Tak "na szybko" postanowiłem podzielić się z Wami moim rekolekcyjnym doświadczeniem.
------------------------------
Poszukując odpowiedniego miejsca na osobiste rekolekcje postanowiłem w tym roku odbyć je w Eremie Ojców Kamedułów na krakowskich Bielanach. Szukałem miejsca, gdzie w ciszy i skupieniu będę mógł spojrzeć w świetle łaski na miniony rok oraz nabrać nowych sił duchowych. Idealnym miejscem okazały się właśnie Bielany. Tak więc miesiąc wcześniej zadzwoniłem do przeora - o. Marka i zarezerwowałem sobie termin.
W dniu rozpoczęcia rekolekcji na furcie przywitał mnie brat, który zajmuje się gośćmi. Zaprowadził mnie do „Domu kontemplacji”, gdzie dostałem własną celę, która na tydzień stała się moim miejscem modlitwy (klęcznik), posiłków (specjalny stolik) i wypoczynku (na pewno nie spałem w trumnie). Następnie zostałem oprowadzony po miejscach, gdzie każdy odprawiający rekolekcje może wchodzić, po czym dowiedziałem się zasadach i zwyczajach panujących w klasztorze. Dodam, że nie wolno było wchodzić na teren, gdzie stoją domki mnichów. Natomiast można było swobodnie korzystać z ogrodu i lasu, gdzie znajdują się m.in. kapliczki i ławki.
Warto opowiedzieć jak wygląda plan dnia.
Codziennie już o godzinie 3.30 donośne bicie dzwonu wzywało na „godzinę czytań” i „Anioł Pański”. Trzeba było, przynajmniej na początku, przezwyciężyć senność i szybko udać się do mrocznego, a zarazem pełnego niesamowitej aury świętości, kościoła, gdzie odbywały się modlitwy. Musze zaznaczyć, że korzystaliśmy z Monastycznej Liturgii Godzin, a więc nieco rozszerzonej w porównaniu do tej, którą odmawiam na co dzień.
Po „godzinie czytań” każdy wracał do swojej celi na czytanie duchowe. O godz. 5.30 dzwon wzywał na jutrznię, po której bezpośrednio była Msza św. Przewodniczyli jej na zmianę: przeor - o. Marek i o. Benedykt – pozostali zakonnicy to bracia (nie mają święceń kapłańskich). Po Mszy św. następowała modlitwa przedpołudniowa.
Wszystkie modlitwy oraz Msza św. odbywają się bez śpiewania (zwyczaj kamedulski) stosując tzw. melorecytację. Ten sposób modlitwy umożliwia skupienie się na słowach i rzeczywiste spotkanie z żywym Słowem.
Po porannym „bloku modlitewnym” następowała pora na śniadanie (7.30). Każdy posiłek przynosił brat i zostawiał go w menażce lub na talerzu w specjalnie do tego przeznaczonej wnęce. Musze przyznać, że jedzenie było wyśmienite. Bracia kucharze dokonywali wręcz kulinarnych cudów – oczywiście jarskich.
Czas od godz. 8.15 do godz. 11.15 przeznaczony był na ogólnie pojętą pracę: fizyczną czy duchową. Można było na przykład włączać się do prostej pracy fizycznej w samotności, którą przydzielał brat od gości.
Po pracy ponownie gromadziliśmy się w kościele na wspólnym różańcu, „Aniele Pańskim” i modlitwie południowej.
Obiad był o godz. 12.15. Do 14.30 następował czas wolny. Można było np. skorzystać z czytelni lub wyjść na spacer do ogrodu.
Od godz. 15.00 do 16.30 ponownie był czas na pracę, po której następowała kolacja (16.45).
Po kolacji, o godz. 17.30 rozpoczynały się nieszpory, a po nich „Anioł Pański”. Po modlitwie do godz. 19.00 był czas na czytanie duchowe.
Ostatni wspólny punkt dnia to kompleta o godz. 19.15, po której następowało tzw. święte milczenie. Od tej pory nie można już było wychodzić ze swojej celi.
Tak mniej więcej wygląda plan dnia. Na początku przerażało mnie wstawanie o 3.30 ale to tylko bezpodstawny lęk – przecież można już było udać się na spoczynek o 20.00! Tak więc spokojnie można się było wyspać.
Można było porozmawiać z bratem na furcie, który pełen zapału opowiadał o życiu mnichów, a także skorzystać z sakramentu pojednania, którego ojcowie chętnie udzielają.
Podsumowując, uważam że to wielka łaska od Pana, bym w tym miejscu - uświęconym nieustanną modlitwą mnichów i pustelników – przeżył swoje doroczne rekolekcje. Zachęcam także innych. Naprawdę warto.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz