jeszcze chorym?

Uzdrowienie nastąpiło w drodze. Gdyby nie posłuszeństwo wynikające z wiary, trędowaci wróciliby, wzruszając ramionami, do swojego getta. Także w drodze naszego życia, właśnie pośród naszej codzienności i niewierności dzieją się cuda, o które wołamy krzycząc w naszych modlitwach. Pielgrzymując na spotkanie z Ojcem w niebie, Syn uzdrawia nas, oczyszcza, byśmy na to radosne spotkanie, ucztę, przybyli w odświętnej szacie.

6.      Uzdrowieni posłuchali. Wykonali polecenie Jezusa. Jednak tylko jeden z nich wrócił, by podziękować. Tylko on zrozumiał co się stało. Tylko on się ocalił. Pozostali pewnie wrócili do swoich zajęć wykonywanych przed czasem choroby. Oni wypełnili prawo ale nie spotkali się z żywym Jezusem! Tylko Samarytanin zmartwychwstał naprawdę – jego serce ożyło z miłości.
Wiele osób widzi swoją wiarę jako system zasad, praw i obowiązków. Starają się je wypełniać jak najlepiej. W rachunku sumienia zaznaczają sobie: tu dobrze – tam źle, tu zgrzeszyłem – tam nie. Sakrament spowiedzi traktują jak wizytę przy kasie. Ci ludzie nie spotkali osobiście Jezusa. Żyją dla prawa ale prawo zbawić nie może!

Uzdrowiony, wdzięczny Samarytanin, to człowiek, który zrozumiał, że tylko żywy Bóg może uzdrowić i oczyścić nasze ciała i nasze serca.

7.      Kto stał pod krzyżem Jezusa? Przeczysta, bezgrzeszna Matka, młody apostoł Jan, a także Maria Magdalena. Dlaczego ona? Ta grzeszna kobieta, „różowo-trędowata”! Ponieważ spotkała żywego Jezusa i pokochała Go! Ona poznała co to jest miłość! Prawo by ją ukamienowało, a miłość dała jej nowe, prawdziwe, życie.

Brak komentarzy: