sobota, 13 września 2008

Odtrutka

„W owych dniach podczas drogi lud stracił cierpliwość. I zaczęli mówić przeciw Bogu i Mojżeszowi: "Czemu wyprowadziliście nas z Egiptu, byśmy tu na pustyni pomarli? Nie ma chleba ani wody, a uprzykrzył się nam już ten pokarm mizerny". (Lb 21,5)
Jak to? Czyżby tak szybko zapomnieli jak byli niewolnikami w Egipcie? Jak musieli pracować ponad siły? Jak na każdym kroku byli prześladowani i poniżani? Nawet ich własne dzieci były zabijane (żeby się przypadkiem za bardzo nie rozmnożyli)! I szemrali przeciw Bogu i Mojżeszowi, czyli zaczęli narzekać, wątpić, zniechęcać się.

Spróbujmy odnaleźć się w ich sytuacji. Czy przypadkiem nie ma takiej postawy w nas samych?Przez chrzest święty Bóg wyprowadził nas z Egiptu, który, ogólnie mówiąc, jest synonimem zniewolenia przez grzech. Nasze życie to ciągła wędrówka przez pustynię. Pustynię, którą musimy przejść by dotrzeć do Ziemi Obiecanej, do krainy szczęścia, do nieba.
Droga nie jest łatwa.

„Po co mi było zawierać sakrament małżeństwa? Teraz musze się z nim męczyć? Są dzieci. Gdybym mogła to wszystko zostawić?”
„Dlaczego musze tak ciężko pracować? I tak wszystkie pieniądze od razu się rozchodzą. Przecież mógłbym na niektóre sprawy przymknąć oko?”
„Znowu zaczął się rok szkolny. Już teraz mam dość, a co dopiero będzie za miesiąc, za pół roku? I tak mi to nie jest potrzebne do życia”.
„Ile ja już im pomogłam. Przecież mam prawo do spokojnej emerytury. Ja też chcę Mieć trochę od życia”.
„Tego jeszcze brakowało! Żeby przystąpić do sakramentu bierzmowania trzeba chodzić na jakieś durne spotkania. I po co to? Ech…”
„Kurcze, znowu ten ksiądz ma msze. Będzie długo…”
„Jutro poniedziałek. I znowu to samo. Ten sam durny szef, to zimno za oknem”.

Lubimy narzekać. Tęsknimy za „chlebem i wodą”, za cebulą z Egiptu. Nie dostrzegamy, że przecież Bóg daje nam codziennie pożywienie abyśmy mieli siły, że troszczy się o nas abyśmy nie wpadli w ręce wroga, nie dostrzegamy jak idzie na przedzie jak pasterz. On się troszczy abyśmy pewną i bezpieczną drogą przeszli przez pustynię. Nie ma innej drogi. I my o tym wiemy. A ile razy chcieliśmy zawracać. Czasem nawet wracaliśmy…. by od nowa wyruszyć.

„Zesłał więc Pan na lud węże o jadzie palącym, które kąsały ludzi, tak że wielka liczba Izraelitów zmarła” (Lb 21,6)
Jad palący – on jest. Tym jadem są skutki naszych grzechów. Jesteśmy zatruci. I nie chodzi tu o zanieczyszczenie tylko naszych ciał, naszego środowiska naturalnego. To nasze serca są przesiąknięte trucizną grzechu, trucizną tego świata. Bóg troszcząc się o nas chce nam dać dobry pokarm, chce nam dać wody żywej.
A my niestety karmimy się śmieciami. W naszych żyłach nie płynie królewska krew Chrystusa. Pakujemy w siebie narkotyki, które nas odurzają, stwarzają poczucie iluzyjnego szczęścia. Poprawiamy sobie humor alkoholem, uciekamy w bierne oglądanie pudła zwanego telewizorem, porażki i stres wynagradzamy sobie masturbacją, zagłębiamy się w wirtualny świat Internetu z jego możliwościami itd. itd.
Ten jad nas pali, grzech sprawia, że nasz świat staje się w naszych oczach coraz bardziej czarni i czarny i zaczynamy się dusić. Gdzie jest czyste światło, gdzie jest świeże powietrze, gdzie jest ten piękny horyzont?
Bóg daje odtrutkę tym, którzy tego pragną i wołają o pomoc uznając swoją winę. Mojżeszowi polecił ustawić miedzianego węża na palu, by każdy ukąszony, który na niego spojrzy odzyskał zdrowie.

Na naszej pustyni życia Bóg ustawił pal z Jezusem – On jest odtrutką, „w Jego ranach jest nasze uzdrowienie”.
Gdyby Ewa, po sugestii węża, „podniosła” wzrok do Boga zamiast uciekać przed nim i kryć się, z pewnością byłaby całkowicie inna jej historia i nasza.
Gdyby Adam, po swoim grzechu, zamiast chować się po krzakach zwrócił się do Boga z wołaniem o ratunek, nie byłby wypędzony z raju, może do dzisiaj mieszkalibyśmy w nim.
Krzyż od dzieciństwa stoi przed nami, a my mamy problem ze spojrzeniem na niego. Nasz wzrok ucieka przed uzdrawiającym spojrzeniem. Nawet nas denerwuje, razi. Bo skąd takie m.in. głosy: „Po co budować kolejny krzyż na szczycie góry?” lub „Żeby nie ranić uczuć innych w szkole nie musi być krzyża. Nie mówiąc już o sali sejmowej, gdzie przecież to ciągle kłócący się złodzieje”.

A w twoim domu jest? Czy wisi na ścianie? Czy masz odwagę zatrzymać się i spojrzeć Uzdrowicielowi w oczy?
Takie spojrzenie wymaga klimatu szczerości i zaufania! Wiemy jak trudne są szczere rozmowy – bo one wymagają spojrzenia w oczy. Prawdę odkrywamy w szczerym spojrzeniu w oczy Prawdy, którą jest Jezus.
Podnieś wzrok do góry, podnieś swoją głowę w kierunku nieba (nie ziemi).
Mamy z tym problem. Jak często trudno jest nam rozmawiać patrząc sobie prosto w oczy. Tak mogą tylko ci, którzy kochają. Tak mogą tylko ci, którzy szukają prawdy.
W oczach drugiego wyczytamy prawdę.
W oczach drugiego poznamy, że nas kocha.
W oczach drugiego dostrzeżemy radość i pokój.

„Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne”. J 3, 16
Z krzyża Chrystus wyciąga ku nam swoje ręce by nas ogarnąć. Na krzyżu dla nas Serce Boga zostało zranione, ale z Niego płynie Krew i Woda oczyszczenia, sakramentów uzdrowienia.
Z krzyża Chrystus swoim wzrokiem szuka Ciebie byś powrócił, zatrzymał się i spojrzał … głęboko…..
Pod krzyżem nie jestem sam – jest Matka i św. Jan.

2 komentarze:

krucha85 pisze...

Cóż ostatnio pogryzło mnie wiele węży, ale patrzę już we właściwym kierunku :)
trochę zaczęłam się śmiać przy słowach "Kurcze, znowu ten ksiądz ma msze. Będzie długo…" :P ale Ci co chodzą na 19 już wiedzą, że jest długo ;)

Mamik pisze...

Alesuper pomysł z tymi kazaniami.